
Mit o spadających butach
Załóżmy, że jesteśmy świadkami wypadku samochodowego. Na chodniku leży potrącona osoba, która zdaje się w ogóle nie ruszać. Na jej stopach nie ma butów, wylądowały gdzieś dalej, kilka metrów od niej. Pierwsza myśl? Trzeba wezwać pomoc. Dla części osób nie jest to niekiedy oczywistość. W porozrzucanych butach na jezdni widzą bowiem śmierć.Ratownik: Niektórzy wciąż w to wierzą
Jak tłumaczy nam ratownik medyczny Piotr Jagodowski, myślenie, że buty spadające podczas wypadków zwiastują zgon, to zwykły mit lub przesąd. – Ta sytuacja jest dość mało wysublimowaną (nazwijmy to) metodą, którą niektórzy świadkowie kierują się przy ocenie stanu poszkodowanego – tłumaczy.Co zrobić, gdy widzimy wypadek?
– Podczas wypadku najważniejsze jest bezpieczeństwo własne osoby udzielającej pomocy. "Martwy ratownik to zły ratownik". Zadbać o to można przez działanie np. w kamizelce odblaskowej, odpowiednie ustawienie własnego pojazdu, czy użycie trójkąta ostrzegawczego. Najpierw dbamy o to, później dopiero o to, co z poszkodowanym – oznajmia Jagodowski.C (control bleeding) - tamujemy masywne krwotoki; A - udrażniamy drogi oddechowe - optymalnie nie ingerując w odcinek szyjny kręgosłupa np. rękoczynem wysunięcia żuchwy (kiedyś eponimicznie nazywanym rękoczynem Esmarcha), B (breathing) - przez max 10 sekund dokonujemy kontroli oddechu - jeżeli nie czujemy przynajmniej 2 prawidłowych oddechów, uciskamy klatkę piersiową, zapewniając (C - circulation) krążenie krwi, co przyczynia się do zahamowania procesu obumierania mózgu, który występuje u osoby z nagłym zatrzymaniem krążenia, bez prowadzonych działań ratowniczych.