O tym, jak cała para poszła w gwizdek. Czyli małe, ale szczere streszczenie epoki Edwarda Gierka
redakcja naTemat
27 stycznia 2022, 09:55·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 27 stycznia 2022, 09:55
Gwizd. To pewnie byłby dźwięk tamtej epoki. Najpierw gwizd wiatru w polu, biedy i szczelin w budowanych na szybko nowych osiedlach. Potem gwizd zachwytu nad pomarańczą w grudniu i dobrobytem. A na koniec gwizdy z ust robotników, którzy zbuntowali się, gdy rachunkiem za rozwój na kredyt okazały się gigantyczne podwyżki.
Reklama.
Ile ludzi, tyle wersji historii. I najwidoczniej twórca filmu “Gierek”, który niedawno wszedł do kin, miał swój własny zamysł, jak opowiedzieć o jednym z najbardziej zapamiętanych włodarzy czasów komuny. Niestety, jak twierdzą krytycy, ten pomysł bardzo się nie sprawdził.
Ale życie Edwarda Gierka to nie nowum ani dla ludzi, ani artystów. Przez lata życiorys I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej narósł mitami. Piotr Gajdziński, autor książki “Czas Gierka. Epoka socjalistycznej dekadencji” opisuje okres jego władzy swoimi słowami.
To pełna smaczków opowieść o życiu w czasach dobrobytu, urzędowych machlojach, robotniczym buncie oraz rosnącym zadłużeniu. My wyciągamy dla was kilka wartych uwagi fragmentów, które pokażą, jak żyło się w luksusowej gierkowej bańce.
Od Władka do Edka
Od lat w badaniach socjologicznych pojawiają się cechy idealnego lidera: inteligencja, męskość, wychodzenie "do ludzi", otwartość, sumienność oraz dominacja.
I choć w Polsce socjalistycznej lidera nie można było tak sobie wybrać, to można było go ocenić.
Poprzednik Gierka, Władysław Gomułka, to był człowiek "swój". Miał przeszłość komitetową i tak działał. Od 1943 roku był w partii i do lat 70. wierny był jej polityce. Ale jego największą wadą była... skromność.
"Nosił eleganckie, dobrze skrojone garnitury, kolorowe krawaty, nie miał wciąż ponurej miny, która cechowała jego poprzednika. To się spodobało, aspirujący naród z ulgą powitał przywódcę, którego entourage niewiele różniło się od tego, którym wyróżniali się przywódcy Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych".
Nie bał się wyjść do ludzi, rozmawiać z robotnikami, zaczepiać dziewczyny w zakładach pracy. W tamtym czasie telewizja i gazety produkowały wiadomości z kolejnych wizyt gospodarza doglądającego dobrobytu. Taki był Gierek. "Swój", ale dla ludzi.
Smalec, drinki, pomarańcze
Gdy w styczniu 1971 roku Edward Gierek ramię w ramię z Piotrem Jaroszewiczem (premierem) oraz Wojciechem Jaruzelskim (szefem obrony narodowej) stanął pod bramami stoczni, w której odbywał się strajk robotników, zrobił na wszystkich wrażenie.
Żywy człowiek z samej góry, który przyszedł rozmawiać. Nie do pomyślenia. A jednak. I choć samo spotkanie zostało owiane setką legend zachowania "dobrego wujaszka Edzia", to prawda jest taka, że dalej było to spotkanie ważnych ludzi z ważnymi ludźmi.
Tym, co warte zapamiętania to wypowiedź jednego ze stoczniowców, który produkt po produkcie wyliczył Gierkowi koszty życia swojej pięcioosobowej rodziny. "Policzmy wydatki. W pięcioosobowej rodzinie: na śniadanie każdemu po bułce z wodą, to jest 2 złote, na kolację to samo – 4 złote. Obiad najtańszy 12 złotych na osobę – 60 złotych, automatycznie 64 złotych dziennie. W skali miesiąca wychodzi 1800 w przybliżeniu 1900 złotych na samo takie życie. A w stoczni praca jest ciężka, każdy kadłubowiec musi się odżywiać, bo naprawdę po piętnastu latach trumna!”.
Co na to sekretarz PZPR? Ano w końcu przyznał się, że sytuacja jest trudna, a rząd musi sprowadzać zza granicy smalec. Tak ruszyła lawina zagranicznych produktów dobrobytu.
Za chwilę pojawiło się 12 tysięcy ton margaryny dostarczanej przez Związek Radziecki. Smak grudniowych pomarańczy importowanych z Kuby do tej pory wspominany jest przez wszystkie pokolenia. A tradycja cytrusowa w okolicach Bożego Narodzenia to niemal religia. Tak, jest wtedy sezon na owoce cytrusowe, ale takich jak za Gierka już się zjeść nie da. A jak karnawał to serwowano drinki z wódki żytniej i soku Dodoni.
Świętować też było gdzie, bo w latach 70-tych budowano 300 tysięcy mieszkań rocznie. Budownictwo z wielkiej płyty skróciło czas oczekiwania na własne "M". A pod blokiem można było zaparkować flagowy samochód tamtych czasów - Fiata 126p. Zjeżdżały z linii produkcyjnej prawie tak licznie, jak powstawały mieszkania. W tym czasie produkcja maluchów wzrosła do 100 tys. rocznie.
Zachód zazdrości Polsce
Dziennik Telewizyjny informuje, że zachód zazdrości nam "szybkiego rozwoju, nowoczesnych technologii powstających w polskich laboratoriach, kombajnów, rozpędzającej się mechanizacji rolnictwa, powszechnych wczasów organizowanych przez związki zawodowe, warszawskiej Wisłostrady i Dworca Centralnego".
Nawet dworca. Wyobraźcie to sobie. A i na głowę powraca nam korona królów. W 1971 odbudowywany jest Zamek Królewski, ikona Wielkiej Polski przywracająca nam siłę Jagiellonów.
Polacy jeżdżą na wczasy nad morze i na Mazury. Początek laby otwiera festiwal muzyczny w Opolu, a piłkarze reprezentacji grają jak nigdy. W 1974 roku relacja ze stolicy polskiej piosenki zostaje przesunięta, bo gramy ze Szwecją. W tych Mistrzostwach Świata zajmiemy 3. miejsce.
Skaldowie śpiewają "Wszystko kwitnie wkoło", Ewa Bem mruczy o "Koledze maju", a hitami tego roku są "Na luzie" i "Bez pieniędzy" zespołu 2 plus 1.
Skoro jest tak dobrze, to czy może być źle? Kto jest wrogiem nieustannie rozwijającej się Polski? Kto chce zniszczyć letni odpoczynek nad Bałtykiem i zabrać ze stołów margarynę?
Wichrzyciele
Wrogowie Polski Ludowej nie śpią. Inteligencja nie śpi i pisze listy sprzeciwiające się nowym zapisom w Konstytucji i wiecznemu sojuszowi z ZSRR. Robotnicy nie śpią, bo odchodzą od maszyn w zakładach pracy i budzą ich koszmary o braku podwyżek.
Za chwilę bańka pęknie. Zaraz pojawią się kartki na cukier i masło. Nie będzie mięsa na obiad i ziemniaków, bo w 1975 roku kraj dotknie nieurodzaj.
Gospodarka nie może rosnąć w nieskończoność i powie to nawet ekonomista-laik. Ale do tej pory cała polityka Gierka oparta była na idei ciągłego wzrostu. Nie mogli "dowieźć", bo nie było z czego. Zaczęto zamykać inwestycje, ale dalej pompowano pieniądze w nierentowną Hutę Katowicę.
Krótkotrwałym ratunkiem dla deficytu w budżecie i szansą na spłatę kredytów miała być sprzedaż... 100 czołgów premierowi Libii. "„Nasi, oczywiście, zgodzili się, ponieważ płacił gotówką. W nocy gość zaczął myśleć, obliczać i rano
oświadczył, że kupuje nie sto, ale czterysta czołgów – opisywał Mieczysław Rakowski, wicemarszałek ówczesnego Sejmu. – Ponieważ nie mamy na stanie tylu luzem stojących czołgów, po prostu rozbrojono dwie dywizje pancerne. Jaruzelski wał włosy z głowy, ale nic to nie pomogło".
W 1976 roku milicja tłumi strajki w Ursusie i Radomiu. Ta przemoc jest jak iskra. "Trzeba pójść do tych fabryk, trzeba im powiedzieć, jak ich nienawidzimy, jak pogardzamy nimi, jak plujemy na nich” - powiedział Edward Gierek do sekretarzy wojewódzkich partii. Już nie ma "rodaków" i kolegów po fachu, ludzi ciężkiej pracy, których gładził słowami o identyfikacji z ich losem, bo też kiedyś pracował w kopalni. Są wrogowie. A wrogów trzeba niszczyć.
25 czerwca robotnicy zakładów Metalowych im. generała "Waltera" w Radomiu zbierają się pod komitetem wojewódzkim partii. Nie otrzymują żadnej odpowiedzi na swoje postulaty i zaczynają niszczyć budynek.
Milicja pałuje, zaciąga do aresztu, gnębi rodziny strajkujących. Ludzie nie pozostają obojętni. Rodzi się w nich, nie strach, jak oczekiwałaby tego władza, ale solidarność.
Za dwa lata powstaną Wolne Związki Zawodowe Górnego Śląska, potem Wybrzeża. W tym samym roku na papieża zostanie wybrany Karol Wojtyła. Dla katolickiego kraju to wiatr w skrzydła. Zaraz przyjdzie mroźna zima i wymiecie Gierka ze stanowiska.
Ale nawet kilkumetrowe hałdy śniegu nie przykryją rabanu, jakiego narobił "kochany przez wszystkich" I sekretarz KC PZPR. Gwizd wiatru i biedy niesie się przez Polskę. Rok 80-ty przyniesie wielkie zmiany, ale to już inna opowieść.