nt_logo

Nawet lawinowa "dwójka" to zagrożenie. Dwóch przewodników wyjaśnia, jak nieprzewidywalne są Tatry

Marcin Szkodziński

19 lutego 2022, 12:54 · 4 minuty czytania
Zimą Tatry mogą okazać się śmiertelną pułapką dla nieświadomych turystów, którzy wybiorą się w miejsca, w których często dochodzi do samoczynnego schodzenia lawin. Nie da się jednak zagwarantować, że w 100 pro. lawina zejdzie, lub nie. – Nie ma reguły na to, gdzie zejdzie lawina. Wszystko zależy od tego, z której strony wieje wiatr, jaka jest ilość śniegu, a także jak jest związany z podłożem. Jest wiele czynników – mówi Zdzisław Chmiel, tatrzański przewodnik wysokogórski.


Nawet lawinowa "dwójka" to zagrożenie. Dwóch przewodników wyjaśnia, jak nieprzewidywalne są Tatry

Marcin Szkodziński
19 lutego 2022, 12:54 • 1 minuta czytania
Zimą Tatry mogą okazać się śmiertelną pułapką dla nieświadomych turystów, którzy wybiorą się w miejsca, w których często dochodzi do samoczynnego schodzenia lawin. Nie da się jednak zagwarantować, że w 100 pro. lawina zejdzie, lub nie. – Nie ma reguły na to, gdzie zejdzie lawina. Wszystko zależy od tego, z której strony wieje wiatr, jaka jest ilość śniegu, a także jak jest związany z podłożem. Jest wiele czynników – mówi Zdzisław Chmiel, tatrzański przewodnik wysokogórski.
fot. Ł.Migiel / TOPR

Tatry polskie w przeciwieństwie do słowackich nie zostają zamknięte na okres zimowy. Nasi południowi sąsiedzi na okres zimy wprowadzili zakaz wychodzenia powyżej schronisk. Tatry po polskiej stronie są natomiast pozostawione do eksploatacji z wyjątkiem trzech szlaków.


- W Tatrzańskim Parku Narodowym mamy trzy szlaki, które każdej zimy są zamykane. Najbardziej popularny to ten z Morskiego Oka przez Świstówkę Roztocką do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Drugi szlak prowadzi z Doliny Tomanowej na Chudą Przełączkę i trzeci z Przełęczy Grzybowiec na Wyżnią Konradzką Przełęcz. Te szlaki są zamykane ze względów przyrodniczych. Mamy tam tokowiska Głuszców na wiosnę czy ostoję kozic – zaznacza Tomasz Zając z Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Mimo oficjalnej informacji o zamknięciu szlaków ze względów przyrodniczych często dochodzi w tych miejscach do samoczynnego schodzenia lawin. - W te miejsca nie powinno się wcale zaglądać – mówi Zdzisław Chmiel.

Liczą się umiejętności. Mniej doświadczonym pozostają dolinki

Zagrożenie lawinowe codziennie jest monitorowane przez Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, które wydaje komunikat lawinowy oraz informuje o stopniu zagrożenia lawinowego. Mimo iż zagrożenie podawane jest w pięciostopniowej skali, to w polskich Tatrach występuje maksymalnie 4-ty stopień zagrożenia lawinowego. Najwyższy stopień zagrożenia zarezerwowany jest dla sytuacji, w której lawiny zagrażają osiedlom mieszkalnym.

– Zagrożenie lawinowe nie oznacza, że nie można się poruszać, ale trzeba mieć niesamowitą wiedzę i duże doświadczenie, żeby bezpiecznie poruszać się powyżej granicy lasu. Dla przeciętnego turysty pozostają najlepiej szlaki do schronisk, ścieżka nad i pod reglami oraz dnami dolin – zaznacza Zdzisław Chmiel dodając, że i w tych niższych partiach Tatr może zejść lawina, która sięgnie dna doliny.

- Na zimowych mapach turystycznych są wyrysowane miejsca, gdzie najczęściej spadają lawiny. Z reguły są to stoki o wystawie zawietrznej, czyli śnieg zostaje przeniesiony na strony zawietrzne, gdzie powstają duże depozyty śniegu jak również nawisy, które grożą oberwaniem i spowodowaniem lawiny. Szczególnie narażone są żleby, które wydają się wąskie, ale górą się rozszerzają tworząc charakterystyczny lej. Przykładami tego są żleb Żandarmerii oraz Marchwiczny, który ostatnio wyjechał ze sporą ilością śniegu - mówi przewodnik.

Bagatelizują zagrożenie lawinowe

Znaczna część osób wybierających się w Tatry nie czyta komunikatów lawinowych, a o stopniu zagrożenia lawinowego dowiadują się dopiero z tabliczek umieszczonych przy wejściach na teren TPN. Niestety taka ignorancja może kosztować nawet życie osoby wybierającej się w góry.

- Przy drugim stopniu zagrożenia lawinowego jest najwięcej wypadków lawinowych i to tych śmiertelnych. To, że jest dwójka, to nie znaczy, że lawina nie zejdzie. Lawina może zejść samoczynnie na zboczu o nachyleniu 40 st. lub przy dużym obciążeniu dodatkowym wywołanym przez narciarzy lub turystów pieszych. Takie miejsca należy pokonywać z dużymi dystansami pomiędzy osobami – wyjaśnia Chmiel.

Zimowe obejścia szlaków dla bezpieczeństwa turystów

Na terenie TPN obowiązuje zakaz schodzenia z wyznaczonych szlaków. Także zimowi turyści powinni trzymać się schowanych pod śniegiem szlaków niezależnie od tego, czy poruszają się pieszo, czy na nartach. Są jednak specjalne obejścia, które wprowadzono dla bezpieczeństwa.

- Mamy tzw. warianty zimowe. Jeżeli wybierzemy się na najwyższy szczyt Polsce, to na Rysy idziemy nie tzw. Grzędą, którędy wiedzie szlak letni, tylko Rysą. Ze względu bezpieczeństwa wybierane są obejścia zimowe – informuje Tomasz Zając, także przewodnik.

Zimowe obejścia znajdziemy także przed schroniskiem w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, na Czerwonych Wierchach i wchodząc na Kopę Kondracką od strony schroniska w Dolinie Kondrackiej.

Zimowe zamknięcie szlaku ze względu za zagrożenie lawinowe

Zamknięcie szlaków z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka oraz do Doliny Pięciu Stawów Polskich z początku lutego to pierwsze zamknięcie szlaków ze względu zagrożenia lawinowego od wielu lat. O zamknięciu TPN poinformował dzień po tym, jak duża lawina zeszła na taflę morskiego Oka przełamując ponad półmetrowy lód i niszcząc infrastrukturę przy jeziorze.

- U nas staramy się nie zamykać szlaków ze względów lawinowych. Ten wyjątek w Morskim Oku został wprowadzony po ustaleniach z TOPR. Jest tam tak duża ilość ludzi nieświadomych, którzy zatrzymują się właśnie przy Żlebie Żandarmerii. Często są to osoby z małymi dziećmi, które robią sobie odpoczynek w tym bardzo niebezpiecznym miejscu – zauważa Zając.

– Aby uniknąć tragedii na wielką skalę, ta droga została w tym czasie trudnych warunków lawinowych zamknięta. W wysokich partiach Tatr zimą mamy raczej do czynienia ze świadomymi turystami. Na wspomnianej drodze do Morskiego Oka mamy do czynienia z ludźmi w większości nieświadomymi zagrożeń, dlatego pewne decyzje trzeba podejmować za nich – dodaje.

Najważniejsze, żeby uniknąć zagrożenia. Co jednak, jak lawina nas porwie?

Komunikaty lawinowe, informacje o zagrożeniach oraz szkolenia lawinowe mają na celu uchronienie turystów od zagrożenia utraty zdrowia lub życia na skutek zejścia lawiny.

- Jeżeli jesteśmy na nartach, to je odpinamy. Zrzucamy plecak i odrzucamy kijki. Staramy się wykonywać ruchy pływaka. W momencie zastygnięcia śniegu staramy się trzymać jedną rękę w górze – tłumaczy Zdzisław Chmiel zaznaczając, że nawet wprawieni turyści w lawinie mogą sobie nie poradzić.

Bardzo często widać też osoby poruszające się zimą po Tatrach z plecakami lawinowymi. Te urządzenia pomagają w przypadku porwania przez lawinę, jednak nie dają gwarancji przeżycia. Zdarzały się przypadki, że poduszka się nie otworzyła lub z nerwów turysta urwał rączkę. Zdarzają się także przypadki brawury, kiedy turysta poruszający się z plecakiem idzie w miejsce, gdzie nie powinien się znajdować sądząc, że plecak da mu bezpieczeństwo.

Liczy się pierwsze 15 minut

- Wszystkie statystyki mówią o tym, że przez pierwsze 15 minut od zasypania człowieka są największe szanse na przeżycie przysypanego. W ciągu tych 15 minut, żadna służba ratunkowa nie zdoła dotrzeć na miejsce. Tu jest istotne posiadanie lawinowego ABC i umiejętność posługiwania się nim – mówi Zdzisław Chmiel.

Wybierając się w góry detektory lawinowe powinny zostać włączone na nadawanie i schowane pod odzieżą. W momencie, gdy lawina przysypie kogoś z uczestników wyprawy ci, którzy zostali na powierzchni, przełączają detektory w tryb szukania. Urządzenia wskazują kierunek oraz odległość wyświetlając informacje na monitorze, a także emitując dźwięk, którego częstotliwość zwiększa się podchodząc do celu.

Po namierzeniu detektorem zasypanej osoby należy ustalić jej położenie przy użyciu sondy lawinowej. Następnie należy przystąpić do odkopania i udzielenia pierwszej pomocy.

- Góry są i zawsze będą. Będziemy zawsze do nich mogli wrócić. Jeżeli nam coś się stanie, to już powrotu może nie być – zaznacza Zdzisław Chmiel.