Mają 500 plus, a nie mogą kupić komputera dziecku?
Brid

Scenariusze nie zawsze są takie, jak zakładamy

Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

Tydzień temu w naTemat opublikowaliśmy tekst o oddawaniu za darmo starego laptopa. Jak się okazało, w Polsce nie brakuje osób, którym nawet stary, ale działający sprzęt może znacząco poprawić komfort życia. Materiał wywołał poruszenie wśród naszych czytelników, wielu z nich zaoferowało swoją pomoc potrzebującym.
Już w momencie publikacji tekstu, zapowiedzieliśmy, że tematowi przyjrzymy się szerzej. Ostatnie dni poświęciliśmy na przygotowanie serii tekstów szczegółowo opisujących problem.
Ten problem nie zniknął wraz z ogłoszeniem powrotu uczniów do szkół. Ten problem nie zniknie po zakończeniu pandemii, bo po pierwsze nie dotyczy tylko nauki zdalnej, a po drugie nie dotyczy tylko dzieci. Ten problem narasta, bo według szacunków skrajnego ubóstwa w Polsce jest coraz więcej.
Ten problem, czyli brak dostępu do komputera. Luksus czy podstawowa potrzeba w XXI wieku? Nie chodzi przecież o posiadanie sprzętu, chodzi o to, co on umożliwia, a przed czym zatrzaskuje drzwi jego brak.
Wszyscy mają równe szanse? Ano nie mają. To mit, choć piękny i być może dodający otuchy. Strać się może każdy, ale nie każdy startuje z tego samego miejsca i z takim samym wyposażeniem.
Żadne wymyślne zdania i metafory nie zobrazują jednak problemu tak dobrze, jak prawdziwe historie. Takie właśnie udało nam się zebrać. Tak żyją ludzie, którzy komputerów potrzebują, a nie stać ich na taki zakup. A przecież może być to każdy. Ktoś mijany na ulicy, sąsiad z naprzeciwka, koleżanka z ławki naszej córki. Takich domów jest w Polsce wiele.

Fot. Piotr Molecki/East News

DOM NUMER JEDEN

Zaczynają się lekcje, ale dzwonka nie będzie. To oczywiście nie taka znowu rzadka sytuacja, odkąd dowiedzieliśmy się, co tak naprawdę oznacza pandemia. W domu numer jeden mieszka siedmioosobowa rodzina, dzieci jest pięcioro. Pewnie dobrze mieć tyle rodzeństwa, kiedy jest czas wolny, bo ma się go z kim dzielić. Niedobrze jednak, gdy chodzi o naukę zdalną.
Dokładnie o ósmej wszyscy mają pierwszą lekcję. Wszyscy, a komputer jest jeden. Każde dziecko jest w innym wieku, każde ma inny plan zajęć. Co może zrobić rodzic w tej sytuacji? Musi wybrać. Tylko jak? Jak zdecydować, która lekcja jest ważniejsza? Jedno dziecko siedzi przed komputerem na jednej lekcji, drugie zobaczy kolegów i nauczycielkę na ekranie dopiero za godzinę. I tak po kolei, żeby każdy skorzystał chociaż trochę.
Trudno sobie to wyobrazić? A i owszem, ale na tym nie koniec. Dzieci zaczynają rywalizować między sobą o to, które będzie online na zajęciach, a które się nie połączy.

ZNIKAJĄCE DZIECI

– Problem jest ogromny, ale mało kto go w ogóle bada. Nauka zdalna tylko go wyeksponowała. Nie było świadomości skali, dlatego nie pojawiły się wcześniej programy rządowe czy NGO-sowe, które w znacznym stopniu pomogłyby zmniejszyć zapotrzebowanie na komputery. Wiele dzieci bez dostępu do komputerów nagle zniknęło. Nie brały udziału w lekcjach online – mówi Iwona Duda prezeska Fundacji Sarigato. Fundacji, która potrzebujących wyposaża nie tylko w sprzęt, ale i w niezbędne do budowania lepszej przyszłości kompetencje
Czy dziećmi, które zniknęły, nikt się nie interesuje? Nie. Dostają instrukcje nie tylko dotyczące pracy domowej, ale i materiału, który cała klasa poznaje na lekcji, SMS-em lub mailem. To dzieje się naprawdę. O tych przypadkach opowiada rozmówczyni naTemat.
– Nie uczestniczą w zajęciach, ale mają przykaz od nauczycielki, żeby samodzielnie odrobić zadania. Samodzielnie w domu bez nauczyciela. Takich przypadków jest dużo. Na początku pandemii, teraz było tego zdecydowanie mniej, zdarzało się też, że dostawaliśmy prośby o przekazanie drukarek, bo dzieci otrzymywały do wydrukowania zadania, a nie miały ani drukarek, ani komputerów. Nie wspominając już o papierze do drukarek i tuszu. To kosztuje. Osoby potrzebujące mają z tym problem, szczególnie domy dziecka – przyznaje Iwona Duda.
Do fundacji docierały też sygnały od rodziców, którzy prosili o pomoc, bo ich dzieci owszem miały komputery, ale sprzęt nie miał kamerki. Efekt? Obniżona ocena z zachowania, złe oceny z przedmiotów szkolnych i… zagrożenie, że uczeń nie zda do następnej klasy.

Fot. Anna Golaszewska/East News

DOM NUMER DWA

W tym domu mieszka babcia i jej wnuczek. Kobieta wychowuje go sama, bo rodzice chłopca zmarli. Dziecko ma rentę, babcia emeryturę, ale nie oszukujmy się, nie jest to oszałamiająca kwota. Poza tym są jeszcze problemy finansowe. Nie stać ich na komputer.
Kobieta się jednak nie poddaje, chce dla dziecka jak najlepiej. Usłyszała gdzieś w telewizji informację o fundacji, która może pomóc. Ktoś doradził, podpowiedział, a ona znalazła numer. Zadzwoniła i poprosiła o wsparcie.

POJAWIA SIĘ WSTYD

Do Fundacji Sarigato zgłaszają się rodzice. Czasami się wstydzą… Prosić o pomoc nie zawsze jest łatwo. Mimo to część z nich odważnie walczy o polepszenie sytuacji swoich dzieci. Są też jednak i tacy dorośli, którzy nie potrafią prosić, choć przecież dla ludzi, którzy w fundacji pracują, te prośby to oczywistość.
– Próbują okazywać emocje, żeby ten wstyd trochę zamaskować. Tłumaczą się. Mówią, jak jest trudno, mówią, że dzieci są wykluczone. To są bardzo przykre sytuacje. Matka chciałaby dobrze dla dziecka, a sama ledwo ma co włożyć do garnka – zaznacza Iwona Duda.
– Najgorsze jest to, że musimy wybierać. Mamy setki zgłoszeń, one cały czas spływają. Trzeba kategoryzować, kto jest bardziej potrzebujący. Chętnie bym pomogła każdemu, ale tak się nie da. Nie łatwo jest też weryfikować tych ludzi. Kontaktujemy się z różnymi instytucjami, prowadzimy rozmowy. Wiadomo, że zdarzają się także osoby, które próbują nas oszukać… Weryfikujemy i poznajemy historie, które są poruszające – dodaje.
W niektórych rodzinach świadomość, jak ważny są dziś cyfrowy rozwój i cyfrowe kompetencje, jest niska. Gdy zaczęła się pandemia i zapadła decyzja o nauce zdalnej, liczyli, że to minie, że przetrwają – jakoś, ale jednak. Po co im 5 komputerów w domu?
– Ten pandemiczny czas się rozciąga, więc i to przetrwanie się rozciąga, a komputerów nadal nie ma. Niektórzy licząc na to, że wszystko zaraz się skończy, nie chcieli i nie chcą inwestować w sprzęt. Jest to jednak krótkowzroczność. Często rodziny te, akurat mówimy o ubogich np. z obszarów wiejskich, nie są na tyle wyedukowane i świadome, jak ważny jest rozwój kompetencji cyfrowych, jak ważne jest to, aby dziecko w pewnym wieku miało komputer, dzięki któremu może się rozwijać, edukować. Uczyć nowych rzeczy – podkreśla prezeska Fundacji Sarigato.

Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

DOM NUMER TRZY

Pan Ireneusz jest już na emeryturze. Mieszka sam. Jego żona zmarła kilka lat temu. Żyje raczej skromnie, a kiedy zdarzy się niespodziewany wydatek – choćby choroba i konieczność kupna dodatkowych leków – można powiedzieć, że ledwo wiąże koniec z końcem. Komputer? Nie ma mowy o takim sprzęcie. Jest gdzieś na liście potrzeb, ale raczej na odległej pozycji.
A przecież bardzo by mu się przydał. Jego córka i wnuczka mieszkają daleko, zagranicą. Gdyby miał laptopa z kamerką, mógłby częściej je widzieć. Na razie musi jednak wystarczyć telefon i wizyty w klubie seniora, gdzie jest komputer i gdzie dobrzy ludzie pomagają mu raz na jakiś czas połączyć się z rodziną. Wszystko to trzeba jednak dobrze zaplanować, spiąć grafiki wielu osób.

NIECHĘĆ OGRANICZA SAMODZIELNOŚĆ

Starsi ludzie się boją, machają ręką i mówią, że to nie dla nich, to dla młodych. A młodzi nie zawsze mają cierpliwość do dzielenia się wiedzą – wiele i wielu z nas odnajdzie siebie w tym stwierdzeniu.
Co to oznacza w praktyce? Oznacza to podróże do urzędów, często oddalonych kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilometrów od domów. Oznacza to wizyty na dworcu, żeby sprawdzić rozkład jazdy. Oznacza to konieczność częstego proszenia bliskich o pomoc, gdy coś trzeba znaleźć, sprawdzić, wydrukować. Nie zawsze jednak jest kogo poprosić.
W tym przypadku trzeba jednak powiedzieć o dwóch istotnych kwestiach. Brak umiejętności korzystania z usług elektronicznych obniża jakość życia. Może być to oczywiście spowodowane niechęcią do nowych technologii, lękiem przed popełnieniem błędu i przekonaniem, że "już niczego i tak się nie nauczę", ale nawet jeśli są chęci, wielu seniorów nie stać na komputer.
Owszem można skorzystać z tego, co oferują świetlice lub biblioteki, ale muszą one być na wyciągniecie ręki i… trzeba umieć odnaleźć się w cyfrowym świecie, czyli wracamy do początku – strachu.
A komputer oznacza samodzielność. Dla osób z niepełnosprawnościami jest oknem na świat. Wyświechtane hasło, ale bardzo prawdziwe. – Jeśli niepełnosprawność zdarzy się w rodzinie uboższej, gdzie – znowu muszę to powiedzieć – nie ma świadomości, jak istotny jest dostęp do sieci i rozwój cyfrowych kompetencji – to takie osoby z automatu mają trudniej. Są spychane na ubocze. A tu nie chodzi już tylko o edukację, tu chodzi o usamodzielnienie, o życie. Tacy ludzie po prostu będą mieli w życiu ciężko – mówi Iwona Duda.

Fot. Witold Rozbicki/REPORTER

DOM NUMER CZTERY

Tu mieszka mężczyzna z niepełnosprawnością. Ma problemy z poruszaniem się, a komputer, tak, tak... byłby jego oknem na świat. Umożliwiłby mu rozwój. Dostaje rentę, ale to wystarcza mu tylko na zaspokojenie codziennych potrzeb.
Dobrze jednak wie, że dużo kursów i zajęć dla osób z niepełnosprawnościami jest też online i stara się brać w nich udział. Robi to korzystając tylko ze swojego telefonu komórkowego, bo tylko to posiada. Telefon też najnowszy nie jest, więc możliwości są ograniczone.

500 PLUS NIE WYSTARCZA

Jest 500 plus, a nie ma komputera i to po dwóch latach zdalnej nauki. Jak to możliwe? Oburza się część z nas. – Jest to kwestia wielu czynników. Wszystko drożeje, a 500 plus w dużej mierze, w przypadku ubogich rodzin, idzie na koszyk produktów podstawowych, na rachunki, usługi, jedzenie, leki, ciuchy. Jest na co wydawać pieniądze – odpowiada prezeska Fundacji Sarigato.
Bywa i tak, że komputer jest w domu, ale jeden na kilkoro dzieci, a to już niemały problem. Aby więc wszystko działało tak, jak trzeba, konieczne byłoby kupienie np. 5 komputerów. Stacjonarnych nie dałoby się ustawić w jednym małym mieszkanku, więc w grę wchodziłyby tylko laptopy.
– Jeśli mówimy o dzieciach potrzebujących, które np. są w rodzinnych domach dziecka, to często mówimy o dzieciach pokrzywdzonych, z którymi się pracuje choćby terapeutycznie na różnych zajęciach. Do tego dochodzą rehabilitacje, gdy ktoś ma problemy zdrowotne. Jest dużo potrzeb, którymi trzeba się zaopiekować najpierw i bardziej… – wyjaśnia nasza rozmówczyni.

DOM NUMER PIĘĆ

Sytuacja rodziny tu mieszkającej jest bardzo trudna. Opiekę nad dwójką chłopców sprawuje ich babcia. Jeden z nich, po tym co przeszedł w domu rodzinnym, ma za sobą epizod depresyjny. Właśnie przygotowuje się do egzaminu ósmoklasisty. Chłopiec cierpi na przewlekłą chorobę – martwicę piszczelową obu kończyn dolnych.
Dzieci nie mają żadnego wsparcia ze strony biologicznych rodziców. Tu też przydałby się komputer, dlatego kobieta zgłosiła się do Fundacji Sarigato, która tworzy społeczność Hakersów.

COŚ WIĘCEJ NIŻ TYLKO KOMPUTER

Fundacja nie tylko przekazuje komputery potrzebującym – które oczywiście najpierw musi zdobyć – bo samo ofiarowanie sprzętu sztuką nie jest, nie chodzi przecież o to, żeby dziecko grało w gry lub marnowało czas na głupoty w internecie. Sztuką jest razem z komputerem ofiarowanie dziecku możliwości rozwijania kompetencji, wyposażanie go w sprawczość i w świadomość, że może coś zmienić, coś osiągnąć.
– Przychodzimy do domów dziecka, do potrzebujących rodzin i mówimy "uczcie się". My wam damy komputery, nauczyciela, ale musicie się uczyć. Wymagamy od nich dużo. To jednak zaprocentuje. Wystarczy, żeby te dzieciaki nauczyły się konsumować technologie, wyszukiwać informacje, żeby nie dały się oszukać. Wystarczy, żeby sobie poradziły – zaznacza prezeska fundacji.
– Ogromny problem jest w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, świetlicach środowiskowych, domach dziecka, gdzie owszem jest sala komputerowa, ale wyposażona w 5 komputerów przy 25 podopiecznych. Jak mają się uczyć w takiej sytuacji? Takich zgłoszeń mamy bardzo dużo. Wysyłamy całe palety komputerów do tych placówek. Robimy tam tzw. Sale Hakersów. Nie dość, że nadrabiają w nich zaległości szkolne, uczą się, to od razu wciągamy je w zajęcia z nowych technologii. Wszystko po to, żeby się pobawiły, zajawiły tym, żeby się nie bały – mówi Iwona Duda.

DOM NUMER SZEŚĆ

Ten dom to dom dziecka. Wychowankowie mają do dyspozycji komputer. Jeden stacjonarny i cztery laptopy. Sprzęt jest jednak z "odzysku", ma dziesięć lat, więc nie nadaje się do nauki zdalnej, nie spełnia minimalnych wymagań.

DROGA Z KTÓREJ LEPIEJ NIE SCHODZIĆ

Fundacja może nieść pomoc dzieciom, młodym ludziom wykluczonym cyfrowo, dzięki ogólnopolskiej sieci Hakersów. Tworzą ją osoby, które chcą zmienić życie innych na lepsze i nie ma w tym zdaniu przesady. Wspierają dzieci w usamodzielnianiu się. Przy przekazywaniu sprzętu Fundacja Sarigato współpracuje z inicjatywą #UwolnijZłomka.
Fundacja wspiera dzieci i młodzież z trudnych środowisk, organizując wycieczki do firm, warsztaty oraz regularne zajęcia. Dla najmłodszych są to zajęcia z robotyki, dla nastolatków - z programowania, zaś dla pełnoletnich intensywne kursy z możliwością zdobycia pierwszego stażu lub pracy.
– Jeśli ktoś wejdzie na tzw. drogę Hakersa, to my już będziemy taką osobę mobilizować i motywować do tego, żeby z nami została do momentu znalezienia pracy. Każdy wchodzi na tę drogę w odpowiednim dla siebie momencie. Dzieci wykluczone najpierw dostają komputer, później sprawdzamy, co potrafią. Jeśli wiedzą niewiele lub nic, to zaczynamy od podstawowych warsztatów, od tego, jak wchodzić do internetu, jak założyć maila. Ważne jest też cyberbezpieczeństwo. Gdy okazuje się, że dzieci mają braki w nauce, to organizujemy korepetycje online. Jeżeli nadrobią zaległości, zapraszamy ich na kurs z nowych technologii – mówi Iwona Duda.
– Programowanie blokowe, nauka angielskiego poprzez granie w gry, np. w Minecrafta. Jeśli ktoś złapał bakcyla, wchodzimy w programowanie w językach programowania. Choć wprowadzamy też kursy z Excela, z zarządzania projektami i z grafiki komputerowej. Niekoniecznie każdy musi być programistą. Chodzi raczej o to, żeby znaleźć coś dla siebie w tym cyfrowym świecie – dodaje.
Fundacja działa w myśl zasady "dać wędkę, a nie rybkę". Choć te dzieciaki mają trudno w życiu, to mogą coś zmienić. Mogą o siebie zawalczyć.
– Mamy SuperBohakerów, czyli osoby, które pomagają. Jest jak w grze, dziecko idzie, a po drodze pojawia się SuperBohaker, który daje mu jakieś super moce. To może być jakaś firma, która przekazuje grant, to może być wolontariusz, który uczy naszych podopiecznych – wyjaśnia prezeska Fundacji Sarigato.

DOM NUMER SIEDEM

Niewielka wieś w województwie mazowieckim, 300 mieszkańców. A wśród nich rodzina zastępcza, która ma pięcioro dzieci w wieku szkolnym. W domu jest jeden komputer stacjonarny. 200 km dalej położona jest wieś, w której mieszka pół tysiąca osób, w tym rodzina zastępcza z 13 dziećmi. Do nauki mają dwa laptopy.

CHODZI O PRZYSZŁOŚĆ

Brak komputera to nie tylko kłopoty w przypadku nauki zdalnej. Brak komputera, dostępu do internetu zatrzaskuje dzieciom drzwi do lepszej przyszłości. Nasz świat dziś funkcjonuje tak, a nie inaczej. Nie trudno sobie wyobrazić, jak może wyglądać za 20 lat, gdy ci dziś najmłodsi, będą dorośli.
Nie uciekniemy od nowych technologii. Zapotrzebowanie będzie coraz większe, o czym przekonują specjaliści. Według raportu "Pracownik przyszłości" do 2030 roku o 50 proc. zwiększy się czas pracy związany z umiejętnościami technologicznymi.
– Wszelkie raporty branżowe, zawodowe, pokazują, że wiele, jeśli nie większość zawodów, będzie szło w technologie. Dziś rozwój cywilizacyjny i technologiczny oznacza jedno. I to się już nie zmieni. Już teraz brakuje pracowników, którzy odnajdują się w tym obszarze. Jeśli więc dzieci mają odciętą drogę do rozwoju cyfrowych kompetencji, to odcina się im drogę do lepiej płatnych i pożądanych zawodów – podkreśla Iwona Duda.
– Kiedy organizowaliśmy warsztaty, zdarzały się i takie przypadki, że dzieciaki nie miały maila, a mam na myśli starsze dzieci. Nie wiedziały, jak go założyć. Jak więc takie dziecko, nawet inteligentne, które mogłoby się rozwijać, może robić w życiu coś ważnego, może szukać pracy? – zastanawia się rozmówczyni.

DOM NUMER OSIEM

Rodzina zastępcza w jednej z wielkopolskich wsi opiekuje się siedmiorgiem dzieci. Do nauki mają dwa laptopy ze starym oprogramowaniem. W Rodzinnym Domu Dziecka w tym samym województwie mieszka ośmioro dzieci. Tu również są tylko dwa laptopy. Wszystkie dzieciaki naraz nie są w stanie z nich korzystać, a za niezalogowanie się w odpowiednich porach nauczyciele zaznaczają im nieobecności w szkole.

TAK MOŻE TO WYGLĄDAĆ

Komputer, a przede wszystkim wsparcie, może naprawdę wiele zmienić. Przykład? Ula, która trafiła pod skrzydła Hakersów. Odnalazła się, więc wciągnięto ją w mentoring – pracowała 1 na 1 z mentorem. Niedawno rozpoczęła przygodę z grafiką komputerową. 
– Wykupiliśmy jej różne kursy w internecie. Pozyskaliśmy darowiznę na sprzęt dla Uli. Ta dziewczyna kompletnie nie wierzyła w to, że mogła dostać taką szansę. Nie rozumiała, dlaczego akurat ona, skoro obok jest tyle potrzebujących dzieci. Dla niej to był szok, że ktoś, coś jej dał, że ktoś, coś zaproponował, że ktoś w nią uwierzył. To doświadczenie naprawdę ją wzmocniło – opowiada rozmówczyni.
– Po takim mentoringu, kiedy młodzież już naprawdę ogarnia, pomagamy znaleźć pracę. I mamy już kilka takich przykładów. Jest Patryk, który był na stażu, a teraz przeszedł na normalne zatrudnienie i zarabia pieniądze. Pracuje w firmie IT jako programista, bo bardzo chciał to robić – podsumowuje Iwona Duda.
Jak można wesprzeć działania Hakersów?




Autorzy artykułu:

Aneta Olender

reportażystka