Zima to sezon sztormowy nad polskim morzem, a skutki sztormów są widoczne gołym okiem. Woda powoduje cofki w kanałach, ujściach rzek i prowadzi tym samym do podtopień w całym pasie nadmorskim. Niesie to również inne zagrożenia, bo morze z impetem atakuje linię brzegową. Niż Nadia i orkan Malik z końcówki stycznia są tego najlepszymi przykładami, a wdzieranie się Bałtyku w głąb lądu można zaobserwować między innymi na plaży w gdyńskim Orłowie, która praktycznie zniknęła. Naukowcy ostrzegają, że takie sztormy mogą być coraz częstsze i silniejsze, a część nadmorskich plaż może się wkrótce znacząco zmienić.
Reklama.
Reklama.
Więcej sztormów przez zmiany klimatu
Jesienią i zimą statystycznie przypada największa ilość sztormów. Jak tłumaczy profesor Włodzimierz Freda z Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, sztormy są zjawiskami pogodowymi, które charakteryzują się "długotrwałym wiatrem o sile przynajmniej 8 w skali Beauforta"
– W praktyce oznacza to średnią szybkość wiatru przekraczającą 60km/h. Zwykle, w tak zwanych porywach, wiatr może przekraczać wtedy 100km/h. Długotrwałe oddziaływanie takiego wiatru na powierzchnię morza powoduje powstawanie wysokich fal – wyjaśnia.
Naukowiec dodaje również, że "z największym zagrożeniem sztormu dla brzegu i nadbrzeżnej infrastruktury mamy do czynienia wtedy, gdy sztormowi towarzyszy tak zwane spiętrzenie sztormowe".
– Na Bałtyku pojawia się ono wtedy, gdy wiatr sztormowy wieje przez długi czas z kierunku północnego. Morze Bałtyckie jest rozciągnięte południkowo, dlatego właśnie ten kierunek wiatru jest przyczyną podniesienia się poziomu morza na jego południowym krańcu – podkreśla.
Czy będzie tylko gorzej?
W weekend 30–31 stycznia wezbranie sztormowe wystąpiło na Bałtyku z bardzo dużą siłą. Stan wody podniósł się o około 80 centymetrów. To spowodowało zalanie części trójmiejskich plaż, między innymi w Brzeźnie, Jelitkowie czy na uwielbianej przez turystów plaży w Orłowie.
To właśnie tam potężny północny wiatr oraz bardzo wysoki poziom wody spowodowały, że piasek z plaży został zwyczajnie zmyty i przeniesiony wgłąb Zatoki Gdańskiej.
Efekt zmian klimatycznych?
– Zabieranie przez morze plaży w Orłowie nie jest efektem zmian klimatycznych – tłumaczy naukowiec z Uniwersytetu w Gdyni.
– Dowodzi tego pobliski klif w Orłowie, który powstał na długo przed obserwowanymi zmianami klimatu. Jego powstanie było wynikiem erozji brzegu, powodowanej sztormami, takimi samymi jak ten, który wymył materiał mineralny z plaży – dodaje.
Czy oznacza to, że nie powinniśmy obawiać się zmian klimatycznych?
Nie znaczy to jednak, że zmiany klimatyczne nie stanowią zagrożenia dla strefy brzegowej. Spodziewany wzrost poziomu morza, który do końca stulecia może osiągnąć około 1 metra, spowoduje, że wszystkie trójmiejskie plaże znikną pod wodą.
– Brzeg morza prawdopodobnie będzie musiał wyglądać jak nadmorskie miasta Holandii, które dla ochrony przed sztormami i pływami występującymi na Morzu Północnym otoczono wysokimi wałami – wyjaśnia ekspert.
Co mówią badania?
Przez ostatnie lata naukowcy obserwują jednak zmiany oblicza sztormów i ma to związek ze zmianami klimatu. Nie są to mimo wszystko zmiany, gdzie widoczna byłaby jakakolwiek tendencja.
– Obserwujemy lata, w których ilość dni sztormowych to zaledwie cztery, tak było w roku 2006. Są też takie lata, w których zarejestrowano aż 23 dni sztormowe. Przeciętnie na Bałtyku Południowym obserwujemy 13–14 dni sztormowych każdego roku – mówi Włodzimierz Freda.
Nie wiadomo, jak sytuacja ta będzie się rozwijać i czy w przeciągu następnych pięćdziesięciu lub stu lat warunki nad Bałtykiem znacząco się pogorszą, jednak jest to zagrożenie znacznie poważniejsze i dotyczy nie tylko plaż Zatoki Gdańskiej.
– Faktem jest, że powstawanie układów barycznych napędzane jest dwoma czynnikami: ruchem obrotowym Ziemi, który pozostaje stały, oraz energią dostarczaną ze Słońca. Energia ta w wyniku ocieplania klimatu Ziemi kumuluje się w oceanach i atmosferze, więc jej nadmiar w przyszłości wymusi większą zmienność układów barycznych, a co za tym idzie większą ilość i intensywność sztormów – tłumaczy profesor Freda.
Pieniądze w błoto? Plaże w Orłowie już zabierał sztorm
Orłowo ma bogatą historię odbudów plaży. Refulacja, czyli sztuczne poszerzenie plaży, przeprowadzona wiosną 2020 roku, kosztowała około 2,5 miliona złotych, a tego samego roku jeden ze sztormów zabrał jej znaczną cześć. Nie jest to jednak wyrzucanie pieniędzy w błoto, jak można by przypuszczać.
– Dzięki plaży cała energia fali nie uderzała w istniejącą opaskę u stóp Promenady Królowej Marysieńki. Jeszcze przed remontem budowli zimą 2019 roku zaobserwowano jej uszkodzenia. Wnioskujemy, że system plaża i opaska prawidłowo chroni brzeg – mówi Maciej Jeleniewski, zastępca dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni ds. Inspekcji Morskiej.
Do kolejnej odbudowy zostanie użyte aż 250 tys. metrów sześciennych piasku. Dla porównania sztuczne zasilenie plaży z 2020 roku wymagało "zaledwie" 50 tysięcy metrów sześciennych.
– Będzie to największa refulacja w historii Orłowa – mówi przedstawiciel Urzędu Morskiego. Okazuje się, że operacja ta może nie być aż tak kosztowna. W gdyńskim Orłowie planuje się wykorzystać piasek z innej inwestycji, a mianowicie pogłębiania toru podejściowego wewnętrznego w Porcie Północnym, który szacunkowo przyniesie około dwóch milionów metrów sześciennych piasku.
Czy turyści w tym roku odwiedzą (i zmieszczą się) trójmiejskie plaże?
Przed wspominanym sztormem plaża w Orłowie miała kilkanaście metrów szerokości i była chętnie odwiedzana zarówno przez mieszkańców, jak i turystów. Teraz części tej plaży zwyczajnie nie ma, a część jest mniejsza o około połowę.
Czy turyści latem znów będą mogli skorzystać z uroków plaż pięknego Orłowa? Niestety nie wiadomo. Planowana jest refulacja, jednak nie wiadomo, czy inwestycja ta zostanie zakończona przed wakacjami. Przedstawiciel Urzędu Morskiego mówi: – Dokładne terminy są w fazie ustaleń. Według wstępnych informacji refulacji plaży w Gdyni Orłowie może trwać około 2–3 miesięcy.
By uniknąć takich sytuacji w przyszłości
Plaże i samo nabrzeże od lat jest chronione i wzmacniane tak, by morze nie wdzierało się w głąb lądu. Obecnie trwa modernizacja układów falochronów Portu Północnego w Gdańsku, a inwestycja nie tylko pomoże wzmocnić linię brzegową, ale także przyniesie korzyści plażowiczom. Prócz wspominanej refulacji orłowskiej plaży poszerzone zostaną również inne.
– Pozostała część urobku będzie deponowana na plażach w Gdańsku Brzeźnie, Kuźnicy, Jastrzębiej Górze, Karwieńskich Błotach – mówi Jeleniewski.
Sztuczna rafa
Planowane są również dodatkowe wzmocnienia w postaci opaski brzegowej oraz budowa progów podwodnych. – Opaska jest bezpośrednio wkomponowana w brzeg, natomiast progi są oddalone kilkaset metrów równolegle do brzegu – tłumaczy ekspert z Urzędu Morskiego.
– Stałe umocnienia brzegowe buduje się zazwyczaj chroniąc tereny zurbanizowane. Są one skuteczne głównie na odcinku, w którym są usytuowane. Natomiast często powodują erozję brzegu na sąsiednich brzegach – dodaje jednak.
Zatopione elementy, bloki kamienne lub elementy betonowe można zdaniem naukowca z Uniwersytetu Morskiego nazwać sztucznymi rafami, które będą osłabiać energię fal sztormowych. Naukowiec zwraca jednak uwagę na wady takich konstrukcji.
– Należą do nich między innymi ograniczenia bądź zakazy pływania różnych jednostek, tj. łodzi rybackich, kajaków, desek surfingowych, skuterów, motorówek itp. – mówi. Freda podkreśla również, że "skuteczność tego typu rozwiązań potwierdzają istniejące już sztuczne rafy w Ustce, Rowach czy Łebie".
Czytaj także:
W rejonach niezurbanizowanych stosuje się częściej naturalny system ochrony, czyli plażę, wydmę i las ochronny. Daje to w stu procentach naturalny bufor bezpieczeństwa. Rozwiązanie takie stosowane jest na około siedemdziesięciu procent pomorskich wybrzeży.
Jak to wpłynie na środowisko?
Można zastanawiać się, czy wprowadzanie sztucznych zapór nie będzie niosło za sobą również negatywnych skutków. Przedstawiciele Urzędu Morskiego na ten moment planują badania geotechniczne, które dadzą szerszy obraz.
Naukowiec z Uniwersytetu Morskiego w Gdyni jest przekonany, że wprowadzenie sztucznych elementów zaburzy istniejący ekosystem. Przyznaje jednak, że skutki te mogą być również pozytywne i wpłynąć na bioróżnorodność tego obszaru.