Majcherek: Odwracanie znaczeń to stały element propagandy uprawianej przez wszelkich autokratów
Janusz A. Majcherek
23 lutego 2022, 18:20·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 lutego 2022, 18:20
W jednym z internetowych komunikatorów, wykorzystywanych przez polskich antyszczepionkowców do dzielenia się wpisami o reżimie „sanitaryzmu” i rzekomych prześladowaniach osób niezaszczepionych, jedna z uczestniczek takiej wymiany zdań zamieściła uwagę „Auschwitz nie spadło z nieba”. To przestroga sformułowana przez Mariana Turskiego podczas jego pamiętnego wystąpienia w 75 rocznicę wyzwolenia obozu zagłady, którego był więźniem. Wówczas też padły z jego ust równie znamienne i dojmujące słowa: „nie bądź obojętny”.
Reklama.
Reklama.
Powoływanie się przez antyszczepionkowców na słowa więźnia hitlerowskiego obozu zagłady, przestrzegającego przed powtórzeniem się ludobójstwa, jest obrzydliwością. Ale bynajmniej nie wyjątkowym ekscesem.
Już nieraz inni antyszczepionkowcy porównywali rozdzielanie szczepionych i niezaszczepionych do selekcji na rampach obozów koncentracyjnych, a obowiązek noszenia maseczek na twarzy podczas pandemii do wymogu noszenia sześcioramiennych gwiazd na odzieży przez Żydów podczas okupacji hitlerowskiej.
W 1990 r. Mike Godwin sformułował na wpół żartobliwe spostrzeżenie, że w internetowych dyskusjach ich intensyfikacja zwiększa prawdopodobieństwo użycia przez któregoś z uczestników porównania jakiegoś zjawiska, procesu czy osoby do Hitlera i hitleryzmu.
Niektórzy komentatorzy tej konstatacji rozwinęli ją w postać zakazu takiego postępowania, nazwanego „reductio ad Hitlerum”. Zgodnie z tą wykładnią, kto dokona porównania czegokolwiek lub kogokolwiek do Hitlera lub hitleryzmu, przegrywa dyskusję. Utarło się więc, że przyzwoici dyskutanci tego nie robią. Jak widać, inni się nie krępują.
Tak zwane prawo Godwina zamyka więc usta uczciwym ludziom, a demagodzy się nim nie przejmują.
Dogmatycznie rozumiane prawo Godwina („kto dokonuje porównania kogokolwiek lub czegokolwiek do Hitlera lub hitleryzmu, przegrywa dyskusję”) jest szkodliwe. Jeśli bowiem chcemy móc wyciągać jakieś wnioski z historii, czegoś się z niej uczyć, to musimy mieć prawo dostrzegać analogie, służące jako przestroga.
Słusznie więc czynią ci, którzy dokonują porównań agresywnej polityki i propagandy Putina do tej stosowanej przez Hitlera i Goebbelsa, przestrzegają przed strategią „appeasementu”, czyli obłaskawiania Führera przez zachodnioeuropejskich polityków przed II wojną światową albo wskazują analogię między odrywaniem rosyjskojęzycznych regionów od Ukrainy i odrywaniem niemieckojęzycznych terytoriów od Czechosłowacji.
W sformułowaniu „Auschwitz nie spadło z nieba” jest przestroga przed przegapieniem symptomów politycznej, mentalnej i moralnej degrengolady, mogącej się zakończyć podobnie jak wtedy. Wypatrywanie analogii jest więc obowiązkiem, a nie przekroczeniem zasad.
A że robią to przewrotnie źli ludzie w złych zamiarach, to jeden z symptomów, o których mowa. Przecież propaganda hitlerowska oskarżała Żydów, zachodnich demokratów i Polaków o knucie przeciw Rzeszy i narodowi niemieckiemu, o agresywne zamiary, „politykę okrążania” i inne podłe dążenia, przed którymi Niemcy pod przewodem swojego Führera musieli się bronić.
Obecnie Putin i jego propagandyści twierdzą, że rządzący Ukrainą faszyści, wspierani przez zagranicznych sojuszników i podżegaczy, dokonywali ludobójstwa na rosyjskojęzycznych mieszkańcach wschodnich terytoriów swojego państwa, których Rosja musi brać w obronę. Odwracanie znaczeń to jeden z objawów sygnalizujących niebezpieczeństwo.
Nie bądźmy więc obojętni, ale bądźmy też czujni. Demagodzy i agresorzy będą nam wmawiać, że to my jesteśmy winni, a oni jedynie się przed nami bronią. Dotyczy to nie tylko Putina i jego kremlowskich lub prokremlowskich propagandystów. Odwracanie znaczeń to stały element propagandy uprawianej przez wszelkich autokratów. W tym sensie są oni do siebie podobni.