"Musisz zapłakać i zakląć, żeby znów się śmiać". Tak Nowy Jork reaguje na barbarzyństwa Putina
Aneta Radziejowska
01 marca 2022, 14:54·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 01 marca 2022, 14:54
W poniedziałek tuż po dziesiątej wieczorem PEN American skończył obrady dotyczące tegorocznych nagród literackich i natychmiast wszyscy pisarze, artyści i dziennikarze zgromadzeni w budynku Town Hall – w pobliżu Times Square – zeszli na dół, żeby wziąć udział w proteście przeciwko wojnie na Ukrainie. Organizatorzy chcieli też wesprzeć pisarzy i intelektualistów, oraz wszystkich ludzi, którzy muszą walczyć o wolność słowa. Do protestu dołączyli aktywiści ukraińscy, przechodnie oraz grupa nowojorczyków z Gruzji. I to był tylko jeden z wielu protestów w ostatnich dniach.
Reklama.
W krótkiej części oficjalnej wiersze i urywki prozy autorów z Ukrainy czytali między innymi Jennifer Egan, laureatka nagrody Pulitzera, i urodzony w Petersburgu Saint Leningrad, jak żartował o sobie amerykański satyryk Gary Shteyngart, oraz Laurie Anderson, awangardowa artystka i poetka znana na całym świecie z kreacji multimedialnych.
– W następstwie rosyjskiego ataku militarnego na Ukrainę tamtejsi pisarze, intelektualiści, dziennikarze i aktywiści, którzy wypowiadali się przeciwko nadużyciom Putina, stają w obliczu poważnego niebezpieczeństwa, a jednak ciągle bronią swoich praw i demokracji. Chcemy, żeby nasza akcja podtrzymała w nich pewność, że nie są osamotnieni w swojej walce – powiedział jeden z organizatorów spotkania Blake Zidell.
W części nieoficjalnej, która trwała do północy, ukraińscy aktywiści śpiewali i skandowali hasła, między innymi: "Mister Biden, help Ukraine". Spotkanie to w pewien sposób domknęło cały weekend protestów, które odbywały się w Nowym Jorku.
Na proteście w Greenwich Village uwagę zwraca młoda kobieta w tradycyjnym wianku z kwiatów polnych na głowie, która ma także i polską flagę przy sobie. Zapytana mówi, że nazywa się Olga Kosterska.
Jej mama pochodzi z Połtawy we wschodniej Ukrainie, tata jest Polakiem, mieszkają w Rytwinach obok Staszowa. Natomiast siostra mamy z mężem i córką mieszkają pod Kijowem, część przyjaciół i rodziny w Charkowie.
Olga w NYC jest dopiero od roku, jest architektem i pracuje w małej firmie na Brooklynie.
– Martwimy się okropnie, bo od soboty, od godziny 9:30, nie mamy kontaktu z ciocią. Wiemy, że w jej okolicach, tzn. koło miejscowości Vorzel, było bombardowanie. Prawdopodobnie nie mają więc elektryczności i zasięgu. Bez względu na wszystko będę chodzić na takie demonstracje, bo są bardzo ważne, pokazują, że ludziom nie jest wszystko jedno. Byłam na Times Square i jestem na Christopher Street i pójdę wszędzie, gdzie tylko będę mogła – mówi.
– Na Times Sq było mnóstwo ludzi, część trafiła na protest przypadkowo, przyszli zwiedzać lub robić zakupy, a przy okazji dowiedzieli się o proteście przeciwko wojnie, przeciwko temu, co robi Putin, zdjęcia pójdą w świat, trafią też na Ukrainę, to jak sygnał, że świat wie i pamięta. Tu, na Christopher Street jest o wiele bardziej kameralnie, tak po przyjacielsku, ale dzieje się dokładnie to samo, podchodzą przechodnie, pytają, dołączają do protestu – kontynuuje.
W jej ocenie Ukrainie będzie potrzebna pomoc humanitarna i także dlatego to tak ważne, żeby jak najwięcej ludzi wiedziało, co się dzieje. – Cieszy nawet to, że budynki są oświetlane na niebiesko i żółto, to również znak solidarności i pamięci. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy biorą udział w tych i innych akcjach, dziękuję za zaangażowanie dla tej bardzo ważnej sprawy. Jasna strona to fakt, że ludzie, Polacy, tak ofiarnie pomagają. Słyszałam, że oferują mieszkania, jedzenie, organizują dzieciom czas, tworzą w miastach przygranicznych jakiegoś rodzaju schroniska, Mam nadzieję, że ci, którzy musieli opuścić swoje domy, będą mogli do nich wrócić. Moim marzeniem jest odbudowanie nieustannie niszczonych miast Ukrainy, żeby przywrócić je do życia – podkreśla.
Także w niedzielę odbył się następny protest pod konsulatem rosyjskim. Budynek konsulatu – na East 91 Street – tuż przy 5th Avenue, w pobliżu wejścia do Central Park – jest od dnia rozpoczęcia wojny obstawiony dodatkowymi siłami NYPD, cała przecznica jest odgrodzona barierkami, ruch wstrzymany. Okna budynku są od wewnątrz zasłonięte drewnianymi okiennicami, choć to akurat nic dziwnego, są ciągle używane w Nowym Jorku, ale chyba nikt wcześniej nie wiedział, że i rosyjski konsulat je posiada.
Poza godzinami, w których odbywają się demonstracje, można jednak wejść między barierki i np. powiesić jakiś baner – policjanci zresztą pokazują drogę w labiryncie metalowych przegród nawet w nocy.
Demonstrowano przeciwko tej wojnie także w Washington Square Park. To okolica uniwersytecka, było tłoczno, park ledwie pomieścił chętnych. – Dużo młodych ludzi było na tym proteście, blisko do New York University, grała kapela na żywo, co ściągnęło dodatkowych widzów. Wszystko jest dobre, co zwraca uwagę – mówi Olga, która poszła i na ten protest z pochodzącym z South Korea Hyun Yi.
– Byłem niedawno i w Polsce i na Ukrainie – mówi Hyun. – I wciąż mi trudno uwierzyć w to, co się stało – dodaje.
Na Manhattanie, oprócz udziału w zorganizowanych demonstracjach, mieszkańcy starają się na różne sposoby zaznaczyć solidarność z walczącymi na Ukrainie. Apele w mediach społecznościowych, wysyłane także przez zarząd miasta, zachęcają do akcji charytatywnych oraz do wspierania ukraińskich biznesów.
W niedzielę kolejka do restauracji na East Village o wdzięcznej nazwie Veselka (tęcza) zawijała się kilkakrotnie. W tej okolicy w ostatnich latach wyginęły i ukraińskie, i polskie biznesy, ale zostały siedziby organizacji i stowarzyszeń. Jest tu min. ukraińskie muzeum i także – wyjątkowo – było oblężone.
Niektórzy wymyślają swoje własne akcje protestacyjne, na przykład pieką oblane lukrem w kolorze niebieskim i żółtym ciastka, a dochód wpłacają na konta organizacji charytatywnych. Barmani – także kanadyjscy – wylewają rosyjską wódkę. Dyrekcja Carnegie Hall z kolei wycofała z udziału w koncertach dyrygenta i pianistę. Valery Gergiev i Denis Matsuev wspierają bowiem Putina, są jego przyjaciółmi i wspólnikami.
Decyzja ta była poprzedzona pikietami aktywistów pod Carnegie Hall. Bardziej formalnie reagują rządzący. Gubernatorka stanu Nowy Jork Kathy Hochul ogłosiła, że stan nie będzie robił żadnych interesów z Rosją.
Inaczej niż na Manhattanie wyglądała w tym samym czasie sytuacja w dzielnicach na Coney Island, zamieszkałych przez społeczność ukraińską, rosyjską, białoruską i inne z obszarów byłego ZSRR. W słoneczne weekendy, bez względu na porę roku, roi się tam od spacerowiczów i rowerzystów. Tym razem pomimo doskonałej pogody było pustawo, nawet na deptaku, na molo i na boisku, Zniknęły z ulic sprzedawczynie pirożków, pusto w restauracjach.
– Ludzie siedzą przykuci do telewizorów i komórek w oczekiwaniu na wiadomości od najbliższych, trudno się ruszyć – wyjaśnia pani z ledwie idącym pieskiem. Sprzedawca z pobliskiego sklepu odmawia komentarza.
Na protest zwołany w parku koło New York Aquarium mimo wszystko zjawiło się około 150 osób, prasa lokalna, telewizje, był też przedstawiciel dzielnicowego City Hall.
– Nie chcę być cicho, gdy na Ukrainie umierają ludzie, z którymi chodziliśmy do szkoły, nasze rodziny, nasi przyjaciele, więc dziękuję serdecznie dziennikarzom, którzy piszą o naszej sprawie, to bardzo ważne. Wiemy, że na co dzień Ukraina nie odgrywa większej roli ani w mediach, ani w polityce zagranicznej, a i my, Ukraińcy, jesteśmy często myleni z Rosjanami. Ludzie myślą, że mówimy po rusku. Często zresztą faktycznie mówimy, bo musieliśmy, jak wiecie, moi drodzy, znać ten język od dziecka – przypomniała jedna z organizatorek protestu, pochodząca z Kijowa Yelena Makhnin, dyrektorka Brighton Beach Business Improvement District.
Na ten protest przyszły rodziny z dziećmi, grupy młodych mężczyzn, kółka znajomych, było wspólne śpiewanie hymnu i dumek oraz skandowanie wyzwisk pod adresem Putina.
Starsza pani stojąca obok, tłumacząc niektóre z nich, dodaje wyjaśnienie od siebie:
– To jak w życiu, musisz się pośmiać, musisz zapłakać i musisz zakląć, żeby znów się śmiać.