nt_logo

Po co nam kolejny Batman? Nie zadasz sobie już tego pytania po filmie z Pattinsonem [RECENZJA]

Ola Gersz

01 marca 2022, 18:47 · 5 minut czytania
Jedni mieli ogromne oczekiwania, a inni kręcili nosem na kolejny film o zamaskowanym mścicielu z Gotham. Zawiedzeni nie będą ani ci pierwsi, ani drudzy. "Batman" Matta Reevesa to klimatyczna uczta dla fanów mrocznego kina noir i kryminalnych zagadek podlanych mafijnym sosem. Siłą tego naturalistycznego, posępnego filmu jest jednak Robert Pattinson jako Batman. Takiego Batmana jeszcze nie widzieliście, ale nie wszyscy będą zadowoleni.


Po co nam kolejny Batman? Nie zadasz sobie już tego pytania po filmie z Pattinsonem [RECENZJA]

Ola Gersz
01 marca 2022, 18:47 • 1 minuta czytania
Jedni mieli ogromne oczekiwania, a inni kręcili nosem na kolejny film o zamaskowanym mścicielu z Gotham. Zawiedzeni nie będą ani ci pierwsi, ani drudzy. "Batman" Matta Reevesa to klimatyczna uczta dla fanów mrocznego kina noir i kryminalnych zagadek podlanych mafijnym sosem. Siłą tego naturalistycznego, posępnego filmu jest jednak Robert Pattinson jako Batman. Takiego Batmana jeszcze nie widzieliście, ale nie wszyscy będą zadowoleni.
W Batmana fenomenalnie wciela się Robert Pattinson Fot. Kadr z filmu "Batman" / Warner Bros Polska
  • "Batman" Matta Reevesa to długo wyczekiwany, kolejny film o Batmanie.
  • W roli Batmana (Bruce'a Wayne'a) debiutuje Robert Pattinson, a w Catwoman (Selinę Kale) wciela się Zoë Kravitz. W "Batmanie" grają również: Colin Farrell, Jeffrey Wright, Paul Dano, Andy Serkis i John Turturro.
  • "Batman" to mroczne i ponure kino noir z klimatyczną muzyką, spektakularnymi zdjęciami i detektywistyczną fabułą.
  • Robert Pattinson kreuje jednego z najciekawszych Batmanów w historii: straumatyzowanego, umęczonego psychicznie i impulsywnego, który jest dopiero na początku swojej drogi w Gotham.

Kinowych "Batmanów" jest już jak mrówków. Mamy: nostalgiczną serię Tima Burtona i Joela Schumachera, uwielbianą przez fanów trylogię "Mroczny Rycerz" Christophera Nolana z kultowym Jokerem Heatha Ledgera czy rozczarowującego Bena Afflecka w uniwersum DC. Mamy gry, komiksy, animacje (chociażby cudowne "LEGO Batman") i seriale (jak świetne "Gotham"). Nie da się ukryć, że od dekad niezmiennie kochamy Batmana, ale zapowiedź kolejnego filmu o Brusie Waynie wzbudziła sprzeczne emocje. Zwłaszcza że zaledwie kilka lat temu strój Batmana wdział Affleck.

Niby przewracaliśmy oczami, ale i tak czekaliśmy na "Batmana" Matta Reevesa. Pierwsze zdjęcie "emo Batmana" w wersji Roberta Pattinsona – znakomitego aktora, któremu niektórzy ignoranci wciąż wypominają błyszczącego wampira Edwarda w "Zmierzchu" – pokazało, że będzie to zupełnie inny Batman od tego, którego znamy. A zwiastun tylko podbił stawkę. Zapowiedź była tak intrygująca, że oczekiwania niebotycznie poszybowały w górę – "Batman" szybko stał się jedną z największych premier roku.

Problem z wyczekiwanymi filmami jest jeden: można się mocno sparzyć. Jeśli film okaże się porażką, zawód będzie znacznie większy niż zazwyczaj. Jeśli sukcesem – triumf będzie spektakularny, a widzowie oszołomieni. I właśnie tak jest w przypadku "Batmana" z Robertem Pattinsonem, który wchodzi do kin już 4 marca. Jaki to jest dobry film!

Welcome back to Gotham

Gotham – miasto korupcji, przestępczości i nierówności społecznych. Przypomina nieco rynsztok, z którego wychodzą kolejni kryminaliści walczący o wpływy: każdy kolejny jest bardziej szalony i bardziej niebezpieczny. To tutaj urodził się Bruce Wayne, "książę Gotham", syn miliarderów i filantropów, którzy zostali zamordowani, gdy miał kilka lat. Mszczący się Wayne kilkanaście lat później przywdzieje czarny strój z peleryną i stanie się Batmanem, człowiekiem zemstą, ale i obrońcą Gotham.

W tym miejscu spotykamy właśnie Batmana Roberta Pattinsona – dopiero na początku drogi. Od momentu, kiedy Wayne został zamaskowanym mścicielem, minęły dwa lata. Jest jeszcze młody i nieopierzony, ambitny i idealistyczny, ale coraz bardziej zrezygnowany i przytłoczony. Oczyszczenie Gotham z bezprawia to jego misja – misja, która coraz bardziej mu ciąży, bo każda nieprzespana noc to kolejny maraton zła, przemocy i cierpienia.

Gdy zamordowany zostaje burmistrz Gotham, a sprawca na miejscu zostawi wiadomość i zagadkę dla Batmana, Wayne nie będzie już mógł chować się w cieniu. Gra ze złoczyńcą szybko nabierze rozpędu – kolejne wysoko postawione ofiary, krwawe rebusy, medialne skandale i szokujące tajemnice. Obrońca Gotham zaangażuje się w śledztwo wraz z policjantem Jamesem Gordonem (Jeffrey Wright), wówczas jeszcze nie komisarzem, i razem odkryją skorumpowany układ władz w Gotham.

Po drodze Batman spotka nieoczywistą sojuszniczkę Selinę Kale (Zoë Kravitz), która prowadzi swoją prywatną wendetę, stanie oko w oko z własną traumatyczną przeszłością, gdy na jaw zaczną wychodzić sekrety jego rodziny oraz skonfrontuje się z wpływowymi w Gotham mafiosami: Carminem Falcone (John Turturro) i Pingwinem (Colin Farrell). Ale kim jest Riddler (Człowiek-Zagadka), który pogrąża całe miasto w chaosie?

"Batman" w sosie noir

Nowy "Batman" to prawdziwy hołd dla kina noir. Ba, film Matta Reevesa jest filmem noir w wersji turbo. Wchodząc do kina, przygotujmy się na ciemność – "Batman" jest filmem tak mrocznym, że rzadkie, nieco jaśniejsze sceny zbiją nas z pantałyku i sprawią, że zaczniemy maniakalnie mrugać. Nie jest to jednak z tych dziejących się w nocy filmów, w których absolutnie nic nie widać. Dzięki efektownym zdjęciom Greiga Frasera będziemy poruszać się po ciemnych ulicach Gotham sprawnie jak nietoperze.

Klimat to bez wątpienia największy atut filmu Reevesa. To intrygujące połączenie stylu noir à la David Fincher, "Blade Runnera" i obrazów Edwarda Hoppera. Miasto jest wrogie, niebezpieczne, obskurne i brudne, a ponura, listopadowa pogoda i zakurzone, gotyckie wnętrza posiadłości Wayne'ów tylko potęgują atmosferę beznadziei i przygnębienia. Ta jest jeszcze wszechobecna dzięki klimatycznej muzyce Michaela Giacchino, perfekcyjnie dopasowanej do posępnych kadrów Greiga Frasera.

"Batman" nie różni się od pozostałych filmów o słynnym superbohaterze jedynie klimatem. To nie jest ani komiksowa historyjka w stylu "Batmana" Burtona, ani film akcji jak trylogia Nolana, ani bombastyczny i patetyczny blockbuster, niczym koszmarny "Batman v Superman". "Batman" (2022) to bardziej kryminał i film detektywistyczny, który (mimo budżetu) jest paradoksalnie bardziej kameralny i wyciszony niż superprodukcje, do których przyzwyczaiły nas filmy DC czy Marvela.

Co nie oznacza, że nie ma w nich spektakularnych scen akcji, w tym walk, pościgów i wybuchów. Te są, ale w optymalnej ilości. Zresztą Matt Reeves, który jest również autorem scenariusza, wraz z drugim scenarzystą Peterem Craigiem doskonale wiedzą, jak wyważyć składniki idealnego filmu o Batmanie.

Jest tutaj i kryminał, i sensacja, i romans, i komiks – wszystko w perfekcyjnej proporcji. Widz nie jest również bombardowany obecnością kultowych postaci, jak Pingwin, Człowiek-Zagadka czy Kobieta-Kot. Reeves nie krzyczy: "patrzcie, to Riddler, ekscytujcie się!", dzięki czemu "Batman" nie zamienia się w kółko wzajemnej adoracji dla geeków. Na szczęście film nie pogrąża się również w chaosie, którego można by się spodziewać po tak sporej liczbie postaci.

Emo Batman

Tym, co najbardziej odróżnia "Batmana" od innych filmów o Mścicielu z Gotham jest jednak sam Bruce Wayne. Batmana poznajemy dopiero na początku jego superbohaterskiej drogi. Nie jest w pełni wyszkolony, nie jest "napakowany", niczym Wolverine z "X-Menów", działa impulsywnie, popełnia błędy i często dostaje w kość (dosłownie). To również Batman, którym wciąż rządzą emocje – do tego stopnia, że potrafi się zagalopować w walce.

Ta kultowa postać w wersji Pattinsona jest "emo Batmanem". Wayne żyje traumatyczną przeszłością, cierpi na bezsenność, zaniedbuje swoją rodzinną fortunę, a z wyglądu – z czarnymi włosami z grzywką i czarną kredką na powiekach – przypomina zbuntowanego nastolatka i gwiazdę rocka jednocześnie. To Batman straumatyzowany, z depresją i pełen wewnętrznego gniewu, który do mrocznego Gotham pasuje idealnie. Jednocześnie przy swoim mentorze i lokaju Alfredzie (Andy Serkis) zachowuje się jak znudzony, nastoletni syn, a przy Selinie jest nieśmiałym i zadurzonym chłopcem.

Ci, którzy spodziewają się więc herosa i człowieka sukcesu, niczym późniejszy Batman Christiana Bale'a czy Batman Afflecka, mogą być więc zawiedzeni. To jednak strzał w dziesiątkę – nie tylko dlatego, że to zupełnie inny Batman (a co za tym idzie: ciekawszy) niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, ale również dlatego, że intrygująca będzie obserwacja rozwoju Wayne'a w kontynuacjach (które już potwierdzono).

Czytaj także: https://natemat.pl/299765,robert-pattinson-od-edwarda-cullena-po-batmana-udowodnil-ze-umie-grac

Jako "smutny Batman" (nie mylić ze "smutnym Batmanem" Afflecka) Robert Pattinson jest doskonały. Brytyjczyk kolejny raz udowadnia, jak wszechstronnym i utalentowanym jest aktorem. Mimo że złośliwi twierdzą, że każdy Batman jedynie chrząka i bije, to w wersji Pattinsona superbohater staje się człowiekiem. To najbardziej ludzka i realistyczna wersja Batmana od lat, która idealnie pasuje do naszych mrocznych, kryzysowych czasów.

Świetnemu Pattinsonowi nie ustępują pozostali aktorzy, a zwłaszcza świetny Jeffrey Wright w roli Gordona, Colin Farrell jako Pingwin, który w swojej oszpecającej charakteryzacji zupełnie nie przypomina siebie czy świetnie bawiący się na ekranie Paul Dano. Bardzo dobrym wyborem castingowym była również Zoë Kravitz, która, podobnie jak Pattinson, nadaje Kobiecie-Kot dodatkową (mroczną) głębię. Selina nie jest w filmem Reevesa jedynie seksownym atutem, jak często bywało w przypadku tej postaci – to groźna Pani Zemsta.

Czy iść więc na kolejnego "Batmana"? Jak najbardziej. Takiego noir "Batmana" jeszcze nie widzieliście. Film Reevesa udowadnia, że w kinie superbohaterskim jest jeszcze dużo do odkrycia.