Adelina Borets jest reżyserką, absolwentką Warszawskiej Szkoły Filmowej oraz studentką Uniwersytetu Śląskiego. Wyjechała do Ukrainy, aby nakręcić film dokumentalny. Kilka dni później wybuchła wojna. Młoda reżyserka w rozmowie live z Klaudią Szarowską z naTemat.pl opowiedziała, jak obecnie wygląda sytuacja w Ukrainie, co dzieje się w Kijowie i jaka pomoc jest w tej chwili niezbędna.
- Przedmieścia Kijowa są bombardowane ze wszystkich stron. Porównując z tym, co dzieje się na obrzeżach, w samym centrum jest spokojniej. Odnoszę wrażenie, że celem okupantów jest to, aby zrównać z ziemią wszystkie miasta. W Kijowie nie jest jeszcze najgorzej, ale np. młode, rozwijające się miasto Charków, dzisiaj jest ruiną. Czegoś takiego Ukraina jeszcze nigdy nie zaznała - mówiła w rozmowie dla naTemat.pl Adelina.
Czy rozważałaś ucieczkę, czy jest to w ogóle jeszcze możliwe?
-Jestem rozdarta, codziennie waham się, czy uciec, czy zostać i kiedy podejmuję kroki, żeby opuścić miasto, następuje ta godzina wyjazdu, wtedy "coś" mnie zatrzymuje. Wiem, że będąc tu, w Kijowie, mogę zrobić cokolwiek, szukam sobie kolejnych zadań, aby móc działać, pomagać. Nie wyobrażam sobie zostawić teraz moich bliskich, mojego kraju, być w sytuacji, gdzie żegnam rodzinę na peronie i odjeżdżam, a oni zostają na wojnie.
A jakie są morale wśród ludzi, którzy obecnie przebywają w atakowanym Kijowie?
Morale wśród ludzi są najwyższe. Ludzie chętnie zapisują się do obrony cywilnej, są bardzo odważni. Chętnych jest bardzo, bardzo wielu. Jest to wzruszające, wspieramy się.
Jednak są też tacy, którzy nie chcą walczyć za kraj i uciekają. Panika jest tak wielka, że ci ludzie nie zważają na nic. Ostatnio nawet doszło na dworcu do strzelaniny między cywilami, którzy usilnie próbowali się wydostać i przedrzeć do pociągu. Wyjazd samochodem jest niebezpieczny, na drogach są miny przeciwpiechotne, miasto jest otoczone, mosty prowadzące na zachód zostały zniszczone, aby odciąć drogę okupantom, tak więc jest to bardzo ryzykowne.
Jak sobie radzicie? Jak wygląda kwestia dostępu do środków medycznych, artykułów spożywczych?
- Kolejki do aptek w Kijowie są ogromne, a ich działalność skrócona, ale da się to "wystać". Brakuje leków uspokajających. Jeśli chodzi o dostęp do artykułów spożywczych, to kolejki do sklepów są duże, nie mamy limitów na zakupy, ale jest określony czas, w którym możemy to zrobić, ok. 5min. W sklepie brakuje chleba, świeżych warzyw. Ja np. jestem wegetarianką i marzę o tym, żeby zjeść chociażby pomidora. Papier toaletowy, woda, chleb, kasza gryczana - to jest w deficycie.
Jeśli chodzi o takie miasta jak Charków, to panuje tam humanitarna katastrofa. Ludzie siedzą w bunkrach lub pod zawalonymi domami, nie ma pozwolenia na "zielone korytarze", nie ma dostępu do wody, jedzenia. Kiedy więc o tym słyszę, wiem, że ja jestem w naprawdę "dobrej" sytuacji, bezpieczna.
(...) Ja i moja rodzina zdecydowaliśmy po trzeciej nocy, że będziemy spać w domu, a nie w schronie. Tam warunki są trudne, jest zimno, śpi się na betonie, nie ma dostępu do wody, ale najgorszym jest widzieć ten ból w oczach ludzi, którzy tam są. Dlatego wolimy zostać w domu, choć opinie są podzielone, czy jest to bezpieczne.
Jakiego realnego wsparcia potrzebują osoby przebywające w Ukrainie?
Potrzebujemy wsparcia dla naszego Wojska Ukraińskiego, wsparcia finansowego. Każdy grosz nas wzmacnia. Ja też np. szukam kamizelki kuloodpornej i kasku, bo przejście przez miasto bez tego jest straszne.