O Hrubieszowie od początku wojny można usłyszeć, że to "miasto, które nie śpi, bo pomaga", miasto "rozjeżdżane przez samochody", krążące dzień i noc, by zawozić potrzebujących Ukraińców do tymczasowych domów lub w dalszą podróż. Minął ponad miesiąc od początku wojny, a Polacy pracują na taką skalę, że przygraniczne miasta uzyskują rangę "stolic pomocy". Po raz kolejny to jednak sukces zwykłych ludzi lub dobrze zorganizowanych samorządów.
Miasto Hrubieszów już pierwszego dnia wojny przerobiło halę Ośrodka Sportu i Rekreacji na punkt recepcyjny dla uchodźców z Ukrainy.
Hrubieszów stał się znany na całą Polskę jako stolica pomocy Ukrainie, ale to sukces zwykłych wolontariuszy, którzy dniami i nocami pracują na granicy.
Burmistrz Hrubieszowa Marta Majewska podkreśla, że zgadza się z tym, że pomoc nie może opierać się wyłącznie na idei wolontariatu i złożyła wniosek o dofinansowanie, z którego pieniądze chce przeznaczyć na wynagrodzenie dla wolontariuszy.
Historia Hrubieszowa budzi podziw, ale to kolejny dowód na to, że rząd nie stworzył żadnego systemu pomocy, a sytuacja uchodźców zależy wyłącznie od dobrej woli ludzi, którzy z powodu braku pensji czy zmęczenia, zaczynają powoli wracać do swojego codziennego życia.
Kto pomaga Ukrainie?
Już od miesiąca jako sąsiedzi Ukrainy mamy okazję zdawać test z pomocy uciekającym przed wojną uchodźcom. I mogłoby się wydawać, że zdajemy go wręcz śpiewająco. Do Polski płyną podziękowania i wyrazy uznania od głów najważniejszych państw, które polski rząd ochoczo przyjmuje. Problem w tym, że prawdziwa pomoc opiera się nie na systemie działania opracowanym przez rządzących, a na rękach do pracy i dobrej woli zwykłych obywateli.
— To, że w Polsce nie ma obozów dla uchodźców, to właśnie zasługa polskiego rządu — powiedział niedawno poseł Prawa i Sprawiedliwości Henryk Kowalczyk. Bezczelnie naginając rzeczywistość, która jeśli jest taka, że możemy się nią pochwalić, to jest nią dzięki miastom takim jak Hrubieszów, a dokładnie jego mieszkańcom i dobrze zorganizowanemu samorządowi.
"Teraz wszyscy wiedzą, gdzie leży Hrubieszów" — podkreślają z dumą mieszkańcy tego miasta, którzy pierwsi włączyli się do wolontaryjnej pomocy uchodźcom z Ukrainy. Miasto znajdujące się 5 kilometrów od wschodniej granicy stało się jedną z największych "stolic pomocy" Ukrainie w Polsce. Już w czwartek 24 lutego pierwszego dnia wojny decyzją urzędników miasta Ośrodek Sportu i Rekreacji w Hrubieszowie przerobiono na główną przystań dla przekraczających granicę Ukraińców.
Na Facebooku powstała także specjalna grupa, na której kontaktują się mieszkańcy Hrubieszowa, wolontariusze pomagający w tym mieście i osoby z całej Polski, które chcą w tym miejscu zaoferować swój wkład.
Nie brak dostawców, którzy pytają, gdzie mogą dowieźć swoje produkty, kierowców, którzy kursują od granicy do Warszawy i innych większych miast, osób, które szukają lub oferują schronienie uchodźcom z Ukrainy. Na grupie jest ponad 10 tys. członków, a w samym Hrubieszowie mieszka około 18 tys. osób. Pierwszym i głównym punktem pomocy jest jednak Ośrodek Sportu i Rekreacji.
Hala sportowa stała się ośrodkiem recepcyjnym, w którym osoby uchodźcze mogą odpocząć, zjeść ciepły posiłek i przespać się — jest w nim miejsce na 400 łóżek. 26 lutego już 120 uchodźców wojennych z Ukrainy znalazło schronienie w hali ośrodka. Dzisiaj wiemy, że przewinęło się przez niego minimum 40 tys. osób uciekających przed wojną.
Z czasem kolejnym ośrodkiem recepcyjnym stał się Zespół Szkół nr 4 w Hrubieszowie. Poza tym w całym powiecie hrubieszowskim są jeszcze trzy punkty recepcyjne — Dołhobyczów, Zosin i Mircze. Nie mówiąc o punktach zbiórek rzeczy dla potrzebujących, których w samym Hrubieszowie są trzy, a w całym powiecie osiem.
A to zaplecze oznacza nie tylko, że napływ uchodźców i ich zapotrzebowanie na pomoc jest ogromne, lecz także, że potrzeba osób, którą się tą pomocą zajmą. Są nimi wolontariusze, którzy dzień i noc pracują, by zapewnić Ukraińcom jak najlepsze warunki.
Od mieszkańców do wolontariuszy z całej Polski
Początkowo byli to mieszkańcy Hrubieszowa, którzy jako jedni z pierwszych w Polsce mogli powitać Ukraińców uciekających przed wojną. Dzisiaj w Hrubieszowie pomagają wolontariusze z całej Polski, a nawet z różnych zakątków świata. Rozmawiam z burmistrz Hrubieszowa Martą Majewską, która wyjaśnia mi, jak wygląda pomoc tym, którzy pomagają innym, czyli wolontariuszom. A wszystko zaczęło się dokładnie w dzień wybuchu wojny.
— Pierwsza decyzja dotycząca pomocy uchodźcom zapadła u nas już 24 lutego. Z samego rana spotkaliśmy się z urzędnikami miasta Hrubieszów, by jak najszybciej ustalić, jak ruszyć z punktem pomocowo-informacyjnym. Nasza lokalizacja to tylko 15 km od granicy w Zosinie i 30 km od Dołhobyczowa, więc jesteśmy pierwszym miastem, do którego docierają Ukraińcy po przekroczeniu granicy. Stąd decyzja o jak najszybszym utworzeniu punktu pomocy — wyjaśnia Marta Majewska.
— Stworzyliśmy formularz dostępny na stronie Hrubieszowa, który należy wypełnić, by zostać wolontariuszem — należy wskazać konkretne godziny, w których można nas wspomóc i w nich dołączyć do pracy. W Hrubieszowie działa także Centrum Wolontariatu, w którym pracują osoby odpowiedzialne za zarządzanie wolontariuszami — wyjaśnia.
Burmistrz wyjaśnia, że większość osób pomagających to wolontariusze niezrzeszeni. Czasem pojawiają się wolontariusze z organizacji pozarządowych czy grup od zaprzyjaźnionych nam samorządów. Większość nie chce podpisywać żadnych umów, tylko pomagać w wyznaczonym przez siebie czasie.
Główny punkt pomocy znajduje się hrubieszowskim Centrum Sportu i Rekreacji, ale wolontariusze pomagają także na granicy, zarówno w Zosinie, jak i Dołhobyczowie. Wolontariusze działają także przy odprawach pociągów, którymi przyjeżdżają uciekający z Ukrainy.
— Zdarzało się, że w jednym pociągu były 2 tysiące osób. Wolontariusze pomagali im się odnaleźć, przynosili żywność, pracowali ciężko po kilka i kilkanaście godzin. Byli wszędzie i tylko dzięki nim funkcjonujemy, bardzo im dziękuje — wszystkim osobom, którzy poświęcają swój prywatny czas — podkreśla Marta Majewska.
Czy wolontariusze mogą dostać pensje?
Co jednak z wolontariuszami spoza miasta? Jak tłumaczy burmistrz Hrubieszowa w tamtejszym Domu Kultury całe piętro zostało zaadaptowane na miejsce zakwaterowania wolontariuszy.
—Gwarantujemy zakwaterowanie, wyżywienie i dobrą ludzką atmosferę — śmieje się Marta Majewska. Trzeba jednak pamiętać, że wolontariusze to osoby, które poświęcają swój prywatny czas, fizyczne i psychiczne siły i nierzadko rezygnują z własnej pracy, by móc nieodpłatnie działać na rzecz pomocy.
Gdy na hrubieszowsiej grupie pomocowej poruszam wątek wynagrodzenia za pracę, wielu jej członków czuje się wręcz obrażonych podobną propozycją, wyjaśniając mi, na czym polega idea wolontariatu. Postawa godna pochwały, z drugiej strony jednak wolontariusze to także osoby, które na czas pomocy opuszczają swoje dotychczasowe prace i nie zawsze mają inne źródło utrzymania.
Są narażeni na pracę w trudnych warunkach, wykańczającą emocjonalnie i mogącą prowadzić do szybkiego wypalenia. Nie mówiąc już o tym, że wśród osób pomagających powinni znaleźć się także specjaliści, jak psychoterapeuci traumatolodzy, psychologowie, nauczyciele języka polskiego, psychiatrzy, tłumacze, których praca oczywiście często ma charakter nieodpłatny, ale musi być wtedy ograniczona godzinowo.
Burmistrz Hrubieszowa podkreśla, że zdaje sobie z tego sprawę i także uważa, że pomoc uchodźcom nie może opierać się wyłącznie na dobrej woli osób, które akurat mogą pomagać. Należą im się zarówno optymalne warunki pracy, (dlatego często swoich wolontariuszy sama wysyła do domu, by odpoczęli), jak i pensja, jeśli życzyliby sobie, by wynagrodzenie pobierać.
Dlatego miasto Hrubieszów złożyło wniosek o dofinansowanie w wysokości 300 tysięcy.
— Właśnie na cele wolontariatu w hrubieszowskim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Założyliśmy w nim również finansowanie pobytu wolontariuszy, dodatkowych tłumaczy czy psychologów. Nie ukrywam, że liczymy na te pieniądze, jeżeli je otrzymamy, to będzie dla nas furtka do tego, by wesprzeć finansowo wolontariuszy — tłumaczy burmistrz Hrubieszowa.
— Wiem, że wiele osób, które działają u nas od początku, deklaruje, że nie chce wiązać się umowami ani dostawać zapłaty za swoją pracę. Jednak tak duży obiekt, jak nasz, nie może opierać się wyłącznie na idei wolontariatu. Muszą tam być osoby, które będą pracować w konkretnym systemie, a za tym powinny iść konkretne środki. Także wynagrodzenie tych osób, dlatego najwięcej pieniędzy z dofinansowania chcemy przeznaczyć na wolontariat — wyjaśnia.
Jak dodaje, w ośrodku recepcyjnym od 25 lutego zarejestrowało się ponad 40 tys. uchodźców. Realna liczba osób, którym udzielono pomocy, jest większa, bo nie każdy z przybywających do ośrodka rejestrował się.
— Wiele osób przyjechało jedynie, by odpocząć w poczekalni, nie korzystały z łóżek, bo czekały już na przyjazd kogoś, z kim były umówione. To była ta pierwsza fala uchodźców — dodaje Majewska.
A ilu jest wolontariuszy? Na samej zmianie dobowej to około 100 osób, które opiekują się uchodźcami, organizują jedzenie, transport, dbają o czystość, pracują w magazynie, na kuchni czy dbają o zaopatrzenie.
— Nad ranem 26 lutego w Ośrodku Sportu i Rekreacji znajdowało się około 120 osób z Ukrainy. Dzisiaj na dobę przewija się przez ośrodek średnio 1500 osób, rekordem było prawie 4000 osób w ciągu doby — podkreśla.
Chociaż te liczby są imponujące, to wolontariuszy dalej brakuje. Obiekt jest potężny i wymaga wielu osób, które będą go obsługiwać. Burmistrz apeluje, by chętni wypełniali wnioski na stronie miasta Hrubieszów.
Wolontariusze są jednak już zmęczeni, widać odpływ ludzi, którzy muszą powrócić do swoich codziennych obowiązków. Praca z ofiarami wojny nie jest bez znaczenia także dla ich zdrowia psychicznego.
Burmistrz Hrubieszowa podkreśla, że sama dba o to, by wolontariusze wystarczająco odpoczywali i byli wysyłani do domów, gdy tracą siły. — Dobry wolontariusz to wypoczęty wolontariusz, tak staramy się to tłumaczyć pomagającym, by mogli też zadbać o siebie — dodaje.