Przeszli przez piekło. O tych świadkach historii prawie w ogóle się nie mówi
redakcja naTemat
23 marca 2022, 14:19·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 marca 2022, 14:19
Homoseksualiści byli na celowniku Hitlera. Podobnie jak Żydzi czy Romowie, mężczyźni kochający mężczyzn nie mieścili się w nazistowskiej kategorii ludzi i tym samym, w myśl spaczonej logiki, nie zasługiwali, aby istnieć. Jak toczyły się losy homoseksualistów w Trzeciej Rzeszy? “Różowy trójkąt” przedstawia relację z pierwszej ręki.
Reklama.
Reklama.
“Różowy trójkąt” przedstawia życie Rudolfa Brazdy, homoseksualisty czeskiego pochodzenia, który doświadczył prześladowań z powodu swojej orientacji.
Autor, Alexander Zinn, poznał Brazdę osobiście. Jego relacje konfrontuje z historycznymi faktami.
Realcja Brazdy to jedna z niewielu relacji, przedstawiających perspektywę osób homoseksualnych w Trzeciej Rzeszy.
Kim byłby Rudolf Brazda, gdyby nie wybuchła II wojna światowa? Jak potoczyłyby się jego losy, gdyby Hitler nie wcielił w życie swojego morderczego planu prześladowań? Podobne pytania z całą pewnością choć raz zadał sobie każdy z ocalonych, jednak w przypadku Brazdy mają one wydźwięk szczególny. Przy odrobinie szczęścia mógłby stać się tak sławny, jak Josphine Baker. Albo może nawet bardziej.
Postać amerykańskiej tancerki nie została tu przywołana przypadkowo. Gwiazda paryskich kabaretów była idolką Brazdy: chciał poruszać się jak ona, tak samo przyciągać spojrzenia, podobnie uwodzić w tańcu. I to właśnie robił: przebrany w kobiece stroje zachwycał widzów tanecznych show, którzy podziwiali pokazy jego trupy, odwiedzającej miasteczko po miasteczku, wieś po wsi.
I nie, to nie jest wprowadzenie do sennych fantazji, które rodziły się w głowie Brazdy, wyczerpanej pracą w kamieniołomach Buchenwald. To rzeczywistość, w której, właściwie do połowy lat trzydziestych, funkcjonował ten mieszkający wtedy w okolicach Altenburga i Mumsdorfu dwudziestoparolatek.
— Jego niemal powieściowy życiorys, udokumentowany w tej książce, jest przykładem prześladowań, na które byli narażeni homoseksualiści za czasów nazizmu, ale także skutecznej walki o wolne, niezależne i szczęśliwe życie — pisze w słowie wstępnym były burmistrz Berlina, Klaus Wowereit.
Wolne, niezależne, można by nawet dodać: sielankowe. Brazda, wychowany na prowincji, w robotniczej wsi, w przemysłowym regionie Niemiec mógł żyć właściwie tak, jak chciał. No, może z pewnymi wyjątkami: marzył o karierze dekoratora witryn sklepowych, jednak ta kariera nie była mu pisana. Z braku innych perspektyw przyuczył się do zawodu dekarza co, jak się później miało okazać, wyszło mu na dobre. Posiadanie fachu w ręku ułatwiło mu życie najpierw w więzieniu, potem w obozie zagłady.
Zanim jednak jego historia przybrała tragiczny obrót, Brazda żył pełnią życia. Realizował się w tańcu, funkcjonował w prężnie działającej społeczności gejowskiej, kochał, był kochanym i, co najważniejsze, wcale się z tym nie krył. Nie musiał.
— Spacerowali za rączkę jak zakochana para, ulicami Meuselwitz. Niech wszyscy podziwiają ich szczęście! Rudolf do dziś pamięta ten spacer, jakby to było wczoraj: „Nagle wybuchła między nami wielka miłość. On mówi do mnie: »Chodź, pokażę ci swoje mieszkanie«. Poszedłem więc z nim na Weinbergstrasse. Gospodyni przyjęła mnie życzliwie — tak w “Różowym trójkącie” opisane są początkowe momenty, które Brazda spędził ze swoją pierwszą wielką miłością.
Z Wernerem Bilzem wziął z resztą nawet “ślub”. Symboliczna uroczystość odbyła się w obecności przyjaciół pary. Pojawiła się również rodzina Brazdy. Matka, siostry i bracia akceptowali go takim, jakim był, równie ciepło odnosili się też do Wernera, z którym w owych czasach Rudi zdążył już zamieszkać.
Czy Brazda miał szczęście żyjąc w wyjątkowo tolerancyjnej społeczności? Czyżby otaczali go wyjątkowi ludzie, którym nie przeszkadzała jego orientacja? Cóż, z opowieści, jaką snuje autor “Różowego trójkąta” wynika, że w dwudziestoleciu międzywojennym taki właśnie klimat panował w całych Niemczech.
Społeczność gejowska była spora i na tyle aktywna, że jej członkowie nie mieli problemów ze znajdowaniem się nawzajem. W większych miastach funkcjonowały kluby i miejsca spotkań, wydawano magazyny, skierowane do gejów i lesbijek, na uniwersytetach otwarcie mówiło się o “odmiennej orientacji” i analizowano zagadnienie od strony formalnej.
Oczywiście, żadna z tych aktywności, poza akademicką, nie odbywała się pod jawnie tęczowym szyldem. Homoseksualizm był, bądź co bądź, piętnowany i za uprawianie stosunków jednopłciowych można było trafić do więzienia. Niemniej jednak “wszyscy wiedzieli”, że mężczyźni kochający mężczyzn są wśród nich i fakt ten zdawał się przeszkadzać nielicznym.
Jednak historia boleśnie uczy, najczęściej to garstka decyduje o losach pokoleń. W tym przypadku los homoseksualistów splótł się bezpośrednio z losem jednej osoby: Ernsta Röhma, jednego z najbliższych współpracowników Hitlera.
Röhm był gejem, więc jego obecność na najwyższych szczeblach władzy dawała społeczności poczucie bezpieczeństwa — jak się okazało, złudne. Führer nie miał przecież żadnych skrupułów: spreparował teorię o “sekcie”, która miała zawiązać się w armii i działać “przeciwko normalnym pojęciom zdrowego narodu, lecz również przeciwko bezpieczeństwu państwa “. Wobec tego nie było innego rozwiązania: Röhm, jako “przywódca sekty” musiał odejść.
Data jego zabójstwa —30 czerwca 1934 roku — wyznacza koniec życia, jakie znali Brazda i jego przyjaciele i początek ludzkiej tragedii. “Homofobia dużej części członków NSDAP nie tylko otrzymała oficjalne potwierdzenie, lecz także została podbudowana teorią spiskową, która odtąd stała się podstawą nazistowskiej polityki wobec pogardzanej mniejszości. Homoseksualistów oficjalnie uznano za „wrogów państwa”, padł sygnał do ich prześladowania” — czytamy w “Różowym Trójkącie”.
Jakie dokładnie prześladowania czekały Rudolfa Brazdę? Jakim cudem udało mu się przetrwać ten najtragiczniejszy okres w historii ludzkości? Czy po wojnie dał radę rozpocząć życie na nowo? Warto przestudiować jego losy do końca — zwłaszcza dziś, gdy słowa “wojna” i “prześladowania” odmieniane są przez wszystkie przypadki, jego historia powinna wybrzmieć tym głośniej — aby już nigdy się nie powtórzyła.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Bellona