Rosyjskie pociski używane w Ukrainie coraz częściej nie trafiają w wyznaczone cele, ale wojska Władimira Putina mają jeszcze jeden problem. Okazuje się, że precyzyjna amunicja powoli im się kończy. Agresorom w Ukrainie zostaną do użycia tzw. głupie bomby.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rosjanom kończą się precyzyjne pociski, których używają od początku wojny w Ukrainie
Wojska Władimira Putina mają częściej używać tzw. głupich bomb
Wcześniej ujawniono, że rosyjskie pociski coraz częściej nie trafiają w wyznaczone cele
Najnowsze informacje o stanie rosyjskiej armii przekazała agencja Reutera, która powołała się na wypowiedź jednego z wysokich rangą urzędników Pentagonu. Z doniesień wynika, że Rosjanom kończy się precyzyjna amunicja. W praktyce oznacza to, że zaczną częściej korzystać z tzw. głupich bomb i artylerii.
Czym są "głupie bomby"?
"Głupie bomby" to niekontrolowane ładunki bez systemów naprowadzania, które podążają po trajektorii balistycznej. Nazywane są również bombami swobodnego spadania. Wynika z tego, że obiekty cywilne w Ukrainie będą jeszcze bardziej zagrożone niż do tej pory. Zaznaczmy, że Rosjanie od początku wojny dopuścili się już wielu ataków na cywilów.
Brak pocisków to tylko jeden z problemów, z jakimi zmaga się rosyjska armia. Agencja Reutera podkreślała również, że większość pocisków, których używają wojska Putina, nie trafia w wyznaczone cele.
Wskaźnik awaryjności ma zmieniać się z dnia na dzień i zależy od typu wystrzeliwanego pocisku. Czasami może przekraczać 50 proc., ale dwóch rozmówców Reutera stwierdziło, że osiągnął on aż 60 proc.
W czwartek za pośrednictwem komunikatora Telegram szef władz obwodu charkowskiego Ołeh Syniehubow przekazał, że "rosyjscy okupanci w obwodzie charkowskim ponieśli kolejne fiasko. Co więcej, z własnych rąk". Mieli przez pomyłkę otworzyć ze śmigłowca ogień... do własnych jednostek.
Przypomnijmy, że 24 marca zakończył się nadzwyczajny Szczyt NATO w Brukseli. W spotkaniu udział wziął m.in. Joe Biden. Szef Sojuszu Jens Stolnteberg zapowiedział radykalne wzmocnienie wschodniej flanki. Siły NATO będą stacjonować od Morza Bałtyckiego aż po Morze Czarne.
Sekretarz generalny NATO poinformował o "zresetowaniu" stanowiska Sojuszu w sprawie odstraszania Władimira Putina. – Mamy również pięć grup bojowych lotniskowców od dalekiej północy do Morza Śródziemnego. Na wschodniej flance będziemy mieli więcej sił w wyższej gotowości. Będzie więcej sprzętu i zasobu, myśliwców, a także wzmocnimy zintegrowaną obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową – ogłosił.