Obozy pracy, niewolnictwo i tysiące ofiar - oto prawda o mundialu w Katarze
Krzysztof Gaweł
01 kwietnia 2022, 05:56·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 01 kwietnia 2022, 05:56
W grudniu 2022 roku cały świat będzie emocjonował się piłkarskim mundialem, liczyć się będą zwycięstwa, bramki, asysty i wyniki. Pierwsze już są. To 7,5 tysiąca ofiar, niewolnicza praca i ogromne nieprawidłowości, na które świat nie zwraca uwagi. Nikt nie uczci tych ofiar minutą ciszy przed meczem, a szkoda. Bo czeka nas mundial zbudowany na krwi. Tymczasem w piątek w Dausze odbędzie się losowanie fazy grupowej, bo przecież "show must go on", prawda?
Piłkarskie mistrzostwa świata w 2022 roku rozegrane zostaną w Katarze. Specjalnie na potrzeby turnieju w kraju powstało osiem zupełnie nowych stadionów, a mundial jeszcze nigdy nie gościł w tak małym kraju, jak to arabskie państwo. Szybko okazało się, że za decyzją FIFA stały wielkie pieniądze, łapówki i układy. W styczniu 2013 roku magazyn „France Football” opublikował raport z wynikami dziennikarskiego śledztwa, w którym ujawniono kulisy przyznania Katarowi organizacji MŚ.
Katarscy szejkowie po prostu „kupili” sobie prawa do organizacji turnieju, a afera wstrząsnęła FIFA. To był dopiero początek, bo szybko okazało się, że stadiony i cała infrastruktura mundialowa budowana jest kosztem zdrowia i życia niewolniczo pracujących w Katarze robotników z całego świata. Szacuje się, że do tej pory przygotowania do MŚ pochłonęły 7,5 tysiąca ofiar, choć oficjalne dane mówią o... 38.
Koszty organizacji turnieju to oficjalnie 130 miliardów dolarów, ale to tylko pieniądze. Koszty ludzkie są znacznie większe, ale szejkowie zupełnie się z nimi nie liczą. Dla nich robotnicy wznoszący areny to po prostu niewolnicy, których ofiara wkalkulowana jest w przygotowania do MŚ. Marcin Margielewski zbadał i opisał to zjawisko w książce "Dubaj krwią zbudowany", której fragmenty prezentujemy poniżej.
* * *
Bogate kraje Zatoki Perskiej stały się synonimem luksusu. Zachwycają świat przepychem, wymyślną architekturą, przełamywaniem barier. Kuszą setki tysięcy turystów z całego świata cudami, jakie można zobaczyć tylko tam. Sprawcami tych cudów mają być szejkowie wizjonerzy, którzy swoje nieprzebrane fortuny wydają na budowę zachwycających obiektów. O ile jednak te niewątpliwie zawdzięczają finansowanie szejkom, nigdy by nie powstały, gdyby nie współcześni niewolnicy. Ubodzy, zdesperowani i szukający w krajach arabskich szansy na lepsze jutro, najemnicy z biednych krajów Azji w rzeczywistości niszczą swoje zdrowie, a nierzadko też tracą życie w imię kaprysów arabskich władców.
Jak pokazują dane pochodzące z placówek dyplomatycznych Indii, Pakistanu, Nepalu, Bangladeszu i Sri Lanki, w samym tylko Katarze podczas budowy obiektów sportowych na mistrzostwa świata w piłce nożnej 2022 w ciągu dekady zginęło ponad siedem tysięcy obywateli tych krajów. Oficjalnie Katar raportuje jedynie trzydzieści osiem śmiertelnych wypadków przy budowie stadionów – reszta ofiar nosi etykietę „śmierć z przyczyn naturalnych”.
Nikt tu nie wnika, jakie to przyczyny, bo efekt takiego dochodzenia mógłby się okazać dla Kataru niezbyt korzystny, a Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) – przydzielająca zaszczytne prawo organizacji największego święta futbolu – pogroziła już w tej sprawie palcem.
Grożenie jednak na niewiele się zdało, bo mimo alarmujących doniesień największych światowych mediów na temat sytuacji robotników nic w ich sprawie nie zrobiono, a prace przygotowawcze do mundialu wkroczyły w finałową fazę i raczej nikt Katarowi tej imprezy już nie zabierze.
W Dubaju, gdzie podczas prac przygotowawczych do Expo 2020 życie straciło mnóstwo ludzi, wciąż nie przestrzega się praw pracowniczych i praw człowieka. Business & Human Rights Resource Centre – światowa organizacja kontrolująca przestrzeganie tych zasad w różnych częściach świata – alarmuje, że ponad sześćdziesiąt obiektów Expo wartych miliardy dolarów budowanych jest przez firmy, które nie ujawniają warunków pracy, zakwaterowania ani nie raportują żadnych danych związanych z zatrudnieniem.
Wszystkie te firmy w przeszłości miały już wizerunkowe kłopoty po śmierci swoich pracowników lub ujawnieniu urągających wszelkim standardom warunków pracy.
Jakiś czas temu internet zalały cytaty z wywiadu, jakiego władca Dubaju, szejk Mohammed bin Rashid Al Maktoum, udzielił stacji BBC. Szejk miał w nim powiedzieć:
„Mój ojciec jeździł na wielbłądzie, ja jeżdżę mercedesem, mój syn land roverem, a mój wnuk też będzie jeździł land roverem. Ale mój prawnuk prawdopodobnie wróci na wielbłąda”. „Dlaczego?” – miał rzekomo dopytywać dziennikarz. „Ciężkie czasy kreują silnych mężczyzn, silni mężczyźni kreują łatwe czasy. Łatwe czasy kreują słabych mężczyzn, słabi mężczyźni kreują ciężkie czasy. Wielu tego nie zrozumie, ale powinniśmy wychowywać wojowników, a nie pasożyty”.
Mimo że te słowa tak naprawdę nigdy nie padły z ust szejka Al Maktouma w tym ani żadnym innym wywiadzie, trudno o lepszą diagnozę Emiratczyków jako społeczeństwa. Opływający w zbytki i przyzwyczajeni do tego, że rząd i tania siła robocza z Azji realizują wszystkie ich życiowe potrzeby, są kompletnie wyzuci z ambicji. Kiedy w rozmowie z nimi podnosi się temat skandalicznych warunków, w jakich żyją nisko opłacani robotnicy z azjatyckich i afrykańskich krajów, wchodzą w rolę ich zbawców, twierdząc, że pomagają im utrzymać rodziny. To prawda, ale dzieje się to kosztem zdrowia, a często także życia tych biednych ludzi.
Przez wciąż obowiązującą i produkującą niewolników kafalę* problem ten dotyczy wszystkich krajów Zatoki Perskiej, ale oczywiście te, gdzie buduje się najwięcej, są sceną najtragiczniejszego dramatu tych ludzi.
Umieszczani w obozach przypominających więzienia, mieszkają w ciasnych wieloosobowych celach, w budynkach, w których jedna toaleta przypada często nawet na trzysta osób, a ścieki odprowadzane są rurami wprost do otwartych kanałów za budynkami, w wyniku czego okolicę spowija wprost niewyobrażalny smród. Do miejsc pracy wożeni są zdezelowanymi autobusami bez klimatyzacji. W luksusowych wersjach przy oknach mają zamontowane wiatraki, które zamiast chłodzić, poruszają ciężkim, rozgrzanym powietrzem, wzniecając drażniące oczy tumany wszechobecnego pustynnego piasku.
Pracują po kilkanaście godzin, sześć dni w tygodniu za pensję wynoszącą średnio równowartość około ośmiuset złotych miesięcznie. Muszą z niej przeważnie utrzymać rodzinę w swoim kraju, więc w Dubaju żyją za grosze, często przymierając głodem. Pozbawieni opieki medycznej, chorują i nierzadko umierają.
Dla takich miejsc jak Dubaj są zupełnie przezroczyści, niewidoczni. Stanowią wstydliwą konieczność, niepasującą do luksusowej scenerii miasta. Dzięki nim wciąż się rozbudowuje, ale tam, gdzie zrobili już swoje, nie mają prawa wstępu. Swoją mało atrakcyjną aparycją mogliby zepsuć czyjeś wakacyjne zdjęcie.
– Robotników nie uświadczysz na zdjęciach z Dubaju. Wszyscy fotografują budynki albo siebie przy budynkach. Prawdziwy Dubaj nie istnieje w świadomości ludzi. Turyści zdają się bezkrytycznie zanurzać w bajce, którą opowiadają światu szejkowie – powiedział mi Bartek podczas naszej pierwszej rozmowy.
Jako inżynier przepracował w Zjednoczonych Emiratach Arabskich dwie dekady i nadal tam mieszka. Emiraty pozwoliły mu na zbicie niemałej fortuny i przejście na emeryturę w bardzo młodym wieku, ale też otworzyły mu oczy na to, co się dzieje za kulisami miejsca, które zachwyca tak wielu.
Przez kilkanaście lat Bartek regularnie jeździł do znajdującego się na północno-wschodnich obrzeżach Dubaju Sonapuru, miasteczka stworzonego specjalnie dla robotników, gdzie stłoczeni na małej przestrzeni próbują organizować sobie namiastkę normalnego życia.
– Chcę, by wszyscy poznali prawdę o Sonapurze – odpowiedział, gdy spytałem go o powody, dla których zdecydował się zostać przewodnikiem w mojej kolejnej książce. To pytanie zadaję każdemu. Niemal każdy odpowiada inaczej, ale prawie każdy chce odkryć rąbek skrywanej tajemnicy.
– Ja tego po prostu nie rozumiem. Lubię Dubaj za wiele rzeczy, ale nie mogę pojąć, dlaczego mając tak ogromne środki finansowe, nie może zapewnić tym ludziom choć trochę lepszych warunków. Dlatego kiedy ktoś mnie pyta, co zwiedzić w Dubaju, zawsze polecam wycieczkę do Sonapuru. Burj Khalifa? Proszę bardzo! Burj Al Arab? Świetnie! Ale pojedźcie też do Sonapuru. Odkryjcie sekret skrywany przed turystami przez Al Maktoumów. Zobaczcie, jak naprawdę wygląda Dubaj, i spotkajcie ludzi, którzy go zbudowali.
Sonapur znajduje się po przeciwnej stronie od tej, którą z reguły odwiedzają turyści. Z dala od wybrzeża zatoki, luksusowych hoteli, prestiżowej Mariny, ekskluzywnych galerii handlowych i zachwycających drapaczy chmur. Obóz zbudowano na terenie starego cmentarza, tuż przy krematorium, w pobliżu pękającego w szwach wysypiska śmieci. Trudno o lokalizację, która bardziej wyrażałaby pogardę dla przebywających tam ludzi.
A żeby było ciekawiej, Sonapur w hindi i urdu, którymi posługuje się większość jego mieszkańców, oznacza „miasto złota”. Zupełnie jakby ktoś uważał to za dobry żart.
Bartek ze względu na to, że nadal mieszka w Dubaju, postanowił zmienić swoje imię na potrzeby tej opowieści, ale to jedyna rzecz, która jest tu zmieniona. Cała reszta niestety jest bolesną prawdą. To właśnie dzięki niemu poznacie historie ludzi, dla których Sonapur stał się miejscem egzystencji na wiele lat.
Dla turystów dostanie się do Sonapuru może być utrudnione, bo miasteczko jest częściowo strzeżone, ale warto pamiętać, że przyjazd miejską taksówką z reguły nie budzi niczyich zastrzeżeń. Jeśli jednak nie uda się wam zobaczyć wszystkiego, co się tam dzieje, na własne oczy, zobaczcie to oczami Bartka. I już nigdy nie odwracajcie wzroku.
* System kafala obowiązuje w krajach GCC (Bahrajn, Kuwejt, Katar, Oman, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie) oraz w Libanie i Jordanii. Wszyscy niewykwalifikowani pracownicy muszą mieć w nich sponsora, zwykle pracodawcę, który jest odpowiedzialny za ich wizę i status prawny. Praktyka ta stwarza możliwość wyzysku pracowników, ponieważ państwo nie sprawuje nad ich zatrudnieniem żadnej kontroli.
* * *
Co na to wszystko FIFA? Nic, władze piłkarskiej centrali milczą. W piątek czeka nas losowanie i poznamy terminarz fazy grupowej... A ludzie giną i wciąż będą ginąć.
Oficjalnie tylko nieliczni giną na budowach. Oficjalne dane podawane są rzadko i tylko wtedy, gdy nie da się ich ukryć, ale ambasady liczą każdego zmarłego obywatela. I każdego roku giną ich tu tysiące. Samobójstwa, choroby, udary, zawały, zatrucia. Historie kilku z setek tysięcy budowniczych Dubaju to także historie powstawania aren piłkarskich mistrzostw świata, które za rok odbędą się w Katarze. Porażające, wstrząsające i po prostu nieludzkie.
Książka "Dubaj krwią zbudowany" autorstwa Marcina Margielewskiego ukazała się nakładem Wydawnictwa Prószyński Media 28 września 2021 roku.