- Ostatnio na portalu plotkarskim przeczytałam, że "walczyłam o to, żeby upamiętnić moją mamę i dlatego przez lata wykonywałam covery jej piosenek" - no i teraz pytanie: czy jest to czyjaś złośliwość, czy ignorancja? Biorąc pod uwagę mój dorobek artystyczny... Jest to dla mnie pewien rodzaj niesprawiedliwości - mówi w rozmowie z naTemat Natalia Kukulska.
Reklama.
Reklama.
Klaudia Szarowska: Lubisz siebie?
Natalia Kukulska: Myślę, że każdy z nas cały czas konfrontuje się z własnymi oczekiwaniami wobec siebie. Chciałby być lepszy, doskonalszy, szybszy, sprawniejszy, mieć kontrolę nad swoim życiem. Ja uczę się sztuki akceptacji i odpuszczania.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że "kiedy artysta jest normalny, to jest postrzegany jako nudny" - ale co to właściwie znaczy?
Nie do końca jestem za "dawaniem komuś forów, bo to artysta"; "jest chamem, ale wiesz, ten to może, bo wielki twórca”. Uważam, że wielkość mierzy się nie tylko talentem, ale również pokorą i szacunkiem do innych ludzi, niezależnie, jak wybitny to człowiek. Cenię sobie w ludziach tę "normalność" i empatię.
Ale chyba w takim razie nie powiesz, że jesteś "nudna"?
Powiem tak: Nudy u mnie w życiu nie ma! (śmiech)
Pan Marek Napiórkowski powiedział kiedyś, że jesteś jedną z najbardziej "odważnych artystek" - to prawda? Zgodzisz się z tym? Jesteś odważna?
To bardzo miłe! Odważna to nie wiem, ale to prawda, że bardzo lubię, gdy coś się wyłamuje poza schemat. Wolę czuć motylki w brzuchu, niż rutynowo coś wykonywać. Całe życie uciekam od rutyny, a że szybko się nudzę, to muszę bardzo szybko uciekać! (śmiech)
Apropos wychodzenia poza schemat, oglądałam teledysk do utworu "Rekonstrukcja" i przyznam szczerze, że wydał mi się on...
Dziwny? (śmiech)
Przeszło mi to przez myśl... (śmiech) Jest to chyba dosyć kontrowersyjny utwór w dobie botoksu i operacji plastycznych...
Tak! W ogóle sama treść tej piosenki jest mało piosenkowa, muzyka jest taka "chropowata" i w dodatku śpiewam o starzeniu się...
No i oczywiście, nasłuchałam się, że "Kukulska jest przeciwna operacjom plastycznym" - nie jestem przeciwna, choć może sama bym sobie ich nie zrobiła. Dla mnie po prostu starzenie się z godnością jest szukaniem samoakceptacji w sobie, a poprawa rzeczy wizualnych i materialnych daje jedynie pozorne szczęście. Chodziło mi w tym utworze o sprzeciw wobec fasadowej postawy wobec życia.
Mówisz, że piszesz sama dla siebie, żeby sobie pomóc, czy to jest twoja forma autoterapii?
Na pewno! Pisanie jest autoterapią. Kiedyś miałam trudny czas, musiałam mierzyć się z odchodzeniem mojej babci, stworzyłam wtedy tekst do utworu "Na koniec świata". Pisząc go czułam, że muszę przerobić w sobie to, co trudne i bolesne. I ile razy to śpiewam, tyle razy otwieram w sobie tę ranę. To jest cały czas przerabianie trudnych emocji. Ale dobrze mi z tym, szukam głębi, lubię dotykać istoty rzeczy. Jest w tym ogromna siła.
Mało tego, zdarzało mi się być na kogoś tak wkurzoną, że aż potrafiłam napisać do niego list/maila, po czym go kasowałam i wtedy czułam się "oczyszczona". Nazywanie rzeczy bardzo pomaga. Porządkuje i wyzwala.
Zdarzyło Ci się popłakać na scenie?
Tak, to było na moim koncercie "Światło" w Teatrze Żydowskim w 1996 r. Śpiewałam utwór "Dalej nie ma już nic" - taki o tragicznym rozstaniu. Pamiętam, że byłam wtedy bardzo zła na siebie, że się rozpłakałam.
Ale również ostatnio, gdy śpiewałam podczas koncertu "Razem z Ukrainą" utwór "Imagine" i zobaczyłam szklane oczy Tomka Ziętka, flagę ukraińską, to też bardzo trudno było zachować zimną krew.
W wielu Twoich utworach pojawia się podobny motyw: przybierania "maski", śpiewasz o "zmywaniu makijażu", "byciu sauté", "o dzieleniu ciała na pół" - czy to my kobiety nosimy te "maski" i żyjemy w iluzji?
Tak, napisałam utwór “Kobieta” o naszej naturze w hołdzie kobietom. Ale sporo w nim autoironii. Jesteśmy uwikłani w jakąś formę, w przeszłość, w przyzwyczajenia, w oczekiwania, a ja nieustannie analizuję ten problem, dlatego tak często o tym śpiewam. Z tego uwikłania właśnie bierze się przybieranie masek. Moim życiowym motto jest: Być ze sobą w prawdzie, bo jest...uwalniająca.
Jesteś dojrzałą artystką, która odnosi wielkie sukcesy, masz silną pozycję na scenie już od ponad 25 lat, ale czy nie było tak, że musiałaś "udowadniać" swoją niezależność i mierzyć się z łatką "córki znanych rodziców"?
Na pewno było tak długo. Paradoksalnie to powodowało, że moje ambicje się zaostrzały, chciałam udowodnić sobie i innym, że właśnie jestem niezależnym artystycznym bytem. Myślę, że było mi to dane po to, żebym się rozwijała. Dzisiaj czuję, że nie muszę już nic udowadniać.
Ostatnio na portalu plotkarskim przeczytałam, że "walczyłam o to, żeby upamiętnić moją mamę i dlatego przez lata wykonywałam covery jej piosenek" - no i teraz pytanie: czy jest to czyjaś złośliwość, czy ignorancja? Biorąc pod uwagę mój dorobek artystyczny... Jest to dla mnie pewien rodzaj niesprawiedliwości, ale nie chce mi się tego nawet komentować, bo to trochę jak walczyć z wiatrakami.
Czy uważasz, że misją artystów jest niesienie społeczeństwu pokrzepienia w trudnych czasach?
Nie traktuję swojej pracy jako misji, ale często się tak dzieje. Sama uciekam w muzykę, by się wyciszyć lub pobudzić. Działa na emocje i może nie zmienia świata, ale wpływa na nasz duchowy stan oraz stymuluje emocje.
Dlatego mieszanie muzyki w politykę jest bardzo nie w porządku. Rzeczywiście, mamy takie czasy, że gdy występujemy w jakiejś stacji telewizyjnej, jest to odbierane jako wspieranie danej opcji politycznej, a przecież muzyka powinna być ponad podziałami. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z programami muzycznymi czy festiwalami.
Faktycznie, dzisiaj nieco kategoryzujemy artystów np. ze względu na to, czy występują w TVP, czy też nie.
Młynarski śpiewał "Róbmy swoje" i faktycznie - róbmy swoje wszędzie! Wydaje mi się, że powinniśmy zachowywać pewną neutralność, bo jest już wystarczająco dużo rzeczy, które nas dzielą. Wiadomo, że się różnimy, mamy różne spojrzenie na świat, ale są te momenty zespolenia i uszanujmy je. Ja nie wypraszam z koncertów ludzi o innych poglądach.
Śpiewając - robię swoje, jednak nie udzielam wywiadów np. "Wiadomościom", które są upolitycznione. Wydaje mi się, że właśnie tędy droga - każdy powinien robić to, co czuje i jak czuje.
Nie podoba mi się wywyższanie się swoją moralnością i narzucanie sposobu buntu, bo nie wszyscy czujemy podobnie. Zero-jedynkowe podejście nie powinno mieć tu zastosowania. Nie każdy będzie wyrażał bunt na protestach, ze sztandarem. Ja np. nie mam takiej natury, boję się tłumów, nie lubię krzyczeć, a hasła są dla mnie zawsze za "płaskie", więc jestem w tym ostrożna.
Podziały to chyba domena naszego społeczeństwa...
Oj tak! Wszyscy się czepiamy, zamiast zająć się swoim życiem, ciągle patrzymy na tego przysłowiowego "sąsiada" - ciągle oceniamy, zamiast po prostu robić po swojemu. Nawet teraz, w obliczu wojny. Porównujemy to, jak kto pomaga, czy dobrze, czy źle, w jakim wymiarze, itd. - po co?
Niech każdy robi to, co czuje. Niestety mam wrażenie, że walcząc o tolerancję, sami ją dyskredytujemy. Przypominają mi się w tym momencie słowa Jonasza Kofty, które uważam, że doskonale podsumowują to, co powiedziałam - "Pogodzi nas niepogodzonych Słońce, gdy pierwszy raz nie wzejdzie.”
Studiowałaś filozofię, jak to wpłynęło na twoją twórczość, na pisanie tekstów?
Tak, studiowałam, ale po dwóch latach poddałam się, bo górę wzięła moja pasja do muzyki. Zdecydowanie filozofia wpłynęła na moją tożsamość i twórczość, jednak na początku śpiewałam teksty innych autorów. Z tym że zawsze powstawały one pode mnie, ale z czasem zaczęłam mieć do nich mnóstwo swoich uwag i było to dla mnie bardzo niezręczne.
Jeszcze jak teksty pisał mi mój ówczesny chłopak - Rysio Kunce, to mogłam sobie pozwolić na więcej - ponaginać, ponaciskać. (śmiech) Jednak kiedy pisał dla mnie jakiś uznany autor, a ja miałam listę zmian, to myślałam sobie wtedy: " Dziewczyno, sama sobie pisz, jak masz się tak wymądrzać". (śmiech)
Gdy w 2003 roku wróciłam ze Stanów, gdzie studiowałam przez chwilę na uczelni muzycznej, wtedy dopiero poczułam się ośmielona twórczo i zaczęłam samodzielnie pisać teksty, współkomponować muzykę oraz produkować płyty.
Jeżeli chodzi o pisanie tekstów przez wokalistów - nie ukrywam, że często zadaję to pytanie - uważasz, że artysta jest "kompletny" jedynie wówczas, gdy samodzielnie pisze?
Wydaje mi się, że jest to kwestia tylko i wyłącznie potrzeby - tego, czy chcemy twórczo wyrazić siebie i czegoś spróbować. Nie każdy wykonawca powinien czuć presję tworzenia, bo nie każdy potrafi to robić, ale za to np. potrafi świetnie interpretować. Jest parcie na pisanie tekstów przez wokalistów, a chyba nie powinno tak być.
Może gdyby nie to "parcie", to na rynku byłoby mniej słabych tekstów?
Wydaje mi się, że jest to również wina krytyków, bo jak w latach 90. ktoś tylko i wyłącznie wykonywał piosenki, to był dla nich automatycznie kilka klas niżej. Bo jedynie ten, co tworzył samodzielnie był w ich mniemaniu "artystą" - bo "prawdziwy", bo ma "coś do przekazania". A z drugiej strony, był taki moment, kiedy ci zawodowi tekściarze byli zbulwersowani tym, że każdy chce pisać samodzielnie, a krytycy dziwili się grafomanii, która panowała w piosenkach. I tu jest właśnie ta pułapka.
Pisanie powinno wynikać z wewnętrznej potrzeby. Taką właśnie czuję, ale np. na płycie “chopinowskiej” oddałam połowę tekstów do napisania innym autorkom, bo nie wiedziałam, czy podołam i pomyślałam też, że ciekawie byłoby sprawdzić, jaką treść w muzyce Chopina słyszą artystki, które cenię.
Pisanie tekstów do utworów Chopina musiało być niemałym wyzwaniem!
Oj, zdecydowanie! Było to nazwanie emocji i ujęcie ich w pewne refleksje, historie. Ciekawe dla mnie w tym było to, że dotykaliśmy muzyki, która powstała 200 lat temu, a mogliśmy o niej opowiadać współczesnym językiem i pokazać jej ponadczasowość, uniwersalność.
Pamiętam, jak niektóre koleżanki, kiedy zaproponowałam im stworzenie tekstów, wyobrażały sobie, że co najmniej muszą stać na baczność albo elegancko się ubrać do tego pisania! (śmiech)
Co jest dla ciebie definicją dobrego utworu?
To, kiedy prawdziwym emocjom, które płyną z muzyki uda się spotkać z treścią, czyli tekstem.
Jak mówisz, epka, którą wydałaś, była twoim podziękowaniem dla fanów i chęcią zaznaczenia, że minęło 25 lat od wydania albumu "Światło", miała ona też zapowiadać płytę, jednak po drodze powstał projekt MTV Unplugged. Czy taki właśnie był plan? Czy to było na Twojej liście marzeń?
Zdecydowanie to było na liście moich marzeń, ale był to też bardzo szalony i wymagający projekt, bo mieliśmy na niego niewiele ponad miesiąc. Wybrałam takie utwory, których treść, w moim odczuciu, nie zdezaktualizowała się.
Hasło "unplugged" można interpretować na wiele sposobów. Można usiąść z przysłowiową gitarą, w swetrze i zagrać, ale przecież jest też tyle innych, wspaniałych instrumentów akustycznych, które można wykorzystać!
U nas jest bardzo dużo kolorów. Rozbudowana jest sekcja rytmiczna, oprócz perkusji jest marimba i handpany - instrumenty, które kocham, są dla mnie magiczne. Mamy także sekcję dentą, o której zawsze marzyłam - i to w ciekawym zestawieniu - klarnet basowy, waltornia i flet. No i oczywiście cała reszta instrumentów oraz wspaniałych muzyków, z którymi od lat pracuję. Było nas sporo na scenie. Aranżacje stworzył Archie Shevsky i choć nie miał łatwego zadania, sprostał wspaniale. Zaprosiłam także do duetów świetnych artystów - Natalię Szroeder i Igora Herbuta.
Co z trasą koncertową?
Planujemy jesienną trasę koncertową i nie mogę się jej doczekać! Ze względu na ograniczenia pandemiczne, podczas rejestracji koncertu publiczność mogła pojawić się jedynie w ilości symbolicznej. Teraz będziemy mogli zagrać ten koncert w pełnej krasie w wielu miastach i pięknych salach.
Nasz skład to aż 12 muzyków na scenie i bardzo ciekawa scenografia, którą stworzyła Ola Andrychowicz. To gra świateł i geometrycznych form. Trudno jest dziś mieć plany w świetle sytuacji, która dzieje się na świecie, ale trzeba robić swoje, a muzyka jest potrzebna, terapeutyczna wręcz. Jest to wspaniały sposób na ukojenie, zapomnienie.
Czego życzy sobie Natalia Kukulska?
Te ostatnie lata pokazały, że jak planujemy, to los się z nas śmieje. Jednak chciałabym, żeby udała się jesienna trasa koncertowa, bardzo na to czekam. W przyszłym roku planuję też wydanie nowej solowej płyty. Właśnie to mnie napędza, nowe wizje i ich efekty.