Liverpool, Manchester City, Real Madryt i... Villarreal. Tak wygląda komplet półfinalistów tegorocznej edycji piłkarskiej Ligi Mistrzów. Czwarty z wymienionych klubów przy wielkich markach tylko z pozoru wydaje się być najsłabszy. "Żółta łódź podwodna" - jak nazywana jest ta drużyna - może dopłynąć do finału w Paryżu.
Cofnijmy się do roku 2003. W Pucharze Intertoto, nieistniejących rozgrywkach będących szansą na "wielką" letnią przygodę dla słabszych i nieco gorzej sytuowanych klubów Europy, Polskę reprezentuje duet: Polonia Warszawaoraz Odra Wodzisław Śląski.
Klub ze Śląsk odpada z hukiem już w pierwszej rundzie, przegrywając (1:3 w dwumeczu) z irlandzkimi półamatorami Shamrock Rovers. Jeszcze większą wtopę zalicza stołeczny klub, kompromitując się z Tobołem Kustanaj (1:5 w dwumeczu) z Kazachstanu. Kończy się, jak to zazwyczaj bywa w przypadku polskich drużyn w europejskich pucharach, czyli zanim jeszcze zdążyło się na dobre zacząć.
Puchar Intertoto kończył się nietypowo, bo trzema finałami w formacie dwumeczu. Każdy z nich dawał zwycięzcę, który mógł cieszyć się kwalifikacją do Pucharu UEFA, czyli dzisiejszej Ligi Europy. Właśnie latem 2003 roku taką przepustkę uzyskało hiszpańskie Villarreal CF.
Drużyna będąca na 15 miejscu w sezonie 2002/03 w Premiera Division. Mimo tego ambitni Hiszpanie spróbowali swoich sił w Europie i to się opłaciło, a w finale Pucharu Intertoto ograli solidnego, holenderskiego ligowca - sc Heerenveen (2:1 w dwumeczu).
Juan Roman Riquelme i spółka
Kilka tygodni później, już w Pucharze UEFA, hiszpański średniak zaczął połykać kolejne przeszkody. Torpedo Moskwaw II rundzie, następnie mocny wówczas Galatasaray Stambuł. Później Żółta łódź podwodna (w oryginale El Submarino Amarillo) w pokonanym polu zostawiła włoskiego przedstawiciela - odpadła AS Roma. Ćwierćfinał? Wygrany dwumecz ze szkocką legendą, Celtic Glasgow również nie miał szans.
Piękny sen zakończył się dopiero 6 maja 2004 roku. Villarreal przegrało minimalnie, 0:1 w dwumeczu, z inną hiszpańską drużyną, Valencią. Porażka była jednak wyjątkowo bolesna, bo derbowa. Derbi de la Comunitat powtórzyły się jeszcze w europejskim wydaniu w 2019 roku, w ćwierćfinale Ligi Europy. Wówczas również wygrała Valencia, ale dzisiaj to o Villarreal jest dużo głośniej.
Wspomniana droga z Pucharu Intertoto do półfinału Pucharu UEFA - okazała się być przełomową w dziejach wiekowego klubu. Club Deportivo Villarreal powstał bowiem 10 marca 1923 roku.
W zespole przed niespełna dwoma dekadami mózgiem boiskowych operacji był Juan Roman Riquelme. Człowiek, który wyruszył z argentyńskiego Boca Juniors jako wielki talent. Europy jednak nie podbił, bo Argentyńczyk stał się jednym z wielu w zespole FC Barcelony, dodatkowo skonfliktowany z trenerem. Rękę do rozczarowanego europejskim falstartem pomocnika wyciągnęło prowincjonalne - jak na porównanie z Dumą Katalonii - Villarreal.
Riquelme w sezonie 2002/03 dogrywał jeszcze piłki do doświadczonego Sonnego Andersona. Skutecznego Brazylijczyka w kolejnej kampanii zamienił jednak Diego Forlan. Argentyńsko-urugwajski duet stał się natomiast postrachem każdego rywala i wizytówką klubu, który zapisał się w pamięci nie tylko wyjątkowo ofensywną grą, ale też charakterystycznym, kanarkowym kolorem swoich strojów.
Przeklęty karny sprzed 16 lat
Numer z wygraną w Pucharze Intertoto udało się powtórzyć również w kolejnym podejściu. W 2004 roku swoich sił równolegle ponownie spróbowała Odra Wodzisław Śląski, z podobnym skutkiem. Tym razem od polskiego klubu lepsze okazało się białoruskie Dynamo Mińsk (w dwumeczu 1:2). Ponownie pierwsza runda, przeszkoda numer jeden. Cóż, najwyraźniej los ponownie uśmiechał się do Villarreal, a niekoniecznie ekstraklasowych tuzów...
Co ciekawe, piłkarze w kanarkowych strojach w finale ograli dopiero po serii rzutów karnych innego hiszpańskiego przedstawiciela, Atletico Madryt. Nieco trudne do uwierzenia jak na obecne realia, ale faktycznie, oba zespoły właśnie w Pucharze Intertoto szukały swojej przepustki do dalszego grania w Europie.
W składzie Atletico grał chociażby Diego Simeone, a decydującego o wygranej VCF karnego wybronił Pepe Reina. Człowiek, który po latach stał się wybrańcem takich klubów jak Liverpool, SSC Napoli, Bayern Monachium czy AC Milan.
W Pucharze UEFA hiszpański zespół zakończył na ćwierćfinale, ale w lidze szło już znacznie lepiej i zajmując trzecie miejsce Villarreal zdobyło przepustkę do Ligi Mistrzów.
Pieniądze wyciągane z sukcesów pozwalały na coraz lepsze ugruntowanie pozycji w kraju oraz próbę przebicia się przez elitę Champions League. Jako debiutant El Submarino Amarillo dopłynęła do ćwierćfinału najlepszych rozgrywek klubowych w Europie.
Po drodze w sezonie 2005/06 Villarreal grało na równi bądź eliminowało Manchester United czy Inter Mediolan. Do miejsca w finale zabrakło zwyczajnie odrobiny szczęścia i spokoju. Do rzutu karnego mogącego wyrównać stan rywalizacji na własnym stadionie podszedł Riquelme. Argentyńczyk przegrał jednak pojedynek z Jensem Lehmanem i po bezbramkowym remisie (wcześniej 0:1) to Arsenal Londyn zagrał w finale na Stade de France.
Teraz kibice VCF liczą, że ich ulubieńcy jednak pojadą do Paryża.
Pogromca Szczęsnego i Lewandowskiego
Życie nie lubi próżni dlatego dla równowagi sześć lat po przeklętej jedenastce o finał Ligi Mistrzów Villarreal spadło z ligi. Gwoździem do trumny była porażka (1:2) z Atletico. Tym samym, z którym drużyna zwyciężyła kilka lat wcześniej w finale letniego pucharu.
Ba, VCF w 2008 roku było nawet wicemistrzem Hiszpanii, sięgając po swój największy sukces w krajowej piłce. Po czterech latach nastąpiła jednak katastrofa.
Jednoroczna banicja (sezon 2012/13) poza Premiera Division rozpoczęła nową erę w dziejach klubu. Jedyne co nie uległo zmianie to stadion, na którym swoje mecze rozgrywało i rozgrywa VCF. Obiekt zmienia co prawda nazwę i dla większości może to być nadal Estadio El Madrigal. Fakt jest jednak taki, że od 2017 roku oficjalnie "w papierach" na mecz przeciwko Villarreal przyjeżdża się na Estadio de la Cerámica.
I tu wyjaśnia się kwestia przydomku Żółtej łodzi podwodnej. Stadion VCF mieści się bowiem około pięciu kilometrów od Morza Śródziemnego, na wysokości 50 metrów nad poziomiem morza. A jeśli ktoś chce na własne oczy mogący pomieścić około 25 tysięcy kibiców obiekt, dostrzeże nawet specjalny pomnik przedstawiający kanarkową (tj. żółtą) łódź podwodną. Zdecydowanie najsłynniejszy klubowy gadżet.
Właśnie na terenie Cerámica Hiszpanie zadali decydujący cios otwierający drogę do półfinału tegorocznej edycji LM. Robert Lewandowski i jego koledzy z drużyny mistrza Niemiec mogli cieszyć się z najniższego rozmiaru kary (0:1), jaka wisiała nad zespołem. Jak się jednak miało okazać, ta wygrana była bezcenna w perspektywie rewanżu (1:1) w Monachium.
W prowincji Castellon nie zwyciężył również Wojciech Szczęsny. Bramkarz polskiej reprezentacji podzielił los "Lewego", odpadając z Juventusem Turyn właśnie w rywalizacji przeciwko VCF. Włosi co prawda zremisowali na wyjeździe (1:1), ale na Półwyspie Apenińskim nie mieli już za dużo do powiedzenia, ulegając bardzo wyraźnie (0:3).
Ciekawe zadanie w półfinale czeka Liverpool. Drużyna Jürgena Kloppa pierwszy mecz zagra u siebie, na rewanż jadąc do Hiszpanii. Ten scenariusz wydaje się być mało korzystny z perspektywy potentata ligi angielskiej. Dodatkowo podobnie jak 16 lat temu, znowu to z Anglikami o miejsce w paryskim finale LM przyjdzie rywalizować Żółtej łodzi podwodnej.
Szokująca tragedia i wielkie nazwiska
Gospodarka miasta Vila-real słynie z dwóch rzeczy. Po pierwsze - pomarańcze, a po drugie - wyroby ceramiczne. Fabryki płytek ceramicznych wyjaśniają również kwestie zmiany stadionowego nazewnictwa, ale przede wszystkim, dają poczucie tożsamości i wspólnoty.
Gdyby szukać kolejnych firmowych specjalizacji piłkarskiej wizytówki miasta, warto spojrzeć w stronę szczęścia do trenerów. Do mającego nieco ponad 50 tysięcy mieszkańców punktu na ziemi docierali specjaliści, którzy potrafili wykrzesać z drużyny coś wyjątkowego.
W pierwszej dekadzie XXI wieku wizytówką świetnie grającej drużyny był Manuel Pellegrini. To właśnie z tego miejsca w 2009 roku, po sześciu latach, przeniósł się do Realu Madryt, później trenował również Manchester City.
Wątek trenerski to także tragiczna historia, która dotknęła klub w momencie jednosezonowego spadku z elity. Zespół miał bowiem przejąć specjalista od awansów, świetny i ceniony w Hiszpanii fachowiec, Manuel Preciado. Niestety, dzień po podpisaniu kontraktu z VCF szkoleniowiec zmarł na zawał serca. Tragedia rozegrała się w pokoju hotelowym w Walencji, Preciado miał zaledwie 54 lata.
Obecnie szefem VCF jest Unai Emery. Specjalista od wygrywania Ligi Europy, po którą sięgnął czterokrotnie. Trzy razy jako trener Sevilli, a w ubiegłym roku w finale w Gdańsku, gdzie razem z Villarreal po serii rzutów karnych ograł Manchester United.
Emery w fazie play-off europejskich pucharów jest niepokonany od czterech lat. Ostatni raz przegrał jeszcze jako trener Paris Saint-Germain, co spoglądając na późniejsze losy kolejnych szkoleniowców, wcale nie było takie nieoczywiste.
Podobnie można spoglądać na to, jak Emery jest wspominamy przez kibiców Arsenalu. W Londynie nie wyszło nie tylko Hiszpanowi. Emery mógłby za to podpaść kibicom VCF ze względu na swoją bogatą przeszłość w zespole derbowego rywala. Aż 220 oficjalnych spotkań jako trener Valencii, z czego 107 zwycięstw - to robi wrażenie. Nie ma jednak mowy o złośliwościach ze strony fanów Villarreal.
Moc zespołu o żółtym sercu
Może się okazać, że drugi raz w półfinale Ligi Mistrzów będzie okazją do późniejszego rozbratu z europejskimi pucharami. Villarreal jest po 31 kolejkach na siódmym miejscu w lidze, z marnymi szansami na przeskoczenie konkurencji. Dawniej pozostawała furtka Intertoto. Teraz trzeba będzie liczyć na cud w postaci zwycięstwa w Lidze Mistrzów.
Hiszpanie mogą tego jednak dokonać. Skoro mający 36 lat na karku obrońca drużyny Raul Albiol potrafił zadebiutować w roli piłkarza meczu w Lidze Mistrzów - w rewanżu na Allianz Arenie - to tak naprawdę Żółta łódź podwodna jest zdolna do wszystkiego. Łącznie z wypłynięciem na wody Sekwany, już z pucharem na pokładzie.
A nawet jeśli się nie uda, futbol kocha takie nieoczywistości. Jeszcze bardziej kochają je kibice, wśród których już drugie pokolenie uczy się nazwisk piłkarzy VCF. Kiedyś byli to Riquelme, Forlan, Marcos Senna czy Jose Mari.
Dzisiaj ich miejsce zajęli Pau Torres, Gerard Moreno, czy Arnaut Danjuma. Choć to ponownie drużyna i jej moc jest kluczem do ogrywania tych, którzy więcej zarabiają i potrafią. Ale już niekoniecznie są równie skuteczni co zorganizowani piłkarze o żółtym sercu.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.