nt_logo

Uczucie, które może dać początek złu. Historia o wstydzie, jaki prowadzi do przemocy i zbrodni

Dawid Wojtowicz

29 kwietnia 2022, 06:54 · 5 minut czytania
Wstyd zamyka nam usta. Ale przemilczane sprawy zawsze wracają. I jeszcze bardziej ranią, gdy prawda wreszcie wychodzi na światło dzienne. Nie mówiąc już o tym, że zbyt długo ukrywane sekrety mogą prowadzić do przemocy i stać się preludium do zbrodni. Dla autora kryminałów jest to więc uczucie, które daje naprawdę duże pole do popisu.


Uczucie, które może dać początek złu. Historia o wstydzie, jaki prowadzi do przemocy i zbrodni

Dawid Wojtowicz
29 kwietnia 2022, 06:54 • 1 minuta czytania
Wstyd zamyka nam usta. Ale przemilczane sprawy zawsze wracają. I jeszcze bardziej ranią, gdy prawda wreszcie wychodzi na światło dzienne. Nie mówiąc już o tym, że zbyt długo ukrywane sekrety mogą prowadzić do przemocy i stać się preludium do zbrodni. Dla autora kryminałów jest to więc uczucie, które daje naprawdę duże pole do popisu.
O uczucie wstydu, najnowszej powieści kryminalnej, dotychczasowej karierze pisarskiej i planach na przyszłość rozmawiamy z Robertem Małeckim, autorem wydanej właśnie książki "Wstyd" Julia Taubitz / Unsplash

– Wstydzimy się za siebie i przed sobą. Ale możemy też wstydzić się za innych. Ta wielowymiarowość wstydu oraz jego możliwe konsekwencje wydawały mi się niezwykle ciekawe i dlatego wziąłem na warsztat literacki tę konkretną emocję. Chciałem się jej dokładnie przyjrzeć i opisać – opowiada o swojej najnowszej książce Robert Małecki, autor wydanej właśnie powieści kryminalnej pt. "Wstyd".

W nawiązaniu do tytułu Pana najnowszej książki jestem ciekaw, czy jest coś, czego wstydzi się Robert Małecki, a czym mógłby bez obaw podzielić się publicznie z naszymi czytelnikami?

Och, pewnie, że tak. Wystarczy wskazać na kilka błędów, które popełniłem w powieściach. Część z nich, przy okazji zlecenia dodruków, udało się usunąć, więc wstyd się stał jakby odrobinę mniejszy, ale nadal pali! A najbardziej z tych wszystkich błędów wstydzę się złego zapisu nazwiska mojej znajomej, którą wymieniłem w podziękowaniach. Kłopot jednak polegał na tym, że ten błąd wystąpił w dwóch – o ile mnie pamięć nie myli – następujących po sobie powieściach. I to już była prawdziwa klęska!

Dlaczego spośród wielu ludzkich uczuć to właśnie wstyd stał się dla Pana katalizatorem do napisania kolejnej powieści kryminalnej?

Ponieważ wstyd jest emocją, która objawia się, gdy przekraczamy normy obyczajowe, moralne, kulturowe. Najczęściej, rzecz jasna, wstydzimy się za siebie i przed sobą. Ale możemy też wstydzić się za innych. Za matkę, ojca, siostrę, brata, własne dziecko. Ta wielowymiarowość wstydu oraz jego możliwe konsekwencje wydawały mi się niezwykle ciekawe i dlatego wziąłem na warsztat literacki tę konkretną emocję. Chciałem się jej dokładnie przyjrzeć i opisać.

Bohaterką "Wstydu" jest była policjantka, a obecnie nauczycielka historii w liceum medycznym w małej miejscowości. Czym kierował się Pan przy portretowaniu postaci Julii "Karli" Karlińskiej?

Przede wszystkim musiałem zbudować postać, która po każdej z traum – najpierw śmierć męża, a później syna – musi stać się silniejsza, żeby walczyć o to, co jest dla niej najważniejsze. O rodzinę. A przecież w gruncie rzeczy Karla jest kruchą osobą, która zmaga się z nieuchronnością przemijania własnej urody, ale też, jak każdy z nas, ma silną potrzebę bycia kochaną i potrzebną. Ponadto musiała to być osoba związana w przeszłości z policyjną służbą, która właśnie dzięki temu doświadczeniu zyskała predyspozycję do skutecznego prowadzenia śledztwa.

A jaki był powód, że umieścił Pan akcję powieści w fikcyjnym, a nie prawdziwym miasteczku?

Powód okazał się bardzo prozaiczny. Poszukiwałem – niezbyt długo, ale jednak – miejscowości, w której znalazłbym wysoki klif nad zakolem rzeki lub nad jeziorem. Bezskutecznie. Wtedy pomyślałem, że można przecież stworzyć nowe miasteczko na mapie Polski. I tak oto powstał w województwie kujawsko-pomorskim Śmierszyn, znajdujący się między Toruniem a Bydgoszczą nad tak samo fikcyjnym jeziorem. Ten zabieg potraktowałem jak swoiste wyzwanie literackie, z którym zmierzyłem się pierwszy raz. Mam nadzieję, że portretowanie Śmierszyna nie wyszło najgorzej!

To nie będzie spoiler, bo już w opisie książki na tylnej stronie okładki wydawca ujawnia, że jedną z ofiar jest syn głównej bohaterki. Jakim wyzwaniem dla pisarza są kryminały, w których życia pozbawiane są dzieci?

Kiedy moje dziecko było małe, to przyznaję, że nie byłem w stanie pisać o śmierci dzieci. Ale któregoś dnia uznałem, że nie można przed tą tematyką stale uciekać. Natomiast podchodzę do niej zupełnie na chłodno. Nie płaczę razem z moimi bohaterami, nie wzrusza mnie ich los, lecz jednocześnie muszę odkrywać w sobie pokłady empatii, żeby wczuwać się w to, co oni czują. Niemniej, w emocjonalnie trudnych dla czytelników scenach, myślę wyłącznie o tym, czy umiejętnie wybrałem i zastosowałem środki wyrazu, czy w tych scenach, w których chciałem wzruszyć czytelnika, zabieg się udał, czy nie. Mam też świadomość, że empatia jest w zawodzie pisarskim niezbędna. Bez niej przegrywamy jako twórcy wiarygodnych psychologicznie postaci.

Czy chciałby Pan, żeby czytelnik, który przeczytał "Wstyd", zakończył lekturę tej książki z większą świadomością i wrażliwością wobec pewnych spraw społecznych, czy ma to dla Pana drugorzędne znaczenie, bo najbardziej liczy się frajda z rozwiązania zagadki kryminalnej?

Oczywiście interesuje mnie ta pierwsza opcja, bo dotyczy sedna problemu, który poruszam w powieściowej fabule. Niemniej drugi aspekt też jest dla mnie niezwykle ważny. Piszę powieści, bądź co bądź, rozrywkowe i moim obowiązkiem jest dbanie o to, by czytelnik miał frajdę z rozwiązania zagadki. Najlepiej byłoby, gdybym umiał go zaskoczyć, bo przecież to niezwykle ważne w tym gatunku. Niemniej, kiedy tworzę swoje powieści, to jednak głównie skupiam się na tej głębszej warstwie, a nie tylko na aspektach konstrukcyjnych. Bo kryminał powinien być powieścią realistyczną, która ma prawo diagnozować problemy społeczne i przekazywać jakiś wyrywek prawdy o człowieku.

Czy uważa Pan, że przedstawiona w tej książce historia mogłaby mieć ciąg dalszy? Widzi Pan gdzieś jeszcze miejsce dla postaci Julii Karlińskiej? Jak wiemy, ma Pan na koncie serie kryminalne o komisarzu Bernardzie Grossie czy dziennikarzu Marku Benerze, a więc lubi Pan cykle powieściowe.

Lubię, to prawda, ale mam też wrażenie, że niektóre historie powinny pozostać na kartkach jednej powieści. Julia Karlińska była mi potrzeba do uchwycenia roli wstydu. Ale przeszła tak wiele, że w kolejnej fabule nie mogłaby ponieść już żadnej straty, żeby jakkolwiek mogła zachować równowagę psychiczną. I żeby była zdolna do działania, realizacji kolejnego śledztwa. Zatem próba kontynuacji jej losów mogłaby nie spełnić oczekiwań czytelników, którzy byliby nastawieni na kolejny zastrzyk emocji towarzyszących tej bohaterce. Między innymi dlatego historię Karli widzę jako opowieść już domkniętą.

"Wstyd" to symboliczna książka, bo jest już dziesiątą w Pańskiej karierze pisarskiej. Jak z perspektywy czasu postrzega Pan swoje początki w świecie literatury?

Pamiętam niepewność, która towarzyszyła mi w momencie wchodzenia na rynek. Pamiętam pierwsze spotkania autorskie i obecność na targach książki w Krakowie, gdzie po raz pierwszy pełniłem tak zwany dyżur z długopisem w ręku i modliłem się, żeby ktoś do mnie podszedł z moją książką i poprosił o autograf. Piękne to wspomnienia, bo pełne marzeń. Cześć z nich udało się zrealizować, co cieszy jeszcze bardziej, a kolejne, te niespełnione, stanowią niezwykłą motywację do dalszej ciężkiej pracy.

A jak się Pan czuje teraz, jako uznany już twórca kryminałów i thrillerów, zdobywca takich trofeów literackich jak Nagrody Wielkiego Kalibru czy Nagrody Kryminalnej Piły?

Uznanie czytelników oraz uznanie członków gremiów jurorskich nobilituje. Niemniej, kiedy siadam do napisania kolejnej powieści, czuję się zupełnie nagi i bezbronny. Same trofea wtedy nie pomogą, bo praca, która mnie czeka, nie stanie się dzięki nim łatwiejsza. Na szczęście nie jest też trudniejsza, bo za każdym razem chcę po prostu napisać dobrą powieść. Stworzyć historię, która wciągnie i zaintryguje czytelnika, a na koniec przyniesie mu nieoczekiwane, ale zgodne z logiką, rozwiązanie. Jestem tyle wart, ile moja ostatnia powieść. Dlatego, zamiast napawać się osiągniętymi sukcesami, wolę, w kilku żołnierskich słowach, postawić się do pionu i napisać jedno dobre zdanie, a potem dopisać do niego kolejne. I kolejne. A to wcale nie jest takie proste.

Z wykształcenia jest Pan politologiem i filozofem, pracował Pan jako dziennikarz i redaktor, obecnie uczy Pan kreatywnego pisania, prezesuje Fundacji Kult Kultury i przede wszystkim UTRZYMUJE SIĘ z pisania. Nie godzi się, by rozmówcę o takich kompetencjach nie zapytać o rady dla osób, którym marzy się podobna kariera pisarska.

Zawsze mam jedną radę. Bądźcie cierpliwi. Cierpliwość w tym zawodzie to fundament, bo powieści nie da się napisać w weekend. Trzeba mieć mnóstwo cierpliwości do siebie i do tekstu, bo tworzenie powieści jest wyczerpujące jak maraton. A jak już uda się powieść napisać, to trzeba uzbroić się w cierpliwość, zanim tekst zmaterializuje się w formie książki. Wreszcie trzeba mieć cierpliwość, jeśli marzymy o odniesieniu sukcesu na rynku. Tu niczego nie da się liczyć w minutach lub godzinach. Jeśli już to w latach.

Czego możemy spodziewać się po Pańskiej twórczości w najbliższym czasie?

Aktualnie zabrałem się za nową serię kryminalną. Po czterech thrillerach, powieściach stand-alone, postanowiłem wrócić do skomplikowanych śledztw policyjnych. Zatęskniłem za tym klimatem. Nic więcej nie zdradzę, ale proszę trzymać kciuki, żeby nowa seria przypadła czytelnikom do gustu. Mam nadzieję, że powieść ukaże się jesienią tego roku.