Za zgodą wydawnictwa Ringier Axel Springer Polska publikujemy fragmenty tekstu Aleksandry Krzyżaniak-Gumowskiej i Magdaleny Rigamonti "Zabić celebrytę" w najnowszego numeru tygodnika Newsweek.
„No i jak się masz, drański ludziku bez ambicji?" – pyta w e-mailu do dziennikarza TVN24 Jarosława Kuźniara Anonimek Anonimowy. „Dostałeś trzy razy tyle listów, ile miało być, żebyś spadł z czerwonej stacyjki. I co? Zapominamy o ambicji i godności, co? Szkoda. Z drugiej strony, dobrze, bo chociaż wiadomo, jaki z ciebie szmatławy ludek, typowy funkcjonariusz, kłamca, oszust. Gdzie ty byś pracę znalazł, jak nie w telewizji? Co ty byś robił, zdrajco? Praca? Jaka? I kto cię zatrudni?".
Kuźniar, dziennikarz od 19 lat, prowadzi w tygodniu program „Wstajesz i wiesz”, a od początku marca w soboty talent show „X Factor". We wtorek 21 lutego w swoim porannym programie przytoczył e-mail, w którym widz zasugerował, że bardziej nadawałby się do prowadzenia wiejskich imprez niż do pracy w telewizji. Kuźniar, który często czyta na wizji również krytyczne opinie, rzucił: „Jak tysiąc widzów tak napisze, odejdę z telewizji!".
Teraz Kuźniar, nieco struchlały, zapewnia, że mówił to ironicznie. Pięć tysięcy osób, które listy przysłało, ironii nie zauważyło: „Trzeba być naprawdę ostatnią kurwą, żeby po tylu upomnieniach i listach do ciebie nie ustosunkować się do swojej obietnicy”'.
Jeszcze 15 lat temu, gdy ktoś chciał napisać do redakcji, wyciągał kartkę papieru, długopis, a może nawet pióro, i zaczynał: „Szanowny Panie Redaktorze". Teraz listy, a w zasadzie krótkie formy tekstowe, często zaczynają się od słów: „ty ch...u j...y", „k... na usługach władzy" czy „ty bękarcie spłodzony przez ubeka".
I trafiają do dziennikarzy, aktorów, celebrytów. Tylko w ostatnich tygodniach specjalnych stron zrzeszających przeciwników na Facebooku doczekali się Zbigniew Hołdys (bo odważył się argumentować za ACTA) czy dziennikarka Katarzyna Kolenda-Zaleska (za oskarżenie detektywa Rutkowskiego o nieetyczne zachowania w stosunku do matki 6-miesięcznej Madzi).
„Wk...a mnie Zbigniew Hołdys" polubiło w sumie 8,5 tysiąca osób. I nikt nawet nie próbował odnosić się do tematu: Didżej: „wygląda jak moje nie udane gówno" (pisownia oryginalna). Wegetarianin: „spasiony knur". Absolwent liceum: „sprzedajny wypłosz". Asystentka osobista: „Ło ja jeb...!!!! Jaki on jest obleśny.... Ja nie jestem pieknościa ale patrząc na tę fotę zapominam o moich kompleksach... łosz Bogowie..." Aż po: „Zyd zyd". Wszystkie wypowiedzi opublikowane w miejscu publicznym, gdzie każdy może je przeczytać. – Czy internet jest miejscem publicznym, czy nie, nie są zgodni ani badacze społeczni, ani prawnicy – zwraca uwagę dr Krzysztof Krejtz, psycholog internetu ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Dla pojedynczej osoby internet jest miejscem półpublicznym – tłumaczy i dodaje – bo sfery prywatne i publiczne zaczęły się przenikać.
Bo rzeczywistość internetowa jest inna od realnej. – Kiedy w rzeczywistości nachodzi kogoś ochota odpowiedzieć na prowokację, najczęściej tego nie robi, bo nie ma sposobności, wymaga to wysiłku, trzeba liczyć się z konsekwencjami, np. że sprawi komuś przykrość – mówi.
Na portalu społecznościowym od razu wiemy, kiedy nasz znajomy polubił jakąś stronę, w jakiej dyskusji wziął udział i dlaczego do niego nie dołączyć? Dlatego w internecie szybko wytwarzają się miejsca w rodzaju „tu można pluć", gdzie normą stają się skrajnie negatywne i chamskie wypowiedzi. I nawet jak ktoś lubi Kuźniara, to jak Kuźniar prowokuje, dostanie za swoje.
Kto pisze obraźliwe i wulgarne posty? Zdaniem dr. Krejtza to może być każdy z nas, a szczególnie osoby zainteresowane celebrytami, czyli w języku marketingowym: target
celebrytów. Hołdysa czy Kolendę-Zaleską obrażają więc absolwentka filologii polskiej z Bielska-Białej, kasjerka z Rossmanna, absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, czytelniczka serwisu plotkarskiego Pudelek, ojciec dumnie pokazujący swoje dziecko, adwokaci, emigranci z Włoch, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Iraku.
Pytanie tylko, czy ta agresja, te bluzgi, groźby, wylewanie pomyj mogą pozostać bezkarne. Na razie jest i internauci „hejterzy” obrastają w siłę.
Istnieje przekonanie, że awantury i wulgaryzmy w internecie to polska specyfika. Kiedy w sieci pojawiła się informacja, że Angelina Jolie i Brat Pitt przekazali ogromne pieniądze na pomoc ofiarom huraganu Katrina w Luizjanie, to wszędzie na świecie byli podziwiani, uważani za filantropów, dzięki którym wielu ludzi mogło wrócić do normalnego życia. Tylko nie w Polsce, bo u nas anonimowi życzliwi pisali, że Jolie i Pitt to para łajdaków, która po całym świecie nakradła dzieci, a teraz jeszcze popisują się, że mają dużo kasy.