Do tej pory auta elektryczne kojarzyły mi się głównie z jazdą po asfalcie. Nowe Subaru Solterra ma jednak coś, dzięki czemu nie skapituluje w trasie na bardziej wymagającej polnej drodze. Sprawdziliśmy, jak jeździ pierwszy samochód na prąd w gamie japońskiego producenta.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy niemal wszystkie marki ścigają się na elektromobilne nowości, Subaru cierpliwie czekało. Trzeba przyznać, że nie spieszyło im się z pierwszym autem na prąd, ale też mieli swoje powody. Chcieli trafić przede wszystkim do swojej grupy klientów. Wiecie, własna filozofia, szacunek do dziedzictwa – japoński producent przykłada do tego kluczową wagę.
Wiadomo jednak, że przy okazji Subaru spróbuje skusić nowych nabywców, którzy zobaczą, że pierwsze elektryczne auto w ofercie rzeczywiście może zrobić różnicę. Subaru Solterra było zapowiadane już wcześniej, ale my niedawno mieliśmy okazję zobaczyć je na własne oczy. No i przede wszystkim sprawdzić, jak spisuje się w czasie jazdy.
Samochód powstał we współpracy z Toyotą, żeby połączyć doświadczenia w konstruowaniu napędów na prąd i 4X4. Pierwsze wrażenie? Masywna sylwetka, z charakterystyczną dla marki heksagonalną atrapą chłodnicy prezentują się dość odważnie.
Ta stylistyka ma się spodobać wiernym klientom, ale też da się szybko wychwycić, że cała linia auta i niektóre wstawki mają wpływać głównie na mniejszy opór powietrza. To kluczowe w elektrykach, by wykorzystanie energii było jak najbardziej efektywne.
Auto ma prawie 4,7 m długości i powstało na zupełnie nowej platformie. Waży sporo, bo ponad dwie tony, ale zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić w pojazdach na prąd. Najbardziej zaskoczył mnie jednak prześwit, bo 21 cm w elektryku robi wrażenie i daje nadzieję, że pojazd nie skapituluje na pierwszym lepszym wzniesieniu. Do tego duże koła (18–20 cali) i krótkie zwisy… na papierze wygląda to obiecująco.
Stylistyka w środku, jak na Subaru, jest nawet trochę rewolucyjna. Dominują dwa ekrany – jeden przed oczami kierowcy w technologii TFT LCD gwarantuje wyrazistość pod każdym kątem, a wspierający go 12,3- calowy wyświetlacz multimedialny zapewnia wszystkie informacje oraz multimedia w zasięgu ręki.
Pasażerowie nie powinni narzekać na brak miejsca z przodu i z tyłu. Przysiadłem na chwilę na każdym fotelu, i nawet z moim 1,85 m wzrostu miałem jeszcze miejsce nad głową. Z nogami też nie trzeba było specjalnie kombinować, więc Solterra sprawdziłby się nawet w dłuższej trasie. Pojemność bagażnika też nie rozczarowuje – ma wynosić 421-452 l.
Ciekawostką może być fakt, że nie ma tradycyjnego schowka po stronie pasażera z przodu. Nie musi to być jednak wada, bo w centralnej części znalazło się tyle zakamarków, że zmieścicie tam większość rzeczy, które zwykle upychacie po całym aucie. Za plus uznałem jednak… staromodne podejście do niektórych elementów. Zawsze byłem zwolennikiem pokręteł i gałek, a w nowym Subaru ich nie zabrakło. Ukłon w stronę tradycji w takim wydaniu biorę w ciemno.
W pierwszym elektryku od Subaru kluczowy jest oczywiście napęd. Solterra ma dwa silniki elektryczne o mocy 80 kW – jeden napędza przednią oś, a drugi tylną. Sprint do setki zajmuje niecałe siedem sekund. Prędkość maksymalna wynosi 160 km/h.
W Subaru znajdzie się bateria o pojemności 71,4 kWh. Maksymalna moc ładowania wyniesie 150 kW w przypadku ładowania prądem stałym oraz 7 kW w przypadku ładowania prądem przemiennym. No i kluczowa sprawa, czyli zasięg. W zależności od tego, jaką wersję wyposażenia wybierzemy, będzie to 414 lub 465 km według WLTP. Ten wynik uda się jednak zweryfikować dopiero podczas dłuższego testu.
Na Torze Modlin miałem tylko kilka godzin, by lepiej poznać się z nowym Subaru. Przygotowano dla nas jednak skrajnie różne warunki, bo jeździliśmy po asfalcie, ale też całkiem solidnym odcinku terenowym. Miałem okazję wyciągnąć pierwsze wnioski, chociaż tu muszę zaznaczyć, że jeździłem egzemplarzem przedprodukcyjnym. Auto pod żadnym względem nie zawiodło, ale seryjne sztuki będą po prostu bardziej dopieszczone.
Podczas krótkiego szaleństwa na torze dało się odczuć, że Solterra ma sztywne nadwozie, co pokazał wykonany kilkanaście razy tzw. test łosia. Przechyły były minimalne, a każdy manewr dało się precyzyjnie przewidzieć. Najwięcej zabawy było rzecz jasna na nieutwardzonym gruncie, kiedy mogliśmy też sprawdzić głębokość brodzenia. Dla nowego Subaru wynosi ona około 30 cm. Zobaczcie sami, jak to wyglądało.
Na pokładzie nie zabrakło znanego już dwutrybowego X-MODE oraz nowego Grip Control, dającego jeszcze większą kontrolę podczas pokonywania wszelkich wniesień i nierówności - niedostępnego dotychczas dla aut elektrycznych. Co ważne, podczas przyspieszania czy ostrzejszego pokonywania zakrętów, trudno było odczuć sporą masę auta.
Subaru podobnie poradziło sobie na wzniesieniach, a systemy wspierające kierowcę sprawdzały się bez zarzutu. Szczególnie system kamer 360 stopni dawał wręcz filmowy obraz, kiedy wjeżdżaliśmy na mały wiadukt podczas jazdy terenowej. Pierwszy raz miałem okazję przejechać się elektrykiem w takich warunkach i Subaru zrobiło na mnie duże wrażenie.
Po naszych testach został trochę niedosyt, ale teraz pozostaje uzbroić się w cierpliwość. Pierwsze egzemplarze Subaru Solterra mają pojawić się w polskich salonach najpóźniej do końca lata. Ceny tego modelu poznamy wkrótce.