"Kto zabił Sarę?" to meksykańska telenowela kryminalna Netfliksa, która stężeniem absurdów dorównuje "Riverdale". W 3. sezonie jest ich jeszcze więcej (za to sceny seksu zostały okrojone do minimum), a także dochodzi wątek szalonego naukowca, w którego wcielił się... Jean Reno. To ostatni sezon tego serialu i wreszcie dowiadujemy się, kto u licha zabił tę nieszczęsną Sarę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na Netfliksie już możemy oglądać trzeci i ostatni sezon "Kto zabił Sarę?"
W końcu poznajemy odpowiedź na tytułowe pytanie, ale zanim tak się stanie, musimy przebrnąć przez wątek szalonego naukowca dr Reinaldo (Jean Reno)
Fanom poprzednich sezonów może zabraknąć licznych scen seksu, ale za to serial nadrabia kolejnymi absurdami, z których też słynie
Serial "Kto zabił Sarę?" pochodzi z Meksyku, ale załapał się na modę na hiszpańskojęzyczne produkcje Netfliksa. Pierwszy sezon pojawił się nagle w marcu zeszłego roku i od razu stał się hitem platformy na całym świecie. Tak wielkim, że już w maju wrzucono drugi. Teraz po roku niedorzeczna epopeja rodu Guzmanów i Lazcano wreszcie się kończy. I z jakiegoś niezrozumiałego powodu będzie mi tego brakować.
Kto zabił Sarę? Ten serial z Meksyku, który podbił Netfliksa. Jest tu intryga kryminalna, dużo seksu i dram rodem z telenoweli
Pierwszy sezon zaczynał się trochę jak "Prison Break" i "Twin Peaks" (przepraszam cię Davidzie Lynchu). Alex Guzman, grany przez Manolo Cardona, wychodzi po 18 latach z więzienia, do którego trafił po niesłusznym skazaniu za zabójstwo siostry - tytułowej Sary (Ximena Lamadrid). Za kratkami nie próżnował, tylko szkolił się z deep weba i obmyślał niecny plan zemsty.
Mamy więc trupa (który, jak się okazuje i można się było domyślić, wcale taki martwy od razu nie jest) i coraz więcej podejrzanych. Ich lista powiększa się z każdym odcinkiem, bo twórcy nie raczą nas od razu pełną historią w retrospekcjach z wypadku Sary. Ciągle odsłaniane są przed nami nowe sceny i dochodzą postacie, których wcześniej miało nie być lub nawet nie były wspominane.
Pełno jest więc wymuszonych zwrotów akcji w stylu "Mody na sukces", gdzie bohaterowie powstają z grobu lub pojawia się ich rodzeństwo, o którym jako widz nie mieliśmy bladego pojęcia. Jest to równocześnie irytujące i wciągające, bo przez trzy sezony tak "banalny" incydent urasta do rangi wielowątkowej sprawy, którą powinna zająć się komisja śledcza.
Serial, rzecz jasna, nie krąży tylko wokół Alexa, ale śledzimy też losy dwóch splątanych ze sobą rodzin. Każdy ma swoje za uszami i pewnym stopniu jest zamieszany w tragedię, a większość to gorsze patusy niż niektórzy youtuberzy i influencerki walczący w Fame MMA. Ich burzliwe relacje i romanse są dodatkowo pokazywane w licznych momentach.
W 3. sezonie absurd goni absurd. Ten serial można oglądać tylko w kategorii "Guilty pleasure".
Przez pierwsze dwa sezony serial często przypominał "365 dni" (ze zbliżeniami nie tylko par hetero), ale z fabułą. Co prawda pisaną na kacu, jednak zawsze jakąś. Jeżeli dodamy do tego atrakcyjnych aktorów i aktorki oraz meksykańskie widoczki, to zrozumiemy, dlaczego serial był tak popularny. W trzecim sezonie seksu jest jednak tyle, że nawet studenci z polibudy są bardziej aktywni w łóżku (dla mnie to zaleta, bo wcześniej było go za dużo, a nie po to włączam Netfliksa, jednak dla innych może być to wada).
A jeżeli się pojawia, to jest to w tak groteskowych okolicznościach, że mała bania - w serialu oglądamy bowiem fragmenty gejowskich filmów porno, które są puszczane jednemu z bohaterów jak w "Mechanicznej pomarańczy" na projektorze. Nie będę zdradzał więcej szczegółów, ale musiałem krótko wytłumaczyć, o co mi chodzi.
Przed obejrzeniem trzeciego sezonu lepiej jest zrobić sobie szybką powtórkę i obejrzeć podsumowanie poprzednich odcinków na YouTube. Już w pierwszym epizodzie następuje takie trzęsienie ziemi, że wywraca się wszystko do góry nogami i znów to, co nam się wydawało, jest po prostu błędne. W kolejnych dwóch akapitach natraficie na spoilery z początku serialu, możecie je ominąć i przejść do ostatniego albo zobaczyć, co was czeka.
To już koniec "Kto zabił Sarę?". Będzie mi brakować tego serialu, ale za żadne skarby nie chciałbym go oglądać ponownie lub komukolwiek polecać.
Generalnie Sara nie umarła od upadku z paralotni, ale to już wiemy z poprzednich sezonów. Zamiast tego trafiła do tajnego projektu medycznego o nazwie Meduza, którego szefem jest dr Reinaldo grany przez Jeana Reno. Ma wizję stworzenia leku na wszystkie choroby, w tym... homoseksualizm i schizofrenię, więc przeprowadza eksperymenty na ludziach niczym dr Mengele. Cały ten wątek jest jakby żywcem wzięty z filmów Patryka Vegi.
Pamiętacie, że Sara byłą w ciąży? No więc urodziła i jej córka jest grana przez tę samą aktorkę, ale ma tanią perukę z chińskiego marketu. Mamy tu niby do czynienia z ludzkimi dramatami, ale człowiek nie będzie się w stanie przestać śmiać. Pod tym względem trzeci sezon na pewno nie zawodzi. A uwierzcie mi, że takich motywów i ich tandetnej realizacji tu nie brakuje.
Ważne, że w końcu dowiadujemy się, jak zginęła Sara (jest to trochę rozczarowujące). A już były chwile, kiedy myślałem, że ta zagadka nigdy nie będzie rozwikłana. Po obejrzeniu serialu Netflix zapytał, czy serial mi się podobał, czy też nie. I z jednej strony "Kto zabił Sarę?" oceniam na mocne 3/10, ale z drugiej strony dobrze się bawiłem w tych oparach głupoty, przy których nawet "Dom z papieru" to dzieło geniusza. Nie chcąc psuć sobie algorytmów z poleceniami nie kliknąłem nic. Na szczęście to już koniec.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.