nt_logo

"Mężczyzna zaczyna się od 180 cm, wcześniej to chłopiec". Kobietom heightism uchodzi na sucho

Agnieszka Miastowska

31 maja 2022, 14:49 · 5 minut czytania
– Dziewczyna ma prawo wiedzieć przed randką, ile wzrostu ma facet. Nie oszukujmy się, matka natura po to stworzyła mężczyzn i kobiety inaczej, by ci pierwsi byli więksi i wyżsi, a nie karłowaci. Dlatego zawsze przed randką pytam o centymetry. Niektórzy kłamią, ale to kłamstwo szybko wyjdzie. Chciałabyś zresztą, żebyś nie mogła przy swoim facecie złożyć szpilek? – słucham od znajomej i z każdym zdaniem mam poczucie, że podobny monolog w drugą stronę, by nie przeszedł. Kobietom więcej uchodzi na sucho?


"Mężczyzna zaczyna się od 180 cm, wcześniej to chłopiec". Kobietom heightism uchodzi na sucho

Agnieszka Miastowska
31 maja 2022, 14:49 • 1 minuta czytania
– Dziewczyna ma prawo wiedzieć przed randką, ile wzrostu ma facet. Nie oszukujmy się, matka natura po to stworzyła mężczyzn i kobiety inaczej, by ci pierwsi byli więksi i wyżsi, a nie karłowaci. Dlatego zawsze przed randką pytam o centymetry. Niektórzy kłamią, ale to kłamstwo szybko wyjdzie. Chciałabyś zresztą, żebyś nie mogła przy swoim facecie złożyć szpilek? – słucham od znajomej i z każdym zdaniem mam poczucie, że podobny monolog w drugą stronę, by nie przeszedł. Kobietom więcej uchodzi na sucho?
Mężczyzna musi mieć 180 cm. Kobiety oceniają facetów po wzroście Kadr z filmu "Facet na miarę"
  • "Heightism" to pojęcie stworzone przez amerykańskiego socjologa Saula Feldmana, w który w swojej pracy z 1971 roku opisał problemy, z którymi muszą mierzyć się niscy mężczyźni.
  • W badaniach przeprowadzonych w 2018 roku w Nowym Jorku 98 proc. kobiet przyznało, że nie poszłoby na randkę z mężczyzną, który ma mniej niż 175 cm wzrostu.
  • Mężczyźni są dyskryminowani ze względu na wzrost, a żarty z ich wyglądu, jak i zarzuty ze strony płci przeciwnej są społecznie akceptowane.

Mężczyzna zaczyna się od 180 cm

Zdanie "prawdziwy mężczyzna zaczyna się od 180 cm" przeszło do stałego słownika krzywdzących i seksistowskich tez już lata temu, ale ostatnio przypomniała jego sens Anna Wendzikowska na antenie "Dzień dobry TVN".

Czytaj także: https://natemat.pl/259881,dyskryminacja-mezczyzn-w-polsce-opieka-nad-dziecmi-przemoc-domowa-gwalty

W rozmowie z Agnieszką Woźniak-Starak i Ewą Drzyzgą o Tomie Cruise'e dziennikarka wyznała, że nie przepada za nim, a jedyny film, który jej się podoba, to właśnie "Top Gun". Potem stwierdziła, że Cruise jest dla niej mało męski ze względu na wzrost. 

"Nigdy nie uważałam, że jest szczególnie przystojny. Dla mnie mężczyzna, który ma 170 cm wzrostu... no trudno o nim mówić, że jest przystojny" - powiedziała, by na koniec dodać, że aktor ukazujący się w towarzystwie partnerki "wyższej o głowie" nie przekonuje o swojej męskości.

W sieci zawrzało, a dziennikarce zarzucono heightism, czyli dyskryminację ze względu na wzrost, a dokładnie deprecjonowanie mężczyzn ze względu na zbyt małą liczbę centymetrów. Ale tak szybko, jak pojawiły się zarzuty w stosunku do niej, tak szybko pojawili się jej obrońcy, a raczej obrończynie, przekonujące, że wymaganie od faceta konkretnego wzrostu jest w pełni naturalne.

Powoływały się na teorie psychologów ewolucyjnych, zgodnie z którymi kobieta szuka najsilniejszego (i największego) samca. (A mężczyzna kobiety o pełnych piersiach, szerokich biodrach i wcięciu w tali – ale tego już nie dodawały).

Wtedy przypomniała mi się dalsza część stwierdzenia "prawdziwy mężczyzna zaczyna się od 180 cm", a brzmiała ona "a prawdziwa kobieta kończy na 50 kilogramach". I co ciekawe, tylko jedno z tych stwierdzeń można dzisiaj powiedzieć na głos bez ryzyka zlinczowania.

A właściwie tylko jedna płeć ma do tego prawo. Kobietom krytyka wzrostu mężczyzn nie tylko uchodzi na sucho. Popierana jest teoriami o matce naturze, kulturowym porządku i odwiecznych różnicach między silnym i postawnym chłopem, a wiotką jak trzcina kobietką.

Co jednak naturalnego jest w odbieraniu komuś atrakcyjności i podkopywaniu jego pewności siebie tylko i wyłącznie z powodu różnicy centymetrów? Mężczyźni, którzy nie przekroczyli "świętej granicy 180 cm" podkreślają, że wiele razy spotkali się nie tylko z odrzuceniem sercowym, lecz także z kompletnym niedocenieniem w życiu. A ich znienawidzone pytanie o liczbę centymetrów pojawia się średnio jako... drugie w każdej rozmowie online. Zaraz po tym, jak mają na imię.

"Jeśli masz mniej niż 180 cm, nie pisz"

A na początku był Tinder. Bo w dzisiejszych czasach większość historii miłosnych zaczyna się w internecie. A tam, o ile można zobaczyć zdjęcia sylwetki czy twarzy (biorąc poprawkę na filtry, wyszczuplające pozowanie, makijaż i różnego rodzaju triki poprawiające nasz wygląd), o tyle trudno wywnioskować, jakiego wzrostu może być partner.

Znajomi mężczyźni mówią mi wprost, że pytanie o wzrost jest jednym z pierwszych, które dostają w każdej rozmowie z obcą internautką. I na to pytanie jest tylko jedna prawidłowa odpowiedź: "oczywiście więcej niż 180 cm"!

Niektóre polujące do tego stopnia nie chcą tracić swojego czasu na "karłów i konusów" (cytaty z rozmów na Tinderze), że już w swoim opisie zamieszczają bardzo konkretną informację na temat swoich upodobań, która brzmi: "jeśli masz mniej niż 180 cm, swipe w lewo", "mniej niż 180 cm? Sorry, lubię nosić szpilki".

27-letni Bartek mówi, że do dziś ma ciarki, gdy przypomina sobie, jak kasjerki w sklepie i koleżanki jego mamy zaczepiały go słowami: "jaki śliczny z ciebie chłopiec". Ten miał wtedy jakieś 15 lat i ostatnie, czego chciał jako zbuntowany i zakompleksiony nastolatek, to usłyszeć, że jest "słodkim chłopaczkiem".

Mężczyzna zdaje sobie sprawę ze swoich zalet i podkreśla, że ma dosyć słuchania od znajomych "złotych porad", zgodnie z którymi jego wzrost nie może być realnym problemem. Pocieszanie ma go przekonać, że to z innych powodów nie może znaleźć sobie drugiej połówki.

Wzrost dla wielu mężczyzn stał się kompleksem i obsesją, która dosłownie zdefiniowała ich życie miłosne i relacyjne. Na anonimowym forum na temat randkowania poznaje 33-letniego Dominika.

Kompleksy stworzyły w nich kobiety

Historię swojego kompleksu opisuje na kilka stron, analizując podejście kobiet do niego, zastanawiając się, gdzie szukać jak najniższej partnerki i czy można określić typ osobowości kobiety, która zdecyduje się umówić na randkę z mężczyzną niższym o kilkanaście centymetrów.

Mówi mi, że w realu zupełnie nie randkuje, bo jak zbadał "na 100 zagadanych przez niego dziewczyn na randkę zgadza się kilka", a na spotkaniu i tak wchodzą na temat jego wzrostu.

Wyjaśnia także, że nigdy nie chciał brzmieć jak incel, narzekający na płytkie, zainteresowane tylko wyglądem kobiety. Próbował się zmienić, być "najlepszą wersją siebie". Korzystał nawet z pomocy "trenerów uwodzenia", którzy przekonywali go, że praca nad pewnością siebie i popracowanie nad kompleksami uwolni go od pasma niepowodzeń i sprawi, że znajdzie partnerkę. Nie chce już o tym słyszeć.

"Szpilek nie założę?!"

Społeczeństwo, które ostatnio coraz szybciej uczy się tego, że kobiety nie definiuje liczba jej kilogramów, rozmiar piersi czy długość sukienki, zupełnie zapomniało o tym, co muszą przeżywać panowie. O tym, że mali chłopcy mogą mieć wielkie kompleksy, a dorośli mężczyźni rzadko słyszą komplementy dotyczące wyglądu, bo jako płeć "brzydsza" przecież ich nie potrzebują.

"Facet to ma być facet, nie możesz być miękki, chłopaki nie płaczą, mężczyzna musi walczyć, być silny, zaopiekować się kobietą, umieć dać w mordę, kiedy będzie trzeba" – od lat słuchamy patriarchalnej narracji, zgodnie z którą mężczyzna, by mógł w ogóle zostać mężczyzną nazwany, musi spełnić całą listę zasad i zadań, którymi swoją męskość udowodni.

A oczekiwania społeczne prowadzą do tak kuriozalnych sytuacji, jak ta, że o "męskości" świadczą cechy wyglądu, na które panowie nie mają absolutnie żadnego wpływu.

I o ile każdy ma prawo do swojego gustu i wybierania partnera według własnych upodobań, o tyle formułując niedościgniony kanon, wpływamy na gust każdej i każdego z nas.

A gdy kobiety szepczą między sobą: "Jest przystojny, zabawny, mądry, podoba mi się, ale jest za niski. Jak to będzie wyglądać, trochę wstyd, czy założę szpilki?" nie mogę uwierzyć, że chodzi o coś więcej niż sztucznie narzuconą presję społeczną, którą można podsumować kolokwialnym stwierdzeniem: "boję się, co ludzie powiedzą".

Czytaj także: https://natemat.pl/337415,seksizm-wobec-mezczyzn-istnieje-6-przykladow-seksistowskich-zachowan