nt_logo

Gotowanie ziemniaków? Większość z nas nie ma o tym pojęcia

Karolina Pałys

10 czerwca 2022, 15:21 · 3 minuty czytania
Gdyby ziemniak był królem, obecnie przebywałby na wygnaniu. Przynależne mu od wieków terytorium polskiego obiadu podbiły lepiej zorganizowane węglowodany: kasze, ryże i makarony. Pytanie, co doprowadziło do detronizacji ziemniaka? I czy ma jeszcze szansę, aby na powrót stać się królem naszych kulinarnych serc?


Gotowanie ziemniaków? Większość z nas nie ma o tym pojęcia

Karolina Pałys
10 czerwca 2022, 15:21 • 1 minuta czytania
Gdyby ziemniak był królem, obecnie przebywałby na wygnaniu. Przynależne mu od wieków terytorium polskiego obiadu podbiły lepiej zorganizowane węglowodany: kasze, ryże i makarony. Pytanie, co doprowadziło do detronizacji ziemniaka? I czy ma jeszcze szansę, aby na powrót stać się królem naszych kulinarnych serc?
Fot. Unspalsh.copm / wirestock

Arystokratyczna metafora we wstępie jest zdecydowanie na miejscu: wszak ukochana przez wiele pokoleń bulwa ma iście królewski rodowód — przynajmniej w Polsce. Do naszego kraju ziemniaki trafiły bowiem za sprawą Jana III Sobieskiego, który przywiózł “egzotyczną” w tamtych czasach roślinę w prezencie swojej Marysieńce.

Romantyczny gest zadziałał, a królewska miłość do ziemniaków kwitła — dosłownie, w ogrodach wilanowskiego pałacu. Marysieńka potrafiła najwyraźniej docenić nie tylko walory kulinarne, ale i estetyczne tej wszechstronnej rośliny.

Jeśli nie mieliście nigdy wcześniej okazji podziwiać kwiatów ziemniaka, koniecznie wybierzcie się na pole w okolicach czerwca i lipca. Przy okazji zastanówcie się też, kiedy ostatni raz gotowaliście ziemniaki i dlaczego produkt ten nie towarzyszy wam podczas obiadów częściej.

Jeśli w odpowiedzi macie ochotę użyć sformułowania w stylu: “przejadły mi się”, czytajcie dalej. Bo choć trudno w to uwierzyć, poczciwemu ziemniakowi udało się ukryć przed nami sporo tajemnic.

ABC, czyli typy ziemniaków

Gwoli ścisłości można dodać, że w ukrywaniu ziemniaczanych skrętów swój udział ma przemysł spożywczy. Bo ile odmian ziemniaków potraficie nazwać? Jedną? Dwie? Stali bywalcy ryneczków może będą w stanie wymienić nieco więcej. Ale już która z nich nadaje się bardziej do sałatek, a która na placki — to za wysoko zawieszona poprzeczka.

Jarosław Stawiszyński z Europlant Polska, firmy zajmującej się hodowlą kwalifikowanych ziemniaków sadzeniaków, uściśla, że w Polsce mamy obecnie zarejestrowanych ponad 100 odmian ziemniaków, a każda z nich ma swoją niepowtarzalną nazwę i konkretne przeznaczenie kulinarne lub przetwórcze. Ich nazwami niekoniecznie musimy zaprzątać sobie głowy (choć może wypada, bo większość z nich, to imiona żeńskie), na pewno trzeba jednak wiedzieć, co oznaczają pierwsze trzy litery alfabetu, którymi poszczególne odmiany ziemniaków winny być oznaczone.

— W zależności od tego, jakie danie chcemy stworzyć musimy dobrać odmianę w odpowiednim typie kulinarnym, czyli A,B,C. Typy różnią się udziałem skrobi i suchej masy w składzie — informuje Jarosław Stawiszyński.

Im więcej skrobi, tym ziemniak bardziej sypki i mączysty po ugotowaniu. Taki nada się na puree, frytki, grilla lub ogniska. Jeśli więc macie ambicje kulinarne tego typu, wybierzcie typ C. Typ A, z kolei, to typ, który ma ma najmniej skrobi. Nie rozgotujemy go, jest zwięzły. Świetnie nadaje się do sałatek, zup, zapiekanek. Typ B to ziemniak ogólnoużytkowy, uniwersalny. Można używać go dowolnie — regulować jego konsystencję czasem gotowania.

Problem w tym, że jaki jest ziemniak, nie każdy widzi, a na pewno nie przed gotowaniem. Jeśli na etykiecie brakuje rzetelnego oznaczenia lub sprzedawca nie grzeszy wiedzą o oferowanym produkcie, efekt kulinarnej przygody może nas zawieść. Właśnie dlatego, jak zauważa przedstawiciel Europlant, ziemniaki nie powinny być sprzedawane anonimowo.

— Wzory do naśladowania to Niemcy, Holandia, Francja, Wielka Brytania — tam ziemniak jest na tyle szanowany, że w każdym ryneczku jest po cztery, pięć odmian. Ponadto jest dokładnie wskazana jego nazwa, typ kulinarny oraz region i gospodarstwo z którego pochodzi. W efekcie konsument wie co kupuje — zauważa Stawiszyński, dodając jednak, że sytuacja nieco się poprawia, przynajmniej w dyskontach.

— Tysiące ton ziemniaków wyprodukowanych z sadzeniaków naszych odmian trafiaja do wielkich paczkarni, gdzie producenci je myją, pakują i wysyłają do sklepów. Na każdym opakowaniu widnieje nazwa odmiany oraz jej kulinarne przeznaczenie. I wiadomo, że do śledziowej sałatki ziemniaczanej idealną kandydatką będzie wyborna Belana lub smakowita Bernina — stwierdza.

Odwrót konsumentów od ziemniaków można z jednej strony zrzucić na karb kiepskich oznaczeń — rozczarowany klient, który zamiast sałatki przygotował ziemniaczaną breję, długo ponownie nie zaufa sprzedawcy. Z drugiej strony ziemniaki są “trudniejsze” niż na przykład makaron — nie wystarczy po prostu otworzyć paczki i wrzucić ich na wrzątek (chociaż i tu producenci starają się wychodzić naprzeciw, wypuszczając na rynek ziemniaki po wstępnej obróbce cieplnej).

Zanim więc wrzucicie przypadkową paczkę ziemniaków do koszyka, a potem na wrzątek, najpierw koniecznie obejrzyjcie opakowanie, albo zapytajcie sprzedawcę o przeznaczenie danej odmiany. Być może dzięki okaże się, że smak ziemniaków, jaki do tej pory znaliście, nijak ma się do realnych walorów tej wszechstronnej rośliny.

Warto dodać, że ziemniaki są idealnym wyborem dla osób uczulonych na gluten (nie ma go w ich składzie), a także dla tych, którzy pragną zrzucić kilka kilo (liczba kalorii w 100 gramach to zaledwie 60-70).

Ziemniaki zawierają ponadto cały zestaw witamin i minerałów — pod warunkiem więc, że nie zalejecie ich sosem pieczeniowym zabielanym śmietaną, są naprawdę dobrym wyborem żywieniowym. Ale jeśli jednak zalejecie… mają szansę być pyszne. Wybór należy do was.