15 grudnia Egipcjanie mają w referendum zdecydować o przyjęciu lub odrzuceniu konstytucji, którą po obaleniu prezydenta Hosniego Mubaraka przygotowało Zgromadzenie Narodowe. Projekt zakłada wzmocnienie roli prezydenta i wprowadzenie szariatu, co doprowadziło do protestów społecznych i szturmu demonstrantów na Pałac Prezydencki. O sytuacji w Egipcie rozmawiamy z dr Katarzyną Górak-Sosnowską z Katedry Socjologii Ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej.
Wydawałoby się, że dla Egiptu konstytucja powinna być dokumentem wieńczącym okres Arabskiej Wiosny i uspokajającym nastroje społeczne.
Już samo tworzenie konstytucji to był proces skomplikowany i burzliwy. Przecież z prac wycofały się stronnictwa liberalne i demokratyczne, więc organ tworzący konstytucję zdominowali konserwatyści. To dało demonstrantom pretekst do protestowania. Naszą uwagę przyciągnęły plany wprowadzenia szariatu, który źle się w Polsce kojarzy. A tak naprawdę na prawie muzułmańskim opierają się systemy prawne wielu państw, w których większość populacji stanowią muzułmanie.
W Egipcie widać silne dążenie do zwiększenia roli islamu w państwie. Trzy lata temu przeprowadzono w państwach arabskich badania sondażowe, które pokazały, że jeśli wpływ religii na politykę jest niewielki, to społeczeństwa chcą jego zwiększenia. Natomiast jeśli religia ma spory wpływ na prawo, to obywatele są z tego zadowoleni.
Protestujący przeciw prezydentowi Mursiemu to tylko hałaśliwi przedstawiciele mniejszości czy wyraziciele roli większości społeczeństwa?
Protestują głównie liberałowie i demokraci. Ich jest mniejszość, choć poglądami są bliżsi nam. Ale proszę sobie przypomnieć protesty na placu Tahrir. Tam też protestowali głównie panowie w koszulach z kołnierzykiem i w okularach oraz panie w dżinsach, czyli ludzie z wyznacznikami przynależności do klasy średniej. To nie byli biedacy w tradycyjnych galabijjach.
Prezydent Mohamed Mursi zgodzi się na osłabienie roli głowy państwa, by uspokoić nastroje?
Sytuacja jest bardzo dynamiczna, wszystko dzieje się teraz. Świat nie patrzy już tak intensywnie na Syrię czy Tunezję, a znowu przygląda się Egiptowi. Dlatego też Mursi nie może sobie pozwolić na rozwiązania siłowe, bo przecież on jest tym pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem i musi się wpisywać w tę rolę.
Jednak nie wyobrażam sobie, by nie trwały właśnie jakieś zakulisowe rozmowy z opozycją. Choć jest ona mocno rozbita, to jednak można zidentyfikować jej liderów. Poza tym prezydent zdaje sobie sprawę, że nadmierne usztywnienie stanowiska, postawienie ściany na samym wstępie nie doprowadzi do niczego dobrego. Proszę spojrzeć na to w szerszym kontekście. W Syrii czy Libii doszło do rozlewu krwi, a w Jordanii sytuacja jakoś się uspokoiła.
Nieco dziwi mnie zachowanie Najwyższej Rady Prawa, która najpierw zapowiedziała bojkot referendum konstytucyjnego, a później zapowiedziała, że jej sędziowie będą czuwać nad jego przebiegiem.
Ten system dopiero się dociera. Przecież przez lata wszystkim ręcznie zarządzał Hosni Mubarak i jego ludzie. Teraz instytucje muszą się ukształtować i na nowo zdefiniować. Ciężko to robić, gdy na placu Tahrir wciąż protestują ludzie i sytuacja jest niestabilna. Jednak wydaje mi się, że takie docieranie kompetencji i stanowisk to normalny element procesu transformacji.