nt_logo

Pytasz, dlaczego Norę Roberts nazywa się królową romansu, my wyjaśniamy fenomen tej wybitnej pisarki

redakcja naTemat

13 lipca 2022, 12:27 · 5 minut czytania
Od ponad czterech dekad zdobywa wręcz hurtowe ilości nagród branżowych, a tworzone przez nią książki sprzedały się w setkach milionów egzemplarzy. Czas przyjrzeć się tej słynnej Amerykance, rozkładając na czynniki pierwsze jej gigantyczny sukces, a przy okazji opowiadając o pewnej książce będącej rewelacyjnym pomysłem na lekturę wakacyjną (choć nie tylko).


Pytasz, dlaczego Norę Roberts nazywa się królową romansu, my wyjaśniamy fenomen tej wybitnej pisarki

redakcja naTemat
13 lipca 2022, 12:27 • 1 minuta czytania
Od ponad czterech dekad zdobywa wręcz hurtowe ilości nagród branżowych, a tworzone przez nią książki sprzedały się w setkach milionów egzemplarzy. Czas przyjrzeć się tej słynnej Amerykance, rozkładając na czynniki pierwsze jej gigantyczny sukces, a przy okazji opowiadając o pewnej książce będącej rewelacyjnym pomysłem na lekturę wakacyjną (choć nie tylko).
Fot. mat. prasowe

Jak narodził się jeden z największych fenomenów literatury współczesnej? Otóż wszystko zaczęło się od... potężnej śnieżycy, która nawiedziła stan Maryland w lutym 1979 roku. 

To właśnie wówczas pewna 29-letnia gospodyni domowa – odcięta od świata w swym wiejskim domu, w którym wraz z Jasonem i Danem, synami, których ze względu na metrowe zaspy nie mogła odwieźć do szkoły, zabijała czas graniem w planszówki – postanowiła przelać na papier pewną historię, która chodziła jej po głowie od dłuższego czasu.

Choć pierwsze dzieło trafiło do szuflady, był to moment przełomowy, gdyż w ten sposób Eleanor Marie Robertson, która do tej pory pożytkowała swe pokłady kreatywności, haftując, szyjąc i tworząc ceramikę, znalazła największą z życiowych pasji. Natomiast my otrzymaliśmy pisarkę, której pióro od dekad porusza serca osób ceniących naprawdę dobrą lekturę.

Aby uświadomić sobie, jak wiele jest owych osób, warto posłużyć się poglądowo kilkoma liczbami. Słynna E. L. James? Jej książki, trzymając się najwyższych szacunków, rozeszły się w około stu milionach egzemplarzy, co – dodajmy w ramach ciekawostki – pozwoliło uzyskać wynik podobny do Iana Fleminga.

W przypadku Kena Folletta mówimy o 150 milionach, natomiast Astrid Lindgren ma na koncie 165 milionów sztuk. Jeszcze większe wrażenie robią wyniki Karola Maya (200 milionów), J. R. R. Tolkiena (250 milionów), a także Paulo Coelho i Stephena Kinga, z których każdy sprzedał po 350 milionów swoich powieści.

W tym momencie pojawia się ona: pisarka, która do panteonu najbardziej poczytnych twórców trafiła na początku lat 80. ub. w., natychmiast pod debiucie. Mowa tutaj o sadze "Irlandzka wróżka", w której zaprezentowała swój "znak firmowy", czyli błyskotliwe połączenie romansu z powieścią obyczajową, przygodową i sensacyjną. Efekt? Dziś ta Amerykanka może pochwalić się wynikiem sięgającym – uwaga – 400 milionów sprzedanych książek!

Chodzi o autorkę zarazem bardzo utalentowaną, jak i ponadprzeciętnie płodną, ponieważ do tej pory owa tytanka stworzyła niemal ćwierć tysiąca powieści. Większość z nich wydała jako Nora Roberts, choć na okładkach jej książek możemy znaleźć również inne pseudonimy; poczynając od Sarah Hardesty, poprzez Jill March, a skończywszy na J.D. Robb.

Ostatni z nich zarezerwowany jest nie dla miłości, lecz śmierci, gdyż pisarka stworzyła go w roku 1995 na potrzeby cyklu thrillerów policyjnych, których akcja toczy się w Nowym Jorku. Dodajmy gwoli formalności, że pani Robertson odniosła gigantyczny sukces również na tym polu; i to pomimo skrzętnego, trwającego latami ukrywania faktu, iż za ową serią stoi TA bestsellerowa autorka romansów.

Przepis na tak wielki sukces? Eleanor Marie Robertson zwykła podkreślać, że nie lubi marnować czasu na cierpliwe wypatrywanie inspiracji, tudzież wyczekiwanie weny. Kluczami są systematyczność i samodyscyplina, zawdzięczane "twardej" edukacji, którą ta urodzona w stanie Maryland dziewczyna odebrała za młodu w szkole prowadzonej przez zakonnice.

Jak zwykła podkreślać, braku pracowitości nie nadrobi się przy pomocy talentu, nawet największego, tak więc jej typowy dzień wygląda następująco: na dobry początek – czterdzieści minut ćwiczeń fizycznych. Następnie, począwszy od godziny dziewiątej rano – pisanie, które zajmuje od sześciu do ośmiu godzin.

Po przerwie na późny obiad i spędzeniu czasu z najbliższymi, literatka lubi wrócić jeszcze na chwilę do kreowania wciągających historii. Gwoli dziennikarskiej formalności dodajmy, iż pisarka zwykła tworzyć nawet w czasie urlopów.

W taki właśnie sposób powstają dzieła, które już od ponad czterdziestu lat zachwycają nie tylko krytyków (Eleanor Marie Robertson ma na koncie mnóstwo nagród branżowych, włączając w to m. in. Gold Medallion Awards; była też pierwszą pisarką, która trafiła do Galerii Sław Romansów Amerykańskich, natomiast tygodnik The New Yorker przyznał jej tytuł ulubionej powieściopisarki Ameryki).

Jej książki wywołują łzy – czasami ich przyczyną jest ogromne wzruszenie, a czasami spazmatyczny śmiech, gdyż twórczyni potrafi wykazać się również świetnym poczuciem humoru – na twarzach milionów ludzi ze wszystkich kontynentów.

Jak mówi sama Eleanor Marie Robertson, są to osoby "od trzynastego roku życia, aż po ich prapradziadków", których najzagorzalszy odłam zwykł określać się mianem noraholików. Chodzi tutaj o wielką społeczność fanek i fanów, działającą prężnie od roku 1997, gdy w internecie powstało pierwsze forum poświęcone książkom tej wybitnej Amerykanki.

Chcesz rozpocząć przygodę z twórczością pisarki tak kultowej, że dorobiła się własnej subkultury? Cóż, wybór jest ogromny, a więc możesz postawić np. na najgłośniejszą z serii Nory Roberts, czyli kultową "Sagę rodu Quinnów". 

Możesz również pójść tropem nowości wydawniczych (pisarka, pytana w wywiadach o to, które ze swoich dzieł uważa za najlepsze, odpowiada konsekwentnie, że zawsze najbardziej podoba się jej ostatnia z powieści).

My natomiast rzucimy w tym miejscu pewną propozycją, która wręcz idealnie ukazuje wszystko, co najwspanialsze w prozie Amerykanki. Pragniesz – parafrazując słynny cytat z filmu "Poszukiwany, poszukiwana” – stu procent Nory Roberts w Norze Roberts?

Sięgnij więc po "Trzy boginie", czyli emocjonującą powieść o zabarwieniu romantyczno-erotycznym, okraszoną wciągającym wątkiem kryminalnym.

Akcja toczy się tutaj na dwóch płaszczyznach czasowych. Najpierw przenosimy się do roku 1915, gdzie stajemy się świadkami jednej z największych tragedii morskich w historii – u wybrzeży Irlandii niemiecka torpeda trafia w brytyjski parowiec transatlantycki RMS Lusitania, odbierając życie niemal tysiąc dwustu osobom.

Wśród ocalałych znajduje się Felix Greenfield, złodziej uciekający ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii, który to tuż przed katastrofą przywłaszcza sobie pewną tajemniczą figurkę. Choć, owszem, podejrzewa, że ten wykonany ze srebra przedmiot może być cenny, to nie uświadamia sobie, że w jego ręce trafił jeden z największych skarbów na tej planecie.

Jest to bowiem część zestawu składającego się z trzech statuetek przedstawiających mojry, czyli greckie boginie losu, a gwarantującego posiadaczowi bogactwo, którego wręcz nie da się ogarnąć umysłem. 

W ten sposób rozpoczyna się akcja, która w pewnym momencie przenosi się do roku 2002, gdy dochodzi do kolejnej kradzieży srebrnej figurki, obecnie należącej do rodziny Sullivanów. 

Jej członkowie – Rebecca, Gideon oaz Malachi – postanawiają nie tylko odzyskać tę przekazywaną z pokolenia na pokolenie pamiątkę, lecz także odszukać dwie pozostałe mojry. Wszystko to prowadzi co ciągu zdarzeń toczących się zarówno w Europie, jak i za Oceanem... 

... zdarzeń nierzadko zaskakujących (Nora Roberts zadbała o odpowiednią ilość zwrotów akcji oraz iście makiawelicznych intryg) i trzymających czytelnika w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Jak przystało na "królową romansu", nie zabrakło również solidnej dawki wątków romantycznych, a także szczypty erotycznego napięcia, które dosmacza całość.

W efekcie otrzymujemy ponad 500 stron literatury – co jest, umówmy się, rzadko spotykanym zestawieniem – jednocześnie lekkiej, łatwej i przyjemnej w odbiorze, jak i niesztampowej (nie znajdziesz tutaj "taniego" banału, z którym kojarzą się tzw. romansidła).

Jeżeli szukasz idealnej książki na wyjazd wakacyjny, to gwarantujemy, że "Trzy boginie" sprawdzą się w tej roli wręcz wyśmienicie. Oczywiście pod warunkiem, że fabuła nie wciągnie cię zbyt mocno, gdyż mamy tutaj do czynienia z jednym z tych tytułów, od których bardzo, ale to bardzo trudno się oderwać.