Od dziecka przykuci do ekranu komputera, myszką klikają tak szybko, że rodzice nie nadążają wzrokiem – wydawałoby się, że dzisiejsi uczniowie podstawówek doskonale radzą sobie z internetem. To złudzenie, bo ich umiejętności kończą się na banalnych czynnościach. Gorzej z analizą informacji czy bezpiecznym posługiwaniu się serwisami społecznościowymi.
Takie wyniki przynosi raport "Dzieci sieci", który jest owocem badań zespołu naukowców z Gdańska, Poznania, Wrocławia, Warszawy i Zielonej Góry. Pod kierunkiem dr. Piotra Siudy i dr. Grzegorza Stunży analizował internetowe poczynania uczniów w wieku od 9 do 13 lat. Badanie zorganizował Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku w ramach grantu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. O wynikach badań opowiada nam Damian Muszyński, jeden ze współautorów raportu "Dzieci sieci".
Jakich umiejętności brakuje młodym internautom?
Nasze badania pokazały, że dzieci w wieku od 9 do 13 lat nie są, tak jak się powszechnie sądzi, doskonale obeznane z siecią. Mają powierzchowną wiedzę na temat posługiwania się komputerem, ale brakuje im, na przykład, umiejętności wyszukiwania treści edukacyjnych. Lepiej radzą sobie natomiast na forach dotyczących gier, potrafią znaleźć wskazówki jak wejść na wyższy poziom w grze. Jednak z wyszukiwaniem informacji, ich krytyczną analizą, oddzielaniem opinii od informacji, są już poważne problemy.
Jak dzieci radzą sobie na serwisach społecznościowych?
Dużym problemem jest to, że dzieci nie czytają regulaminów, które akceptują. W serwisach społecznościowych króluje zasada "hulaj dusz, piekła nie ma". Dzieci zakładając konta podają fałszywe dane, przyjmują do znajomych właściwie kogo popadnie, zakładają po kilka profili. To wszystko nie ma nic wspólnego z budowaniem "racjonalnej" tożsamości w sieci.
Zaskoczeniem dla nas było to, że dzieci owszem, mogą uczyć babcie czy rodziców, ale tylko w elementarnych kwestiach, bo z trudem radzą sobie z zadaniami wykraczającymi poza powierzchowną aktywność w sieci. Nie mogą uczyć starszych, bo sami tego nie potrafią – szkoła tego nie uczy.
Właśnie, jak wygląda edukacja medialna w szkołach?
Zaobserwowaliśmy, że na lekcjach informatyki dzieci bardzo szybko dzielą się na dwie grupy. Pierwsza, która radzi sobie dobrze i na lekcjach uczy się nowych rzeczy i druga, która zostaje w tyle i na lekcjach siedzi na boku grając w Milionerów czy Sapera. Co ciekawe, do tej drugiej grupy należą głównie dziewczynki.
Stworzyliśmy system kompetencji komunikacyjnych, które uznaliśmy za niezbędne dla dzieci w wieku od 9 do 13 lat. Na jego podstawie przygotowaliśmy narzędzia badawcze. I na jego podstawie dowiedzieliśmy się, że dzieci nie tylko nie mają świetnych kompetencji, ale nawet nie stoją w blokach startowych do tego, by w przyszłości być aktywnymi i sprawnymi internautami.
W jakim stopniu różnią różnią się kompetencje badanych przez wasz zespół dzieci od tego, co potrafią dorośli? Przecież oni też nie czytają regulaminów.
Tak, ale te dzieci praktycznie od urodzenia istnieją w sieci, więc teoretycznie powinny lepiej się w niej odnajdywać, niż osoba, którą pierwszy raz posadzono przed komputerem w wieku 50 lat. Więc rzeczywiście jeśli chodzi o intuicyjne poruszanie się w sieci, dzieci radzą sobie lepiej niż dorośli. Jednak jeśli chodzi o ocenę i krytyczne radzenie sobie z informacją, to prawdopodobnie lepiej będą radzić sobie starsi (oczywiście pamiętając o "potencjale" wieku i doświadczenia).
Przyczyna jest dość prosta – nie ma powszechnych projektów edukacji medialnej w szkole i poza nią. Wszystkie działania w zasadzie są prowadzone w ramach jakiegoś przedmiotu – technologii informacyjnej czy informatyki, albo jakiejś wprawki prowadzonej na etapie edukacji wczesnoszkolnej. Brakuje kompletnego i jednolitego planu.
Co więc powinny zrobić szkoły, by lepiej przygotować swoich uczniów?
W podsumowaniu raportu apelujemy przede wszystkim by zadbać o edukację medialną dzieci. Częścią naszego badania było też analizowanie dokumentów, programów szkolnych. Wieje z nich pustką w kwestii edukacji medialnej. Są ogólne deklaracje, by uczyć dzieci krytycznej oceny, ale właściwie nie wiadomo kto powinien się tym zająć w szkole i to gdzieś ginie, rozmywa się.
Jak wyglądało wasze badanie? Jakie metody zastosowaliście?
Przede wszystkim rozmawialiśmy z uczniami, a zaraz po tym z ich opiekunami. Poza tym obserwowaliśmy przebieg lekcji informatyki, ale także przerw. I to one pokazały wiele ciekawych zjawisk. W szkole, w której prowadziliśmy obserwacje, działało ogólnodostępne Wi-Fi i na przerwach dzieci mogły korzystać ze smartfonów czy tabletów, przesyłały sobie pliki. Ale później nie miało to zupełnie przełożenia na lekcjach informatyki. Na przerwach wykazywały bardziej zaawansowane kompetencje niż na lekcjach, które nie dorastały do potrzeb dzieci.
Nie znam wyników podobnych badań z innych krajów. Poza tym nasze badania były badaniami jakościowymi, nastawionymi na poznanie istoty problemu, a nie zmierzenie ilu procent dzieci on dotyczy. A jeśli chodzi o zagranicę, to wiemy tyle, ile można dowiedzieć się z literatury. W krajach anglosaskich edukację medialną prowadzi się od kilkudziesięciu lat. Podobnie w Niemczech, gdzie uczy się odbioru treści i krytyki źródeł. U nas wciąż jest z tym bardzo słabo i wiele rzeczy trzeba poprawić.