nt_logo

Dorośli wszy wstydzą się... jak dzieci. Fryzjerka: Klientka próbowała zwalić to na mnie

Alicja Skiba

13 sierpnia 2022, 12:41 · 5 minut czytania
"Mam wszy" - jakie obrazy stają wam przed oczami, kiedy słyszycie to zdanie? Brudne baraki? Śmietniki publiczne? Osoby, które nie uznają istnienia mydła i szamponu? A może szkoły i przedszkola, bo to tam wszawica najszybciej się rozprzestrzenia? Małe pasożyty żywiące się skórą głowy są w gruncie rzeczy niegroźne, chociaż pozbywanie się ich potrafi być bardzo uciążliwe. Jeszcze ciężej jest się wielu dorosłym przyznać do tego, że w ogóle mają, chociaż właśnie stawienie czoła sytuacji może ograniczyć rozprzestrzenianie się wszawicy.


Dorośli wszy wstydzą się... jak dzieci. Fryzjerka: Klientka próbowała zwalić to na mnie

Alicja Skiba
13 sierpnia 2022, 12:41 • 1 minuta czytania
"Mam wszy" - jakie obrazy stają wam przed oczami, kiedy słyszycie to zdanie? Brudne baraki? Śmietniki publiczne? Osoby, które nie uznają istnienia mydła i szamponu? A może szkoły i przedszkola, bo to tam wszawica najszybciej się rozprzestrzenia? Małe pasożyty żywiące się skórą głowy są w gruncie rzeczy niegroźne, chociaż pozbywanie się ich potrafi być bardzo uciążliwe. Jeszcze ciężej jest się wielu dorosłym przyznać do tego, że w ogóle mają, chociaż właśnie stawienie czoła sytuacji może ograniczyć rozprzestrzenianie się wszawicy.
Wszawica jest postrzegana jako tabu w społeczeństwie, przez co szybciej się rozprzestrzenia Fot.: EAST NEWS

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Kinga liczyła na relaksującą wizytę w salonie fryzjerskim. Niestety się przeliczyła.


- Proszę pani, mamy problem — oświadczyła w pewnym momencie fryzjerka, po czym nachyliła się i powiedziała szeptem: "wszy". I pokazała na dowód dużego szarego robala, którego trzymała w chusteczce higienicznej.

Kobieta zastanawiała się, gdzie mogła je złapać — 30-latka jest bezdzietna i na co dzień nie ma kontaktu z osobami poniżej 25 lat, a wszawica rozprzestrzenia się głównie w przedszkolach i szkołach. Tylko raz, miesiąc wcześniej bawiła się przez pół godziny z dzieckiem kuzyna.

Czytaj także: "Dlaczego jestem dupkiem?" Lekarz tłumaczy, dlaczego medycy w NFZ bywają niemili dla pacjentów

Pozbywanie się wszy zajęło jej frustrujące 2,5 tygodnia. W tym czasie poinformowała o tym wszystkich swoich znajomych, z którymi miała kontakt w ostatnim czasie, a oni reagowali przeważnie z obrzydzeniem. Niektórzy zaczynali odruchowo się drapać po głowie. Pewna koleżanka, którą odwiedziła, zabroniła jej siadać na kanapie. Z kolei matka zaczęła wyrzucać brak higieny.

- Straciłam ochotę do wyjść, bo czułam się jak chodząca zaraza — mówi Kinga.

W pierwszym momencie bała się, że będzie musiała zgolić głowę, ale dowiedziała, że to nie jest konieczne, a nawet odradzane, ponieważ pasożyty żywią się krwią i nie uszkadzają struktury włosa. Kobieta stosowała specjalny preparat, nacierała włosy octem, wyrzuciła wszystkie szczotki i gumki do włosów i co trzy dni zmieniała pościel, którą prała w 60 st. C.

- Jestem zła z perspektywy czasu, bo problem jest powszechny, wiedza jak z tym walczyć raczej mała a osoby się z tym zmagające zostają zaetykietowane jako brudne. Już samo stwierdzenie "mam wszy" brzmi, jak przyznanie się do AIDS, co zresztą również nie powinno być stygmatyzowane i spychane do sfery tabu — mówi Kinga.

Stanisław w wieku 23 lat zaczął pracować jako nauczyciel w szkole. Pewnego dnia koleżanka oświadczyła mu, że ma wszy. - Początkowo byłem obrzydzony, jakby mi wyznała, że zachorowała na dżumę. Trochę nie mogłem uwierzyć, bo myślałem, że to niemożliwe w dzisiejszych czasach - opowiada.

Ciekawiło go, że jego znajomi z pracy informowali o tym, że mają wszy swobodnym tonem. - Wtedy zrozumiałem, że pasożyty są bardzo często w szkołach, nieważne czy jest XXI czy XV wiek i trzeba mówić o nich wprost i bez wstydu - dodaje.

"Bliscy reagowali na to, jak na trąd"

Anna zmagała się z wszami dwukrotnie — w obu przypadkach z powodu kontaktu z dzieckiem kuzynki. Za pierwszym razem było jej szczególnie trudno, ponieważ miała niedługo rodzić. Kobieta opowiada, że kosztowało ją to wiele nerwów, czuła wstyd i upokorzenie.

- Próbowałam wszelkich możliwych sposobów, oczywiście tych domowych i bezpiecznych. Wymagało to ode mnie dużo sczesywania, nawet trzy razy dziennie, a że miałam wtedy długie gęste włosy, trwało to godzinami. Na szczęście szybko się ich pozbyłam, bo po kilku dniach, ale skutkiem tych nerwów był przyspieszony poród — opowiada.

Za drugim razem wstyd był nieco mniejszy, jednak pozbywanie się pasożytów bardziej uciążliwe. Trwało miesiąc, ponieważ robaki przeszły na wszystkich domowników. - Byłam zdenerwowana, bo wszy przeszły od małej kuzynki, która z nami została na wakacje. Jak można było puścić dziecko z domu, nie sprawdzając mu wcześniej głowy? — wspomina kobieta.

Zainteresuje Cię: Bunt wiernych, mają dość proboszcza. "To nie te czasy, gdy się klękało i księdza po rękach całowało"

Nie mówiła otwarcie otoczeniu o swoim problemie, ponieważ bała się potępienia. - Powiedziałam o tym tylko najbliższej rodzinie, a i oni mieli różne opinie na ten temat i strach w oczach. Najlepiej zareagowała mama, bo powiedziała, że to się zdarza i że po prostu trzeba wytępić, ale reszta osób się zdystansowała. Coś w stylu reakcji na trędowatość — wyznaje kobieta.

Zapewnia, że na kolejną inwazję jest przygotowana. W szafce czekają specjalne szampony, odstraszacz oraz grzebień. - Wiem, że nie ma co panikować i sprzątać wszystkiego, co popadnie, tylko zająć się bałaganem na głowie. Ludzie są niedoinformowani i bardzo krytyczni do wszystkiego. Gdyby zgłaszano takie epidemie szybciej, to można byłoby zdusić je w zarodku, a nie działać dopiero wtedy, kiedy zrobi się problem — kwituje Anna.

"Wszy spotkałam tylko u babek z kasą"

Właścicielka jednego z salonu fryzjerskiego w Poznaniu wyznaje, że wszy odkryła u kilku swoich klientek. Mówi, że za każdym razem kończyła zabieg, ale od razu potem dezynfekowała salon.

- Jedna, prawie 60-letnia dowiedziała się dopiero przy farbowaniu. Bardzo czysta dystyngowana kobieta, ale miała wnuczkę w przedszkolu. Poprosiła mnie, żebym poszła i kupiła jej środek na wszy w aptece, bo ona się wstydziła sama to zrobić. Bała się powiedzieć rodzinie, ale powiedziałam, że każdy w jej domu będzie musiał przemęczyć się z tym szamponem. Posłuchała mnie i dziękowała — wyznaje fryzjerka.

Może Cię zainteresować: "Wchodzenie" po schodach na głowie i tryskanie z oka mlekiem? 20 najdziwniejszych rekordów Guinnessa

Innym razem było mniej miło. - Klientka chciała zwalić winę na mnie, powiedziała, że to dlatego, że tylko do mnie chodzi do fryzjera — mówi.

Pechowe klientki miały jedną cechę wspólną - zdaniem stylistki fryzur były bogatymi kobietami. - Nigdy nie spotkałam się z wszami na biednej kobiecie. Ogólnie babki z kasą mniej dbają o szczegóły, wyglądają dobrze powierzchownie. Obydwie mały na głowie sporo lakieru, bo nie chciały myć głów po modelowaniu do kolejnych wizyt — wyjaśnia.

"Pochodzę z terenów wiejskich a nigdy nie miałam wszy... zaraziłam się dopiero w mieście"

Zdaniem 33-letniej Izy powodem, dla którego wszawica się panoszy, jest nie tyle poczucie wstydu a system, który sprawia, że ciężar walki z pasożytami u dzieci leży na rodzicach. - Niby są oficjalne wytyczne państwowej inspekcji sanitarnej, a mimo to dyrektorzy i nauczyciele placówek oświatowych są przekonani, że nie mają prawa dziecku zajrzeć do włosów. Dodatkowo nawet jeśli w placówce są pielęgniarki, to tego także nie robią, ponieważ wykreślono wszawicę z listy chorób zakaźnych. Tym oto sposobem wystarczy jedno dziecko, którego rodzice lekceważą problem i cyklicznie choruje cała placówka wraz z rodzinami — irytuje się.

Może Cię zaciekawić: "Tu marchewkę, tam pietruszkę". Dobici drożyzną Polacy zaczęli kraść? Policja pokazała dane

Iza zaraziła się wszami od swojego dziecka, które złapało je w przedszkolu. Na usuwanie pasożytów u całej czteroosobowej rodziny w prywatnej placówce zajmującej się profesjonalnym odwszawianiem wydała łącznie 800 zł. Po powrocie poinformowała przedszkole, obiecano jej, że zajmą się sprawą. Kobieta poinformowała też innych rodziców. W placówce nie pojawił się żaden komunikat, nawet nie zawisła kartka informująca o panującej wszawicy.

- Kiedy po kilku miesiącach znowu wybuchła epidemia wszy, ja chciałam przeforsować sprawdzanie główek dzieci w przedszkolu. Dyrektorka powiedziała, że otrzymała za mało zgłoszeń, by podjąć takie kroki. Odpuściłam, ale niesmak pozostał. Do dzisiaj, gdy słyszę o tym, że ktoś ma wszy, boli mnie głowa. Pochodzę z terenów wiejskich, jako dziecko jeździłam na kolenie i nigdy nie miałam wszy. Zaraziłam się dopiero od córki uczęszczającej do wielkomiejskiego przedszkola — mówi Iza.

"Niektóre osoby dzwoniąc płaczą ze zdenerwowania"

Ewa Kopeć z firmy Mamy z Głowy zajmującej się usuwaniem wszy i gnid stwierdza, że jedna trzecia klientów to dorośli. - O ile są w stanie wyczesać swoim dzieciom wszy, to ciężej jest to zrobić z pełną dokładnością u samych siebie. Przychodzą więc do nas po pomoc i dobrze, bo nawroty wszawicy to prawdziwa zmora — mówi.

Zaznacza, że wszy nie są powodem do wstydu, ponieważ nie mają nic wspólnego z brudem i zaniedbaniami rodzicielskimi. - Zdarza się, że dzwoniące do nas osoby płaczą ze zdenerwowania, a wypowiedzi mam w prowadzonej przez nas grupie pomocowej na FB jasno wskazują, że potrafią one nawet wywołać pewnego rodzaju obsesję — opowiada.

Czytaj też: Spokojne hobby czy sadystyczna praktyka? Wędkarze zaczynają być hejtowani jak myśliwi

- Nasza głowa, czy głowa naszego dziecka, jest tylko ogniwem we wszowym łańcuchu, od kogoś te pasożyty złapaliśmy, kogoś innego mogliśmy zarazić. I zwalczać powinniśmy je u wszystkich, a nie tylko u siebie. Tak długo, jak tego nie zmienimy, wszy będą miały się świetnie! - zaznaczyła.

Od 2008 r. wszawica nie znajduje się w wykazie chorób zakaźnych występujących w Polsce, przez co ciężko jest oszacować jej dokładną skalę. Próbę podjął jednak Uniwersytet Medyczny w Lublinie, który przebadał 168 polskich szkół. Okazało się, że w 87,5 proc. z nich występował problem wszy.