nt_logo

"Dlaczego jestem dupkiem?" Lekarz tłumaczy, dlaczego medycy w NFZ bywają niemili dla pacjentów

Dorota Kuźnik

03 sierpnia 2022, 14:32 · 3 minuty czytania
Trafiliście kiedyś na niemiłego lekarza, który nie chce podejmować small talku z pacjentem? A zastanawialiście się dlaczego? Jak tłumaczy na Tik-Toku ortopeda Michał Głuszek, bycie niemiłym ma wiele korzyści. Zwłaszcza w przypadku pacjentów przyjmowanych na NFZ.


"Dlaczego jestem dupkiem?" Lekarz tłumaczy, dlaczego medycy w NFZ bywają niemili dla pacjentów

Dorota Kuźnik
03 sierpnia 2022, 14:32 • 1 minuta czytania
Trafiliście kiedyś na niemiłego lekarza, który nie chce podejmować small talku z pacjentem? A zastanawialiście się dlaczego? Jak tłumaczy na Tik-Toku ortopeda Michał Głuszek, bycie niemiłym ma wiele korzyści. Zwłaszcza w przypadku pacjentów przyjmowanych na NFZ.
Fot. Tik-tok @medycynanalatwo
  • Michał Głuszek, który na Instagramie, YouTube i Tik-Toku prowadzi kanał "Medycyna na łatwo", pochylił się nad tematem bezczelności lekarzy.
  • Postanowił odpowiedzieć na pytanie, co wpływa na to, że pacjenci "uważają lekarzy za dupków".
  • Jak tłumaczy ortopeda winę za relację z pacjentami, ponosi niewydolny system ochrony zdrowia.

NFZ kontra "prywata"

Z prywatną opieką zdrowotną mamy styczność coraz częściej. Raz, że kolejki do niektórych specjalistów są tak długie, że prędzej się umrze, niż doczeka się wizyty u specjalisty, a dwa, że pakiety w prywatnych przychodniach często oferują pracodawcy, w ramach benefitu.

Czytaj także: Lekarka zaszczuta przez antyszczepionkowców. Popełniła samobójstwo

Każdy, kto ma porównanie, wie, że specjalista prywatny ma zwykle więcej czasu, jest bardziej uśmiechnięty i jakoś to wszystko przebiega w bardziej cywilizowany sposób. Dlaczego tak jest? Na to pytanie postanowił odpowiedzieć lekarz-tiktoker, ortopeda Michał Głuszek.

Czas to pieniądz

Jak tłumaczy Michał Głuszek, zgodnie ze standardami NFZ, lekarz ma na pacjenta 15 minut. To jednak fikcja, bo standardową procedurą jest umawianie kilku pacjentów na tę samą godzinę. Ostatecznie wychodzi, że na jednego pacjenta lekarzowi zostaje jakieś 8 minut.

- W osiem minut mam zebrać wywiad, przeprowadzić badanie, zaproponować leczenie a przede wszystkim zapisać to (...). Ja cały czas patrzę w komputer, a nie na pacjenta – tłumaczy lekarz.

Jak dodaje, prawdziwa komplikacja pojawia się natomiast w momencie, w którym pojawia się tzw. "trudny pacjent", czyli osoba, której trzeba poświęcić więcej czasu, niż przewidują to procedury.

Michał Głuszek tłumaczy, że jeśli na dyżurze pojawią się dwie takie osoby, którym lekarz musi poświęcić pół godziny, na pozostałych pacjentów zostaje mu średnio po 6 minut. Inaczej jest zmuszony wyrabiać nadgodziny, bez czego zwykle i tak się nie udaje odbyć dyżuru.

Niemiłemu lekarzowi nie chcemy się zwierzać

Lekarz zwraca uwagę, że jeśli nie podejmuje z pacjentem miłej rozmowy, to wizyta trwa krócej. Jak tłumaczy, w takich warunkach nie ma czasu słuchać pacjenta:

- Kiedy zaczyna opowiadać historie, albo zbacza z tematu, od razu mu przerywam, zadając bardzo konkretne pytania, które są istotne dla diagnozy i leczenia. W takich warunkach nie mam czasu wytłumaczyć, co mu dolega i na czym ma się skoncentrować. Daję mu tylko najbardziej kluczowe informacje – tłumaczy ortopeda.

Przewagą prywatnej opieki medycznej, zdaniem lekarza, jest swoboda czasowa, która nie zmusza go do konieczności działania ściśle według zegarka. Średnio na pacjenta ma 20 lub 30 minut, czyli w praktyce kilkukrotnie więcej czasu, niż na pacjenta przyjmowanego w ramach poradni działającej na NFZ.

Czytaj także: Rezydenci ostrzegają przed kredytem na studia. Jest gigantyczny i z lekarza robi niewolnika NFZ - Znam lekarzy, którzy celowo są niemili dla pacjentów przyjmowanych na NFZ, bo kiedy jesteś dla kogoś niemiły, ten zadaje mniej pytań, co pozwala ci jeszcze bardziej zaoszczędzić czas - tłumaczy.

- To nie tak, że jestem dupkiem. Po prostu dostosowuję motyw pracy do jej warunków. Poza tym uważam, że jestem miły, również pracując na NFZ, ale przychodziły też na mnie skargi, bo nie chciałem przyjąć pacjenta, który był pięćdziesiątym pacjentem tego dnia, a powinienem mieć trzydziestu - tłumaczy.

I wyjaśnia, że w prywatnym sektorze, jak wszystkim przedsiębiorcom, lekarzom zależy, by pacjent (czyt. klient) do nich wrócił. Tymczasem dziura w grafiku specjalisty przyjmującego na NFZ nie tylko się nie zdarza, ale jest wręcz mile widziana.