"Fotografowanie Tomka nie jest proste" – przyznała Pola Lis przygotowując o tacie materiał do naszego cyklu "Dzień z życia". "Brzmi dziwnie" – odpowiedzieli jej komentatorzy. Dla wielu osób mówienie rodzicom po imieniu wciąż jest bowiem nie na miejscu. Ale może to norma, z którą trzeba się pogodzić?
Fraza "do rodziców po imieniu" wpisana w wyszukiwarkę Goole przynosi ponad 6 mln wyników. "Mówię do rodziców po imieniu i jestem linczowana" – skarży się użytkowniczka forum kafeteria.pl. "Dziecko musi wiedzieć, że to jest mama i tata a nie Władek i Henia" – pisze inny internauta.
Temat wywołał wielką dyskusję także na naszym kolegium. Tomasz nie wyobraża sobie powiedzieć do rodziców inaczej, niż "mamo", "tato". Darii rodzice dali w dzieciństwie wybór. Zdecydowała, że pozostanie przy tradycyjnych formach. Ale już o Tomaszu Lisie córka w cyklu "Dzień z życia" napisała po imieniu.
Jaka forma jest poprawna? I co to znaczy, kiedy "Marek" czy "Grażyna" zastępują "tatę" i "mamę"?
"Ty" coś znaczy
Leszek Leopold Kazimierski, bloger i specjalista w zakresie dobrych manier przypomina, że zawsze zwracanie się do kogoś po imieniu jest skracaniem z tą osobą dystansu, wchodzeniem w poufałe relacje.
– W naszej kulturze jest tak przyjęte, że mówienie do kogoś po imieniu oznacza przekroczenie niewidzialnej granicy. Świadczy o tym sam język, który ma zarezerwowanych wiele form grzecznościowych. Podobnie jest w językach francuskim, niemieckim, rosyjskim – mówi w rozmowie z naTemat. – Z przechodzeniem na "ty" coś się wiąże. Często jest tak, że osoby, które przyjaźnią się, wracają do form "pan", "pani", kiedy się poróżnią.
Taką sytuację w książce "Marzenia i tajemnice" opisała na przykład Danuta Wałęsa, której Anna Walentynowicz początkowo zaproponowała mówienie po imieniu, ale po strajkach w stoczni wróciła do grzecznościowej formy. "Bo zmieniła się sytuacja" – argumentowała.
"Mama podejdą"
Jak przyznaje Leszek Leopold Kazimierski, choć w ostatnim czasie coraz więcej młodych ludzi zwraca się do rodziców po imieniu, on sam nigdy by tego nie zrobił.
– W moim odczuciu rodzicom należy się szczególny szacunek, a forma "mamo", "tato" to właśnie sposób, w jaki się go wyraża. W tym sensie mówienia rodzicom po imieniu nie pochwalam – mówi.
Podobnego zdania jest wielu internautów, którzy o tym, jak mówić do rodziców dyskutują na forach. Znaczna część przekonuje, że nazwanie rodzica imieniem to właśnie brak szacunku, niedojrzałe zachowanie, czy nawet podeptanie autorytetu. "Kiedyś coś takiego byłoby nie do pomyślenia" – pisze jedna z internautek.
Faktycznie, dawniej sposoby zwracania się do rodziców były jeszcze bardziej formalne. – Nie używano formy "mamo, podejdź", tylko "mama podejdzie". Jeszcze wcześniej stosowano zwrot "pani matko", który dziś już praktycznie zginął – przypomina specjalista od etykiety i dodaje, że sposób zwracania się do rodziców zależy też od regionu Polski i kultury. – Mieszkam na Śląsku. Tutaj do rodziców młodzi zwracają się często w liczbie mnogiej: "mama podejdą" – mówi.
Niektórzy ortodoksyjni Żydzi przekonują natomiast, że zakaz zwracania się do rodziców po imieniu jest wpisany w Biblię.
Warto spytać: po co?
Psycholożka dziecięca Justyna Kowal przekonuje jednak, że mówienie do rodziców po imieniu nie ma nic wspólnego z szacunkiem lub jego brakiem i zależy jedynie od tego, czy rodzice mają na to ochotę, czy nie.
– Ważny jest sposób, w jaki zgadzamy się na takie formy. Dziecko musi mieć poczucie, że rodzic nie jest kumplem, żeby podział ról był tu jasno zachowany. Dziecko ma być dzieckiem, rodzic rodzicem – mówi.
Jak więc bezpiecznie przechodzić z dzieckiem na "ty"? Zdaniem psycholożki, sam moment nie ma zbyt wielkiego znaczenia i nie zmienia w jakiś szczególny sposób relacji. Justyna Kowal zastanawia się jednak, po co w ogóle to robić.
– To nie jest chyba żadną szczególną potrzebą dziecka. Wydaje mi się, że znacznie częściej przechodzić na "ty" mają ochotę rodzice. Jeśli samo dziecko sygnalizuje taką potrzebę, warto je spytać, dlaczego chce to zrobić.
Jak w rodzinie
Kwestia mówienia po imieniu często wraca w tzw. rodzinach patchworkowych, czyli takich, gdzie para ma już własne dzieci z poprzednich związków. To w takich sytuacjach najczęściej dziecku pozwala się mówić do nowego partnera rodzica po imieniu.
Według Leszka Leopolda Kazimierskiego, takie pozostawienie sytuacji to jednak w pewien sposób pójście na łatwiznę. – Jeśli do ojczyma czy macochy mówimy po imieniu też skracamy dystans. Warto jednak wypracować takie relacje w nowych układach, by dzieci mówiły do przyszywanych rodziców "mamo", "tato". Bo to jeden z największych sukcesów wychowawczych. Na takie określenie trzeba sobie zasłużyć ciężką pracą.