"Ogromne ilości słonej wody z flotacji rud i kopalni trafiły między 29 lipca a 10 sierpnia do Odry w Głogowie ze zbiornika Żelazny Most Zakładu Hydrotechnicznego. KGHM miał decyzję wodnoprawną, ale nikt z Wód Polskich nie poprosił o wstrzymanie zrzutu!" – alarmował poseł Piotr Borys w mediach społecznościowych.
Zadzwoniliśmy do posła KO, by dopytać o szczegóły, które udało mu się ustalić. Żeby zrozumieć, o co chodzi w tym przypadku ze zrzutami wody do Odry, trzeba przejść krok po kroku przez etapy produkcji miedzi.
– W technologii produkcji miedzi wydobywa się miliony ton tzw. rudy miedzi. Odpowiednio się ją mieli, ale część trafia do Żelaznego Mostu (zbiornik odpadów poflotacyjnych, należący do KGHM Polska Miedź – red.). To jeden z największych takich obiektów na świecie, największy w Europie – mówi nam Piotr Borys.
We wspomnianym zbiorniku zbiera się m.in. zmielona część rudy i tam pojawia się woda. – Jej nadwyżka jest pompowana do Odry. Ona musi być tam dostarczana, ponieważ wody w zbiorniku nie może być za dużo – tłumaczy poseł.
Nasz rozmówca podkreśla, że woda trafia do Odry, ale Zakład Hydrotechniczny KGHM ma stosowne pozwolenia i wie, ile wody może zrzucić. – Parametry wody w Żelaznym Moście muszą być kontrolowane – wskazuje. Borys tłumaczy nam wprost, że do KGHM trudno mieć tu pretensje, bo odbywa się to na podstawie legalnych pozwoleń.
Na wpis polityka zareagowała Lidia Marcinkowska, dyrektor naczelna ds. komunikacji w KGHM Polska Miedź. "Wypadałoby przed podaniem 'wyników kontroli' poznać dane. Akurat w lipcu i sierpniu 2022 roku KGHM miał minimalne w stosunku do przeciętnych zrzuty wody, a i te były codziennie badane. A miejsce zrzutu to Głogów-100 km za Oławą" – napisała w kontrze.
W odpowiedzi Borys zaznaczył, że jego zarzuty dotyczą Wód Polskich i braku zarządzania kryzysem na Odrze.
– Problem polega na tym, że Odra już miała nadwyżkę soli i nadprzewodnictwo prądu. Powinien działać system, który zasygnalizuje, by wstrzymać się z legalnym zrzutem wody, bo może doprowadzić do reakcji łańcuchowej w momencie, gdy wiedzieliśmy, że woda w Odrze ma niepokojące parametry. To nie nastąpiło – dodaje poseł w rozmowie z naTemat.
Borys zapewnia nas, że rozmawiał z wicedyrektorem Zakładu Hydrotechnicznego KGHM, który powiedział mu, że nie dostali żadnego ostrzeżenia, albo przynajmniej prośby, żeby wstrzymać się ze zrzutem wody.
– Ten zrzut trwał między 29 lipca a 10 sierpnia, czyli kiedy wiedzieliśmy już o podtruciu Odry. Nie ma systemu monitorowania i zarządzania kryzysowego po tym, jak zauważono pierwsze martwe ryby w rzece. KGHM zgodnie z pozwoleniami dostarczył do Odry jeszcze więcej słonej wody – zauważa przedstawiciel Koalicji Obywatelskiej.
To Wody Polskie wydają stosowne pozwolenia. Niestety, system jest tak rozmyty w odpowiedzialności, że przypomina to układanie rozrzuconych puzzli. Mówimy o rzece międzynarodowej. Ta katastrofa powinna nas skłonić do przebudowy całego systemu, który po przebudowaniu przez PiS jest dysfunkcjonalny. A potrzeba koordynacji działań.
Poseł dopytywany o reakcję władz na katastrofę ekologiczną Odry punktuje, że rząd po prostu "wyjechał na wakacje". – Każdy ma prawo do wakacji, ale w sytuacji newralgicznej należy je po prostu przerwać. W kryzysowym momencie rząd został bez najważniejszych osób, czyli bez premiera i ministra klimatu – precyzuje.
Czytaj także: Oburzająca reakcja Morawieckiego ws. Odry. Nie odpuścił sobie ataków wobec PO
Jego zdaniem wicepremierzy nie wzięli na siebie odpowiedzialności, podobnie wyglądało to na szczeblach regionalnych. – Zignorowano informacje od obywateli, ze strony choćby wędkarzy. Państwo pozostało na odpowiedzialności organizacji pozarządowych i samorządów. Osoby decyzyjne wybrały wakacje, nie przerwały urlopów, a więc były niedoinformowane – przekonuje na koniec.
Dodajmy, że mijają kolejne tygodnie od czasu odkrycia w wodach Odry wielu ton śniętych ryb. Opozycja w Polsce przekonuje, że rząd PiS długo bagatelizował problem. I nie da się ukryć, że wciąż brakuje konkretów ws. przyczyn zanieczyszczenia rzeki. Jeszcze we wtorek 16 sierpnia minister klimatu Anna Moskwa uspokajała, że do tamtej pory w żadnej z badanych próbek nie wykryto obecności związków toksycznych w wodzie.
Wielu Polaków nie ma nawet możliwości dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się z rzeką, bowiem TVP wykorzystuje ten temat, by atakować opozycję. Dla przykładu, w wieczornym wydaniu "Wiadomości" 17 sierpnia pojawił się materiał, który dowodzi, że rząd świetnie radzi sobie z kryzysem. Natomiast przedstawiciele opozycji to "nieudacznicy", którzy pouczają innych.