Prezydent Białorusi zabrał głos i odniósł się do ogłoszonej przez Władimira Putina przymusowej mobilizacji. Alaksandr Łukaszenka zaprzeczył doniesieniom, jakoby miałaby ona zostać przeprowadzona również w jego kraju. Uspokajał swoich obywateli, przekonując, że prawo to obowiązuje wyłącznie w kraju Putina. Prezydent Rosji raczej nie będzie zadowolony z takich deklaracji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Aleksdandr Łukaszenka ogłosił, że obywateli Białorusi nie będzie obowiązywał pobór do rosyjskiego wojska
Zastanawiające są jednak słowa sekretarza stanu białoruskiej Rady Bezpieczeństwa, który zastrzegł jednocześnie, że Białoruś wspiera Rosję i jest gotowa "walczyć o pokój"
Aleksandr Łukaszenka zaskoczył Putina?
Władimir Putin ogłosił częściową mobilizację. Dotyczy ona 300 tys. rezerwistów. Fakt ten spowodował, że Rosjanie w końcu wyszli na ulice, czego nie zrobili tak masowo odkąd wybuchła wojna w Ukrainie.
Do przymusowego poboru do wojska odniósł się prezydent Białorusi w swoim ostatnim przemówieniu. Oświadczył, że kolportowanie plotek o tym, że do rosyjskiej armii będą siłą wcielani również obywatele Białorusi ma jedynie na celu "stworzenie napiętej sytuacji". - U nas nie będzie mobilizacji. To kłamstwo — zapewniał Łukaszenka.
Wcześniej generał major Aleksandr Wolfowicz stwierdził, że w Białorusi mobilizacji nie będzie. Sekretarz stanu białoruskiej Rady Bezpieczeństwa zastrzegł jednocześnie, że Białoruś wspiera Rosję i jest gotowa "walczyć o pokój". Zapewnił jednocześnie, że społeczeństwo białoruskie i kraj "są zmobilizowane".
Aleksandr Wolfowicz porównał wojnę na Ukrainie do czasów zimnej wojny, mówiąc, że sytuacja jest dzisiaj równie napięta. Według niego najważniejszym celem jest "zapewnienie, by wszystkie narody żyły w pokoju".
Przymusowa mobilizacja w Rosji
21 września w środę wieczorem na Arbacie (główny deptak stolicy Rosji) w Moskwie odbył się protest przeciwko mobilizacji, zapowiedzianej przez Władimira Putina. Protestujący skandowali „Nie dla wojny!”. Na miejscu było też dużo policji.
Przypomnijmy, o co chodzi z mobilizacją? Otóż, Władimir Putin wygłosił w środę kolejne orędzie. Stwierdził w nim, że "większość ludzi na terenach okupowanych nie chce być pod jarzmem neonazistów". – Nie możemy ich porzucić, mocno ich wspieramy. Naszym celem jest wyzwolenie Donbasu – podkreślił. Dodał także, że Zachód usiłował "zmienić Ukraińców w mięso armatnie".
Rosyjski prezydent poinformował jednocześnie, że 21 września w Rosji ruszy częściowa mobilizacja. Ma ona objąć aż 300 tys. rezerwistów. – Podpisałem już dekret – oznajmił. Jak przekonywał, "Zachód przekroczył wszelkie granice w swojej agresji wobec Rosji".
Jak na decyzję Putina zareagowała Ukraina? Na reakcję Wołodymyra Zełenskiego nie trzeba było długo czekać. Wymowne jest to, że udzielił wywiadu Niemcom, wobec których Kijów prowadzi ostatnio politykę roszczeniową ws. dostaw ciężkiego sprzętu.
W rozmowie z dziennikiem "Bild" ukraiński prezydent przyznał, że nie widział przemówienia Putina. Stwierdził, że "nie było to jego ulubione nagranie". Zaznaczył jednak, że ma wszystkie potrzebne informacje od dawna, a w samym orędziu nie padło nic nowego, o czym by nie wiedział.