W ubiegłym tygodniu Donald Tusk pozazdrościł Obamie, Cameronowi czy Putinowi i dołączył do grona światowych przywódców, którzy mają konto na Twitterze. W przeciwieństwie do nich, polski premier nie ogranicza się tylko do suchych informacji, ale chętnie wdaje się w dyskusje z innymi internautami. - To "internetowy Donek", którego zawsze można sobie włączyć i coś miłego poczytać - mówi politolog, dr Wojciech Jabłoński. - W social media najważniejsza jest konsekwencja - radzi Tuskowi Adrian Łaźniewski z agencji Get More Social.
Szef rządu zaczął nieśmiało i dość oficjalnie. Na początku wielu doświadczonych blogerów podejrzewało nawet, że Donald Tusk na Twitterze to po prostu drugie konto administrowane przez rzecznika rządu Pawła Grasia. Wiadomości o sukcesach jego gabinetu wyglądały na robotę speców od PR z Kancelarii Premiera.
Niemniej sztampowe były też te zdradzające kulisy obrad Rady Ministrów. Jednak z każdym kolejnym dniem wpisy premiera zaczęły stawać się coraz częstsze. I ciekawsze. Aż sam przyznał, że długo nie chciał iść w ślady "uzależnionych" od Twittera ministrów Pawła Grasia i Radosława Sikorskiego, ale ośmielił go papież Benedykt XVI, który również od niedawna tweetuje.
Premier zerwał się ze smyczy PR-owców?
Później tweetowanie premiera chyba przestali nadzorować jego doradcy. Od 13 grudnia Donald Tusk zaczął zachowywać się bowiem jak każdy zwykły bloger. Już mniej formalnie niż kilka dni wcześniej, szef rządu donosił wprost ze szczytu w Brukseli i nawet zaczął wdawać się w dyskusje.
Prawdziwa twitterowa ofensywa w jego wykonaniu zaczęła się jednak, gdy nadszedł weekend. - Widać, że wówczas premier chyba wypoczywał w domu, miał więcej wolnego czasu i tweetował - mówi naTemat Adrian Łaźniewski z agencji dotPR i Get More Social. Zdaniem eksperta od PR w mediach społecznościowych, Donald Tusk może na Twitterze bardzo dobrze wypaść, bo potrafi posługiwać się nieformalnym językiem. - A Twitter jest stworzony do używania takiego języka. Tam odbiorcy są przyzwyczajani, że trochę bardziej na luzie przedstawia się swoje opinie i wszelkie informacje - tłumaczy.
Łaźniewski odpiera zarzut, że premier przesadził z wchodzeniem w interakcje. Bo szczególnie wśród aktywnych na Twitterze dziennikarzy można było usłyszeć opinie, że Donald Tusk wymknął się w sieci spod kontroli, ponieważ jego ostatnie tweety w tonie przypominają raczej profil naszego dobrego kumpla, niż przywódcy. Ze zwykłymi blogerami Tusk wdał się w dyskusję o Leo Messim i wyższości FC Barcelony nad Realem Madryt i dzielił się tym, że skoro wnuki właśnie wyszły, to on ma czas na przegląd prasy. I że czeka na bieg Justyny Kowalczyk. Gdy jeden z blogerów zastanawiał się "czyli, że to faktycznie premier pisze?" szef rządu odpowiedział w typowym dla siebie zawadiackim stylu: "Pisać nauczyłem się pól wieku temu. Więcej zaufania do władzy ;)".
Typowa dla premiera była też docinka w stronę rzecznika rządu Pawła Grasia, który należy do grona najbardziej wpływowych osób na polskim Twitterze. Gdy dziennikarz Piotr Witwicki zwrócił uwagę, że Tusk wciąż ma mniej śledzących go osób do Grasia, rzecznik rządu stwierdził, iż "to tylko kwestia godzin". "Nie udawaj, że się cieszysz" - szybko skwitował premier.
To wówczas większość uwierzyła, że konto premiera prowadzi on sam, a nie Paweł Graś, lub któryś z jego współpracowników. - Znając problemy dziennikarzy ze skontaktowaniem się z rzecznikiem rządu, wątpię, by w ogóle chciało mu się prowadzić dwa profile na raz - komentuje Adrian Łaźniewski. Dodaje jednak, że konta Baracka Obamy czy Władimira Putina z pewnością są nadzorowane przez profesjonalistów.
Zyska jeśli nie straci zapału
Ekspert od social marketingu podkreśla, że wejście Donalda Tuska w świat Twittera należy oceniać tylko pozytywnie. Powinno przynieść korzyści nie tylko jemu, ale i obywatelom, którzy mogą tam śledzić pracę ich przywódcy. Wątpliwości budzą jednak dwie kwestie. Po pierwsze, nie może przesadzić. - Premier jest od rządzenia, a nie od siedzenia na Twitterze. Ale w social media najważniejsza jest konsekwencja. A wygląda, jakby Donald Tusk nagle stracił zapał - ocenia Łaźniewski. Bo ostatni wpis premiera jest przecież z 16 grudnia.
Jak mówi naTemat specjalista marketingu politycznego Wojciech Jabłoński, o ile żona nie zabroni premierowi tweetować na stałe, jego aktywność na Twitterze jest strzałem w dziesiątkę - Tusk wie, że posiada umiejętność używania nie tylko partyjnej nowomowy, ale też języka zwykłych ludzi. I będzie wygrywał tą formą komunikacji, dopóki będzie tam podejmował tematy bliskie ludziom i przyjemne - wyjaśnia politolog. Jabłoński dodaje, że Twitter premiera to przedłużenie tego, co Donald Tusk robi zazwyczaj przed kamerami, czyli ma się kojarzyć z dobrymi wieściami. - To prosta recepta na "Donka internetowego", którego zawsze można sobie włączyć i coś miłego poczytać - komentuje.
Zdaniem eksperta, premier musi też być gotowy na opcję awaryjną. Gdy w kraju pojawi się jakiś kryzys, wówczas Tusk będzie rozliczany już nie tylko z tego, co powiedział dziennikarzom, ale i co napisał lub właśnie czego nie napisał na swoim mikroblogu. - I jeszcze jeden punkt dla premiera. Donald Tusk Twittera już ma, a Jarosław Kaczyński...? - pyta Jabłoński.
Politolog dr Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych UW patrzy na decyzję premiera o założeniu konta na Twitterze nieco szerzej i przez pryzmat całej polskiej polityki. Jego zdaniem, to przemyślany ukłon w stronę tych, którzy w minionym roku zawiedli się na premierze najbardziej, czyli młodzieży i internautów. - Stał się dla nich taki, jak niegdyś bracia Kaczyński. Anachronicznym, starszym wujkiem, który potrafi tylko krytykować - tłumaczy. Teraz ma szansę to zmienić.
Chwedoruk przyznaje jednak, że nawet najlepiej prowadzony Twitter nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z wyborcami. Dzisiaj trudno jednak znaleźć region, gdzie na szefa rządu czeka się z otwartymi ramionami, więc portal społecznościowy staje się świetną alternatywą. Nawet na Twitterze premier zapewnia jednak, że pamięta, by w przyszłym roku znowu wsiąść do Tuskobusu i objechać nim Polskę. "Nic nie zastąpi kontaktu z ludźmi, nawet kiedy są wkurzeni. A może głównie wtedy" - odpowiedział jednemu z blogerów szef rządu.