Mam już długą listę samochodów z zielonymi tablicami, które objeździłem w ramach testów. Żaden jednak nie był tak bardzo miejski, jak Peugeot e-208, który przez tydzień towarzyszył mi na co dzień. Na elektryki często zdarza mi się kręcić nosem, ale ten Francuz to naprawdę przemyślane auto. I nie musi być tylko królem miasta.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Moja słabość do Peugeotów trwa mniej więcej od momentu, kiedy parę lat temu pierwszy raz wsiadłem za kierownicę 308. Niedawno objeździłem najnowszą wersję tego modelu, a teraz podniosłem sobie poprzeczkę. Chciałem sprawdzić, czy polubię się z mniejszym 208, do tego w wersji elektrycznej.
Czytaj także:
Zabrzmi to trochę słodko, ale według mnie Peugeot do perfekcji opanował sztukę tworzenia stylowych miejskich aut. W czasach, kiedy w ofertach królują samochody elektryczne, Francuzi podeszli do sprawy zachowawczo, ale skutecznie. Nie wymyślają nowych pojazdów na prąd, tylko konsekwentnie elektryfikują swoje spalinowe kultowe propozycje.
Efekt? Peugeot e-208 wygląda z zewnątrz niemal tak samo, jak jego tradycyjna odmiana. I nie mam z tym żadnego problemu, bo głupio przecież zmieniać na siłę projekt, który pokochało tak wielu kierowców. Różnice są oczywiście w detalach – w elektryku nie znajdziecie rzecz jasna dyfuzora z tyłu.
Nie rozpiszę się na temat designu wewnątrz, bo poczułem się dokładnie tak samo, jak podczas testu nowego 308, Jak na złość wyłapałem jednak tę samą wadę. Zachwalam nowe Peugeoty, ale za kierownicą… nie ma w nich dla mnie miejsca. To naprawdę jedyne auto, w którym ze swoim wzrostem 1,85 m nie potrafię ustawić się w taki sposób, by nie zahaczać nogami o kierownicę, a jednocześnie widzieć dokładnie cyfrowy kokpit. To irytujący problem, na który chyba już nie znajdę rozwiązania.
Poza tym e-208 zapewni wam przyzwoity komfort podróżowania, choć nie oszukujmy się – miejsca nie ma za dużo. Szczególnie na tylnej kanapie, która może się sprawdzić tylko podczas krótkich tras. Z kolei bagażnik ma 311 litrów, dokładnie tyle samo, ile wersja spalinowa. To akurat istotny szczegół, bo zelektryfikowane "kopciuchy" często mają mniejszy kufer przez konieczność zainstalowania baterii.
Peugeot e-208 nie tylko do miasta
Ten samochód nie zaskoczy was stylistyką, jeśli mieliście już do czynienia z odświeżonymi Peugeotami. Zagadką był dla mnie jednak elektryczny napęd, który przed testem sam sobie zaszufladkowałem. W małym miejskim aucie spodziewałem się uczucia jazdy na sznurku, czyli efektu uciekania zasięgu w oczach. Serio, byłem w szoku, jak bardzo się pomyliłem.
W e-208 mamy baterię 50 kWh umieszczoną w podłodze. Do tego silnik elektryczny o mocy 136 KM oraz 260 Nm momentu obrotowego. Zasięg deklarowany przez producenta? Około 360 km. To rzecz jasna liczba, którą przyjąłem z przymrużeniem oka. Dane z broszurek w przypadku elektryków trzeba… przepuścić przez sito.
Uznałem, że nie będę bawił się w oszczędzanie energii. Potraktowałem elektrycznego Peugeota tak, jakbym, przemieszczał się zwykłym spalinowym autem. Efekt? Zużycie energii w mieście wahało się u mnie na poziomie 14-15 kWh. Na luzie przejechałbym więc ponad 300 km. Gdybym tylko delikatniej wciskał gaz, liczby spadłyby pewnie do około 12-13 kWh.
To pomiary z jazdy po zatłoczonej w Warszawie, kiedy warunki atmosferyczne były sprzyjające. Pamiętajcie, że podczas zimowej pogody zasięg na pewno spadnie, a na zużycie energii ma wpływ nie tylko styl jazdy. Spróbujcie w elektryku włączyć podgrzewanie foteli albo podkręcić maksymalnie klimatyzację. Efekty z komputera pokładowego zobaczycie błyskawicznie.
Wracając do możliwości napędu w e-208, wygląda to bardzo przyzwoicie. Mówimy o miejskim aucie, ale de facto jego możliwości są dużo bardziej wszechstronne. Dlatego wyjechałem na drogi szybkiego ruchu, by oszacować, gdzie jest granica zdrowego rozsądku, jeśli chodzi o możliwości tego Peugeota.
Przy 120 km/h auto potrzebowało już blisko 24 kWh. Kiedy przyspieszyłem do 140 km/h, wartości na ekranie zbliżały się do 27-28 kWh. To moment, kiedy w elektryku nie warto krzyczeć już "ahoj przygodo" i ruszać przed siebie bez planu podróży. W ogóle powiedzmy sobie szczerze, jazda autem na prąd z autostradową prędkością po prostu się nie opłaca.
Załóżmy jednak, że będziemy przemieszczać się 110-120 km/h. Zasięg w naszym mieszczuchu co prawda drastycznie spadnie, ale nadal będzie na poziomie powyżej 200 km. Realnie przejechałbym więc na przykład trasę Warszawa – Lublin bez konieczności ładowania. A do Łodzi to już w ogóle szpanowałbym zasięgiem. Przypominam, że mówimy o małym autku, które z założenia ma być królem miejskiej dżungli.
Liczby wypadają bardzo korzystnie dla Peugeota, ale zostawmy na razie matematykę. Kiedy jeździłem po mieście, zwróciłem uwagę na dość twarde zawieszenie. Nie czuć natomiast sporej masy auta, bo prawie 1500 kg to dużo, jak na takiego malucha.
Czego mi zabrakło? Chyba większej wszechstronności w zarządzaniu mocą. W e-208 mamy trzy tryby jazdy: Eco, Normal i Sport. Do tego w trybie hamowania są dwa poziomy hamowania silnikiem. Wydaje mi się jednak, że rekuperacja, czyli odzyskiwanie energii, nie jest najmocniejszą stroną tego samochodu.
W elektrykach tak naprawdę trudno zmusić się do spokojnej jazdy. Jedną z ich najfajniejszych cech jest dynamika, którą szczególnie odczujecie przy startach do 50-60 km/h. W e-208 moc nie rzuca na kolana, ale i tak da się nim wcisnąć pasażerów w fotel. Sprint do 100 km/h zajmuje z kolei nieco ponad 8 sekund. To spokojnie wystarcza, jeśli ktoś nie oczekuje od swojego pojazdu sportowych doznań.
Ile kosztuje Peugeot e-208?
Nie oszukujmy się – spalinowe 208 dostaniecie o wiele taniej niż wersję elektryczną. Benzynowe odmiany w skromnej wersji wyposażenia kosztują niecałe 80 tys. zł. W przypadku opcji na prąd ta wartość rośnie do prawie 150 tys. zł. Mój testowy egzemplarz był topową wersją GT, za którą trzeba zapłacić około 170 tys. zł.
Dla porównania dwa lata temu testowałem DS-a 3 Crossback E-Tense. To trochę większe auto, też z francuskiej stajni, ale z mniejszym realnym zasięgiem. W podstawie, czyli bez doposażenia, kosztowało wtedy niecałe 160 tys. zł. Po dobraniu gadżetów cena mogła podskoczyć nawet do 200 tys. zł.
Peugeot e-208 najpierw wpadł mi w oko. Potem zaskoczył wydajnością, a na koniec potwierdził, że małe elektryczne auto nie musi być ograniczające w codziennym użytkowaniu. To jest ten kierunek, który w elektromobilności bardzo mi się podoba. Jeśli uparłbym się na jazdę elektrykiem, zapewne byłby dla mnie jedną z opcji.
Więcej o motoryzacji i podróżach znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.