Byliście grzeczni w tym roku? Jeśli tak, przyszedł czas na wigilijną opowieść o złocie, biskupie, Holendrach, porywaczach i… marketingowcach Coca Coli. Przyszedł czas na to, by wyjaśnić zagadkę świętego Mikołaja.
Jowialny grubasek w czerwonym płaszczu, który przybywa saniami zaprzęgniętymi w renifery, żeby w jedną noc dzieciom na całym świecie podrzucić prezenty i zjeść zostawione przez nich ciasteczka – tyle wiemy o nim w dzieciństwie. W którymś momencie, przez niedokładnie zamocowaną brodę lub naszą niepohamowaną ciekawość okazuje się jednak, że grubasek wcale nie jest mieszkańcem dalekiej Laponii, a tatą, czy wujkiem. Wtedy zwykle świętym mikołajem* przestajemy się interesować.
*
5 maja 2004 Rada Języka Polskiego zaleciła, że pomimo iż nazwę imienia (Mikołaj) lub świętego (św. Mikołaj) piszemy z wielkiej litery to w znaczeniu postaci przynoszącej prezenty z okazji Bożego Narodzenia należy ją pisać małą literą: święty mikołaj (np. Tata przebrał się za świętego mikołaja) CZYTAJ WIĘCEJ
Ale czy zastanawiało was kiedyś, jaką drogę musiał przejść święty z południa dzisiejszej Turcji, by skończyć swój żywot jako dziadek z butelki Coca-Coli?
Góra złota
Żeby poznać świętego Mikołaja, trzeba cofnąć się mniej więcej o 1800 lat i przenieść wcale nie do Laponii, a na południe Turcji. Tam gdzie dziś jest najdłuższa nieprzerwana plaża w całym kraju, kiedyś stało licyjskie miasto Patara. Tam właśnie, według podań miał się urodzić późniejszy święty. Tak przynajmniej w swojej "Złotej Legendzie" twierdzi najbardziej znany średniowieczny hagiograf, Jakub de Vortagine.
Już tutaj jednak zaczyna się pierwsza zagadka. Otóż, według współczesnych badaczy, Patara – a i owszem, była miejscem narodzin świętego Mikołaja, ale… nie tego, który później zaczął przynosić prezenty. Jak pisze w "Przeglądzie Prawosławnym" Ałła Matreńczyk, który zajmował się ponowną redakcją jego żywotu, we wczesnym średniowieczu połączono po prostu dwie historie. Święty, o którym mówimy, żył dwa wieki wcześniej w Mirze, której został biskupem (pozostały z niej ruiny, które znajdują się kilometr od miasta Demre na południu Turcji).
Według podań, święty był jedynym synem bardzo zamożnych rodziców. Ponieważ jednak był pobożnym młodzieńcem, po ich śmierci nie chciał zatrzymać dla siebie pieniędzy. Jak pisał Jakub de Vortagine w XIII-wiecznych żywotach świętych "Złota legenda":
Nie był to jedyny dobry uczynek Mikołaja. Jakub de Vortagine pisze też o tym, że kiedy Mira stanęła w obliczu wielkiego głodu, Mikołaj namówił przybywających do niej cesarskich kupców, by podzielili się zbożem wiezionym na statkach. Ci nie chcieli tego zrobić, ale biskup obiecał im, że gdy dotrą do docelowego portu w Aleksandrii, ubytki w ładowniach zostaną uzupełnione. Ponoć słowa dotrzymał.
Ta legenda, choć funkcjonowała w katolickich przekazach, wypadła z prawosławnego żywotu świętego. W Rosji uznano ją za zbyt… antycesarską. Pozostawiono jednak wiele innych, jak ta o młodzieńcach uratowanych przed karą śmierci, czy rybakach ocalonych przed utonięciem.
Walka o szczątki
Według tradycyjnych przekazów, biskup Mikołaj zmarł 6 grudnia, w połowie IV wieku. Dzięki nowoczesnym badaniom udało się ustalić, że był wtedy między 70. a 80. rokiem życia. Analiza jego szczątków wykazała też, że był weganinem i cierpiał z powodu chorób wywołanych przez długotrwałe przebywanie w zamknięciu (wiadomo, że został wtrącony do więzienia za panowania cesarza Dioklecjana).
Choć życie późniejszego świętego było burzliwe, nie zaznał on spokoju także długo po śmierci. Jego szczątki, które według przekazów wydzielały pachnące oleje, zostały ukryte pod posadzką kościoła w Mirze. Miasto jednak zostało najechane przez żeglarzy-piratów z Bari, którzy wdarli się także do świątyni, rozbili mozaikę i w pośpiechu ukradli część ciała. Później miasto zostało najechane także przez Wenecjan, którzy zagrabili pozostałe szczątki, ale ponieważ chcieli mieć kompletne ciało, dorzucili do nich także trochę innych kości. Święty zyskał przypadkową czaszkę, kości kobiety, a nawet kilka pochodzących od dziecka. W ten sposób rozpoczął się wielowiekowy spór o to, kto ma prawdziwe relikwie. Zakończył go dopiero w XX wieku włoski antropolog Luigi Martino, który poskładał świętego, który jest patronem Moskwy, Grecji, Nowogrodu, a także grup zawodowych i społecznych: dzieci, jeńców, kupców, marynarzy, panien, a nawet – jak podają niektóre przekazy – złodziei.
Trole, renifery, pisarze i rysownik
Wraz z rozprzestrzenianiem się chrześcijaństwa, święty Mikołaj był wyposażany w atrybuty lokalnych bożków, a jego legenda obrastała miejscowymi wierzeniami. W Rosji połączono go z Dziadem Mrozem, we Włoszech z Dobrą Czarodziejką, w Skandynawii z Gnomami, a nawet ze złośliwym trollem, którego w długą zimową noc należało obłaskawiać podarkami.
Szczególnie mocno świętego Mikołaja czczono w Holandii, gdzie przedstawiano go w biskupich szatach, podróżującego na ośle, a od mniej więcej XVI-wieku przybywał z dalekiego południa na statku i jeździł na białym koniu. Choć nikt wtedy jeszcze nie próbował wkładać jego szat, grzeczne dzieci wiedziały, że przynosi prezenty. Niegrzeczne zaś mogły spodziewać się rózgi.
Kiedy Holendrzy płynęli kolonizować Amerykę, patron Amsterdamu płynął razem z nimi. Wciąż dawał radę dopływać do holenderskich dzieci, by 6 grudnia wręczać im drobne upominki. Sympatyczny zwyczaj szybko rozprzestrzenił się w całym Nowym Amsterdamie (później Nowym Jorku) i zaczął działać na wyobraźnię miejscowych. Ponieważ holenderskie imię Siner Klaas, było zbyt trudne w wymowie, upowszechniło się jako Santa Claus.
Teraz rolę w historii świętego Mikołaja odegrają dwaj pisarze. Pierwszy, miłośnik folkloru, pisarz i historyk, Washington Irving opisał mikołajkowe zwyczaje w "Historii Nowego Jorku". Święty stracił w jego opowieści biskupi pastorał, a rumak, na którym widywali go Holendrzy, stał się białym pegazem.
Kolejnym z ojców współczesnego świętego Mikołaja, był poeta i profesor studiów biblijnych Clement Moore. Według legendy, jego "Przedświąteczna wizyta" została skomponowana, kiedy Moore jechał saniami na świąteczne zakupy. Wiersz o świętym Mikołaju (Santa Claus), który przyjeżdża zaprzęgiem reniferów i wchodzi przez komin, by zostawić prezenty skomponowany był dla jego dzieci. Szybko zdobył jednak popularność i zainspirował kolejnego twórcę. Tym razem rysownika.
Mikołaj zyskuje twarz
Święty Mikołaj, jakiego znamy dzisiaj zyskał twarz, białą brodę i czerwony kubrak dzięki Thomasowi Nastowi, rysownikowi nowojorskiego pisma "Harper's". Nie dość, że jako pierwszy narysował świętego w ten sposób, to jeszcze… przeniósł jego siedzibę na Biegun Północny. Pewnie po to, by wszystko zgadzało się z ciepłym ubraniem. No bo po co tureckiemu świętemu futrzana czapa?
Od rysunków Nasta już tylko krok dzieli nas od dzisiejszego wizerunku świętego. Jego postać, dopracowaną już w szczegółach, wykorzystał koncern Coca-Cola. W kampanii z 1931 roku kazał Mikołajowi usiąść w jednym z domów, gdzie przynosił prezent, a zamiast ciastkami i mlekiem, poczęstowano go butelką bąbelkowego napoju.
Kampania przygotowana przez Habdona Sundbloma chwyciła, a Coca-Cola zaczęła wykorzystywać postać Mikołaja już co roku. Z czasem nazwano każdego z jego reniferów, pokazywano fabrykę prezentów i elfy, które na dalekiej północy pomagają mu je pakować.
O Mikołaju powstała niezliczona ilość filmów, a jego popularność w końcu dotarła także do muzułmańskiej już dziś Turcji.
Demre, czyli miasto, w którym przyszedł na świat, jowialnego dziadka z brodą umieściło w swoim herbie. Ciekawe, czy Sundblom to przewidywał...
Po śmierci rodziców począł zastanawiać się, w jaki sposób użyć swych wielkich bogactw nie dla sławy wśród ludzi, lecz dla chwały Bożej. Wtedy to pewien sąsiad, człowiek dość dobrego rodu, zmuszony był z biedy trzy swoje niezamężne córki wysłać na ulicę, by w ten sposób żyć za cenę ich hańby. Gdy święty dowiedział się o tym, wzdrygnął się na myśl o takiej zbrodni i zawinąwszy w chustę bryłę złota, wrzucił ją w nocy potajemnie przez okno do jego domu i równie potajemnie odszedł.
dr Dorota Angutek
etnolog
Na wschodzie Polski wierzono, że to właśnie Święty Mikołaj przynosi dzieciom podarunki. Ale np. w południowej Wielkopolsce owa legenda występowała w innej wersji. Tamtejsza ludność wierzyła w istnienie dwóch Mikołajów – czarnego i białego. Jeden reprezentował dobro, drugi miał raczej groźne oblicze. Z kolei w Małopolsce popularne było przekonanie, że podarunki są dziełem anioła.