nt_logo

Kupili dom marzeń, ich życie stało się koszmarem. To o nich jest serial "Obserwator" Netfliksa

Bartosz Godziński

18 października 2022, 10:35 · 7 minut czytania
"Obserwator" to nowy serial Netfliksa oparty na prawdziwej historii rodziny Broaddusów (w produkcji nazywają się Brannockowie). Wydali wszystkie oszczędności na zakup pięknego domu, ale szybko tego pożałowali. Zaczął prześladować ich stalker, którego do dziś nie schwytano.


Kupili dom marzeń, ich życie stało się koszmarem. To o nich jest serial "Obserwator" Netfliksa

Bartosz Godziński
18 października 2022, 10:35 • 1 minuta czytania
"Obserwator" to nowy serial Netfliksa oparty na prawdziwej historii rodziny Broaddusów (w produkcji nazywają się Brannockowie). Wydali wszystkie oszczędności na zakup pięknego domu, ale szybko tego pożałowali. Zaczął prześladować ich stalker, którego do dziś nie schwytano.
Rodzina Broaddusów kupiła "przeklęty" dom przy 657 Boulevard w Westfield. Fot. Facebook, Google Maps
  • "Obserwator" ("The Watcher") jest 7-odcinkowym thrillerem od Ryana Murphy'ego - twórcy "American Horror Story" i "Dahmer - Potwór".
  • Serial dodaje dużo fikcyjnych wątków do prawdziwej historii, ale szkielet fabuły jest niezmienny. Ktoś upatrzył sobie dom przy 657 Boulevard w Westfield i zaczął prześladować rodzinę, która się do niego wprowadziła.
  • Wysyłał niepokojące listy, w których groził im śmiercią. Sprawa od 2014 roku nie została rozwiązana.
  • Nie wiadomo też, kim jest tajemniczy "Obserwator". Co się stało z rodziną Broaddusów?

"Najdrożsi nowi sąsiedzi przy 657 Boulevard. Pozwólcie, że powitam was w sąsiedztwie. Jak tu trafiliście? Czy moc domu przy 657 Boulevard przyzwała was do siebie?" - to początek listu od tajemniczego "Obserwatora", który Derek Broaddus wyjął wieczorem ze skrzynki w czerwcu 2014 roku. Razem z żoną kończyli remont domu i jeszcze nawet nie zdążyli się przeprowadzić. Dalsza część ręcznie napisanej (lekko niezdarnie) wiadomości jednak już nie jest taka sympatyczna.

Dom przy 657 Boulevard jest obiektem zainteresowania mojej rodziny od dekad, a jako że zaraz będzie miał 110 urodziny, mam go obserwować i oczekiwać na jego drugie przyjście. Mój dziadek obserwował dom w latach 20-stych, a mój ojciec w latach 60-tych. Teraz nadszedł mój czas. Czy znacie historię tego domu? Czy wiecie co kryje się w ścianach Boulevard 657? Dlaczego tu jesteście? Dowiem się.Do "Nowych Właścicieli"Od: The Watcher (ang. Obserwator)

Dom przy 657 Boulevard i jego tajemniczy "Obserwator". Ta historia mrozi krew w żyłach.

Normalnie w takich sytuacjach mielibyśmy dwie opcje: olać dziwaka lub uciekać, gdzie pieprz rośnie. Rodzina miała związane ręce, bo przed trzema dniami kupili dom za 1,3 mln dolarów zaciągając wcześniej kredyt hipoteczny. Derek Broaddus dorastał w robotniczym Maine i pracował na to całe życie. Kiedy objął funkcję wiceprezesa w firmie ubezpieczeniowej, postanowił sprawić prezent sobie (kończył 40 lat), żonie Marii i trójce dzieci.

"Obserwator" musiał widzieć też pracowników firmy remontowej. "Widzę, że zapełniliście 657 Boulevard wykonawcami, żeby zniszczyć dom. Tsk, tsk, tsk (wyraz oznaczający smokanie - red.)… zły ruch. Nie chcecie, aby 657 Boulevard było nieszczęśliwe" – czytamy dalej. Wcześniej Derek i Maria odwiedzili przyszłych sąsiadów ze swoimi pociechami (5, 8 i 10 lat). O nich też wspomniał w liście. Nadawca mógł być więc jednym z mieszkańców okolicy lub po prostu ich obserwował z ukrycia. "Macie dzieci. Widziałem je. Do tej pory policzyłem, że jest ich troje" – chwalił się. Myślicie, że straszniej być nie może? No to patrzcie dalej.

Czy wypełnicie dom świeżą krwią, jak prosiłem? Lepiej dla mnie. Czy wasz stary dom był za mały dla rozrastającej się rodziny? Czy może to chciwość sprowadziła do mnie twoje dzieci? Kiedy poznam ich imiona, zawołam je i wezwę je do siebie.

Na koniec "Obserwator" napisał, że może być jednym z setek kierowców, którzy przejeżdżają przez 657 Boulevard i dodał, że "zabawa dopiero się zaczyna". List był enigmatyczny i momentami bez sensu, ale miał kilka informacji, które przeraziłyby każdego.

Listy wysyłane do rodziny Broaddus zaczęły zawierać niepokojące informacje i groźby.

Derek następnego dnia poszedł z tym na policję, ale ta nie mogła za wiele zrobić poza pobraniem próbek DNA z koperty. Funkcjonariusze sprawdzili też ściany domu, ale nic w nich nie znaleźli. Małżeństwo skontaktowało się więc z poprzednimi właścicielami.

John i Andrea Woods mieszkali przy 657 Boulevard przez 23 lata i przyznali, że otrzymali tylko jeden list od "Obserwatora". Zaraz po tym jak się wprowadzili. To z pewnością uspokoiło nowych lokatorów, których policjanci powiadomili dodatkowo, by nie mówili o pogróżkach swoim sąsiadom. Każdy z nich był w tamtym momencie na liście podejrzanych.

Po dwóch tygodniach dostali jednak kolejny list. "Obserwator" zaadresował go do "Pana i Pani Braddus" - popełnił literówkę, co mogło oznaczać, że mógł usłyszeć, gdy przedstwiali się sąsiadom. Przyznał też, że podglądał ich przy przeprowadzce: "pracownicy byli zajęci, ale widziałem, jak rozpakowujesz swoje rzeczy". Dopytywał, czy już odkryli sekret ukryty w ścianach domu.

W liście napisał też przezwiska "młodej krwi" i kolejność ich urodzenia. "Bardzo często mówicie ich imiona" - podkreślił, nawiązując do tego, jak wołała na dzieci Maria. Odniósł się też konkretnie do córki. "Czy jest artystką w tej rodzinie?" - zapytał.

Czy młoda krew będzie się bawić w piwnicy? Czy za bardzo się boi tam schodzić samemu? Ja bym się bał na ich miejscu. Jest bardzo daleko od reszty domu. Jeżeli byście byli na górze, nikt nie usłyszałby ich krzyku.

Na koniec listu ujawnił, że mija dom wiele razy w ciągu dnia. "657 Boulevard to moja praca, moje życie, moja obsesja. A teraz jesteś też nią wy, rodzino Braddusów. Witamy w produkcie waszej chciwości! Chciwość sprowadziła poprzednie trzy rodziny na 657 Boulevard, a teraz przywiodła was do mnie" - napisał i życzył im miłej przeprowadzki.

Kupili dom za ponad milion dolarów i nawet w nim nie pomieszkali.

Derek i Maria przestali zabierać dzieci do nowego domu. Pod znakiem zapytania stanęła też ich przeprowadzka. Dostali także kolejny list, w którym "Obserwator" wyraził troskę: "Gdzie się podzialiście?", "657 Boulevard za wami tęskni".

Z treści wiadomości można było wywnioskować, że "Obserwatorem" musi być ktoś mieszkający w okolicy. Może komuś się nie podobało, że przeprowadzany jest remont i montowany jest system alarmowy w zabytkowym domu? Może ktoś nie lubił dzieci, nudził się lub był psychopatą? Powodów do pisania takich listów mogło być wiele.

Największe podejrzenia padły na dziwaczną rodzinę Langfordów, która mieszkała przy tej ulicy od lat. Z 90-letnią matką mieszkało kilkoro sześćdziesięcioparoletnich dzieci. Jeden z synów, Michael Langford, był przesłuchiwany przez policję, ale zaprzeczył, by jego rodzina miała cokolwiek wspólnego z tymi listami.

Policja była bezradna, więc Broaddusowie wynajęli prywatnych detektywów do przyjrzenia się sąsiadom i obserwacji okolicy. Wezwano nawet księdza, by pobłogosławił dom. Nikt nic nie wskórał. "The Cut", które opisało całą sprawę, podsumowało, że pod koniec 2014 roku śledztwo utknęło w martwym punkcie. Listy mogły zawierać w sobie wskazówki, ale mógł być to też tylko "bełkot socjopaty". Nie miały odcisków palców, śladu cyfrowego, nie dało się też obstawić każdej skrzynki pocztowej w New Jersey.

Rodzina wciąż wstrzymywała się z przeprowadzką. Sprzedali stary dom i wprowadzili się do rodziców Marii. Spłacali przy tym hipotekę i podatek od nieruchomości przy 657 Boulevard. Bali się tam przenieść i np. pozwalać dzieciom bawić się w ogródku.

Derek nawet dał ogłoszenie o pracę dla weteranów wojennych: "twoim jedynym zadaniem byłoby trenowanie na podwórku każdego dnia". Listy nie przestały przychodzić i były coraz bardziej odklejone.

657 Boulevard zwraca się przeciwko mnie. Idzie po mnie. Nie rozumiem dlaczego. Jakie zaklęcie na niego rzuciliście? Kiedyś było moim przyjacielem, a teraz jest moim wrogiem. Zarządzam 657 Boulevard, a nie ono mną. Odeprę jego zło i poczekam, aż znów stanie się dobre. Nie ukarze mnie. Znowu powstanę. Będę cierpliwy i poczekam, aż to minie, a ty przyniesiesz mi z powrotem młodą krew. 657 Boulevard potrzebuje młodej krwi. Potrzebuje was. Wróć. Niech młoda krew znów się bawi, tak jak ja kiedyś. Niech młoda krew śpi na 657 Boulevard. Przestań to zmieniać i zostaw to w spokoju.

Małżeństwo w końcu postanowiło w końcu sprzedać "dom marzeń". Nie było to proste.

Małżeństwo popadło w depresję, terapeutka Marii zdiagnozowała u niej stres pourazowy, który może się skończyć wraz z pozbyciem się "domu marzeń". Początkowo chcieli go zburzyć i postawić dwa mniejsze, ale wspólnota się na to nie zgodziła.

Sąsiedzi zaczęli być wobec nich wrogo nastawieni, bo wprowadzali zamęt w spokojnej okolicy. Zastanawiali się, czy to przypadkiem nie małżeństwo wysyłało sobie listy, bo żałowało kupna domu. W lokalnej gazecie "Westfield Leader" powstał o nich artykuł, w którym anonimowo rozprawiano nad motywami małżeństwa.

"Po co go remontują, jak się nie wprowadzają?" - pytał zatroskany sąsiad. Dziwili się też, że Maria tak się bała o dzieci, a wrzuciła publicznie zdjęcie z nimi na Facebooku. Policjanci sprawdzili próbkę DNA kobiety, ale nie zgadzała się z tą z listu.

W końcu Broaddusowie postanowili sprzedać nieruchomość - pół roku po jej zakupie. Wystawili ją za trochę więcej pieniędzy, bo włożyli swoje środki w remont. Budynek stał przez długi czas niezamieszkały, a plotki lubią szybko się rozchodzić. Nikt nie chciał kupić "przeklętego" domu za tak wysoką kwotę. Dopiero w 2019 roku sprzedali go za 959 tys. dolarów, czyli o ok. 400 tys. mniej niż go kupili.

Nabywcami okazali się być młodzi ludzie, którzy zostali wcześniej poinformowani o listach. Broaddusowie wysłali im też swój, na powitanie. "Życzymy wam tylko ciszy i spokoju, o których kiedyś marzyliśmy w tym domu" - napisali. Dodali też zdjęcie z charakterem pisma "Obserwatora", na wypadek, gdyby też otrzymali od niego korespondencję. Póki co, nie znaleźli nic niepokojącego w skrzynce.

Kim jest Obserwator i co teraz robi rodzina Broaddusów?

Teorii na temat tożsamości "Obserwatora" było mnóstwo. Najciekawsza dotyczyła Roberta Kaplowa, nauczyciela języka angielskiego, który pracował w Summit High School nieopodal Westfield. Wcześniej zrobił karierę jako pisarz i twórca komiksów (pod pseudonimem Moe Moskowitz).

Swoim uczniom opowiadał o pewnym domu w Westfield, na punkcie którego miał obsesję. "Wpadł na pomysł, aby zacząć pisać listy do domu - nie do mieszkańców, ale do domu" – mówił jeden z uczniów. Inny dodał, że miał wysłać do tego domu ponad 50 listów.

Kaplow dorastał w Westfield w latach 60. i ciepło pisał o mieście w swojej książce "Me and Orson Welles". Na emeryturę przeszedł w czerwcu 2014 roku, czyli wtedy, gdy "Obserwator" zaczął wysyłać swoje listy. Mało tego: jego brat Richard mieszkał pół przecznicy od 657 Boulevard i był prawnikiem, który reprezentował rodzinę Woodsów (poprzedni właściciele) w procesie, który im wytoczono (za chwilę o tym).

Poszlaki doprowadziły do "wojny" na Wikipedii - internauci zaczęli pisać na stronie Kaplowa, że jest "Obserwatorem". W końcu przyznał się, że faktycznie wysyłał listy do domu w Westfield, ale nie przy 657 Boulevard, tylko wiktoriańskiego budynku w północnej części miasta. Poza tym listy wyrażały podziw, a nie groźby. W końcu zaprzyjaźnił się też z mieszkającą tam rodziną. Raz nawet pozwolili mu przez chwilę u nich pomieszkać.

Sprawa wciąż nie jest rozwiązana. "The Cut" podaje, że są tylko dwie opcje: albo ktoś się przyzna do wysyłania listów, albo śledczy natrafią na odpowiednie DNA. W 2020 roku małżeństwo nawet prosiło o zakończenie sprawy i przekazanie listów i próbek, by mogli sami przekazać je genealogom sądowym. Odmówiono im. Ponadto w 2015 r. pozwali poprzednich właścicieli za to, że utajnili informację o listach. Odrzucono wniosek z braku dowodów, a prawo nie nakazuje mówienia sprzedającym o złych sąsiadach.

Co teraz robią? Mieszkają w... Westfield, ale oczywiście w innym, mniejszym domu. Starają się nie myśleć o tej sprawie, odmawiają wywiadów telewizjom, dokumentalistom, twórcom horrorów, bo nie chcą robić ze swojej traumy rozrywki. Stacja "Lifetime" nakręciła o nich film "Obserwator" w 2018 r. bez ich zgody. Był tylko "inspirowany" - małżeństwo było mieszane rasowo, a stalker podpisywał się jako "Kruk". Sprzedali za to prawa do swojej historii Netfliksowi i choć jeden z sąsiadów mówił, że zgarnęli na tym 10 milionów dolarów, to w rzeczywistości kwota (nie została podana) nie pokryła nawet straty na sprzedaży domu.