W młodości patrzył, jak trener kadry tenisa stołowego kopie zawodnika krzycząc, że ten jest nieudacznikiem. Nie chciał takiego sportu. Jako szkoleniowiec szukał integralnych rozwiązań, które rozwijałyby nie tylko ciało, ale również umysł, organizację i kulturę. Efekt? Jego podopieczni w reprezentacji Polski i Australii zdobyli setki medali. Teraz Jerzy Grycan szkoli trenerów, a wraz z nimi dzieci w całej Polsce, realizując program FUNdamenty.
Lucjan Błaszczyk powiedział, że tobie zawdzięcza to, jakim jest dziś człowiekiem, a nie tylko to, jakim jest sportowcem. Tymczasem w sporcie najczęściej trenerzy i zawodnicy koncentrują się na fizyczności. Sport nie jest dla nich elementem całości. Przychodzą, pocą się i wracają do swojego świata.
Gdy byłem zawodnikiem, narodziła się we mnie pewna idea. Widziałem, jak trener kadry narodowej kopał 12-letniego zawodnika, tzn. „przekazywał mu informacje zwrotne”: "Jak Ty będziesz tak grał, to nic z Ciebie nie będzie, Ty nieudaczniku" - krzyczał i kopał leżącego chłopca. Pomyślałem wtedy, że ja nie chcę takiego sportu. Gdy zacząłem studiować, a wcześnie zdecydowałem, że będę trenerem, to od początku szukałem rozwiązań holistycznych, systemowych. Dla mnie jasną rzeczą jest to, że sport - taki, który istnieje, funkcjonuje wszędzie - w większości przypadków okalecza człowieka, jest hamowaniem rozwoju.
Problem polega na tym, że to nie tylko sport, większość dziedzin tak robi.
Większość dziedzin we współczesnym świecie?
Prawie wszystkie dziedziny są takie, patologie można znaleźć wszędzie, np. w tak zwanej edukacji. Gdy weźmiemy historie najlepszych sportowców, np. Tysona. Jak ktoś, kto zarobił takie pieniądze, może spaść do poziomu kloszarda? Trzeba być zupełnie nieprzygotowanym do życia i trzeba być naprawdę głupim. Współczesny sport, nazwijmy go „medialnie sterowanym”, takie postawy rozwija. Mediom imponuje głupota. Innym przykładem jest choćby to, co wydarzyło się ostatnio w Holandii, gdzie horda zawodników jak wilki napadła na sędziego, skopała go (w efekcie zmarł - przyp. M.D.). Jest to pewien styl uprawiania życia. Trudno byłoby mi znaleźć sens, by uprawiać inny sport, niż taki, który rozwija człowieka nieco pełniej.
A czy nie każdy sport mógłby rozwijać?
Każdy może rozwijać. Wiele dziedzin może rozwijać. Jest to sprawa dojrzałości trenera i zespołu zarządzającego, zasad, programu, relacji, systemu. Znam takich ludzi z wielu innych dziedzin, którzy widzieliby zupełnie inny sport, inaczej funkcjonujący.
Prowadzisz program szkoleniowy FUNdamenty dla trenerów i dzieci. Na czym on polega?
Program jest esencją moich 30 lat pracy, 40 lat związanych z tenisem stołowym - najpierw w roli zawodnika, później trenera. Moje doświadczenie opisałem w książce "Integralny Tenis Stołowy - jak sport może zmienić twój świat na dużo lepsze miejsce do życia”. W niej przedstawiłem swoje spojrzenie na tenis stołowy, na sport, na to, jak go rozwijać. Jest to również esencja mojego wieloletniego doświadczenia jako trenera kadr narodowych Polski czy Australii. FUNdamenty są punktem przełomowym moich działań - program ma dotrzeć do tysiąca ludzi, którzy stworzą tysiąc profesjonalnych, integralnych szkółek tenisa stołowego.
Szkółki integralne? Co to znaczy?
Integralne to znaczy obejmujące całościowo różne aspekty człowieka. Wykorzystuję koncepcję Kena Wilbera, który zakłada rozwój wszystkich ćwiartek, czyli rozwój ciała, umysłu, organizacji i kultury. Rozwój ciała to jest to, co tradycyjnie w sporcie jest robione. To jest motoryka, technika, taktyka.
I na tym bardzo często sport się zatrzymuje.
Tak, zazwyczaj się zatrzymuje. Drugi aspekt to otoczka psychologiczna, mentalna. Trzeci to sprawa organizacji, sprowadza się do sprzętu, obiektu, finansów. Czwarty aspekt, również do tej pory niemal całkowicie pomijany, to jest budowanie odpowiedniej kultury. To jest umysł w sensie zbiorowym, czyli sposób komunikowania się, system wartości. Tak wyglądają wszystkie ćwiartki. My, jako ludzie, z naukowego punktu widzenia rozwijamy się pewnymi etapami. Od poziomów najbardziej egocentrycznych, poprzez dogmatyczny aż po racjonalny i wyższe.
Mówisz o teorii Spiral Dynamics?
Zgadza się. W dorosłych społecznościach zachodnich około 70% ludzi funkcjonuje na poziomie dogmatycznym lub niżej. Czyli gros ludzi, co wynika z badań naukowych, myśli dość prymitywnie. To jest takie myślenie, które można by określić powiedzeniem: "Tyle jest wiar na świecie, a tylko nasza jest prawdziwa". Ten styl myślenia jest dominujący. Jest charakterystyczny dla Polski, Chin i większości społeczeństw. Niewielka grupa ludzi osiąga poziomy wyższe, czyli myślenia racjonalnego. Natomiast około 1% to ludzie, którzy myślą w sposób systemowy. W książce zadaję sobie pytanie, jak wyglądałby tenis stołowy i sport, gdyby go robić właśnie z poziomu systemowego.
Dlaczego taki człowiek jak ty nie pracuje w Polskim Związku Tenisa Stołowego?
To już nie jest tylko pytanie do mnie.
Byłeś już w PZTS-ie, nie tylko jako trener, ale też dyrektor sportowy. Mógłbyś, pełniąc tę funkcję, robić to, co teraz robisz.
Być może tak, być może nie. Nawet jeśli robię to na mniejszą skalę i nawet jeśli robię to wolniej - robię to z ludźmi, którzy chcą to robić. Natomiast wszystkie polskie związki to są kompromisy, to jest polityka, oparta na większości. Nie przypuszczam, by polityka była jakąś wzniosłą działalnością. Jest to takie tarzanie się w sprawach, na które być może szkoda czasu. Jeżeli ktoś chce się do mnie przyłączyć, to zapraszam. Myślę, że to jest zdrowsze.
Jak długo trwał okres twojej pracy jako dyrektora sportowego w PZTS-ie?
Byłem tam kilka miesięcy.
Co udało się tobie w tym czasie zrobić?
Między innymi zrobiłem raport o aktualnej sytuacji systemu PZTS-u. Związek przyjął go i schował do szuflady, nie chciał, żeby w ogóle ktokolwiek się o nim dowiedział, nie chciał wykorzystać tych informacji.
Dlaczego?
Tak chyba funkcjonują organizacje, tak to działa. Nie szukają pytania co jest, co się dzieje. Nie mają wizji, co można by osiągnąć, co można by zrobić. Pytaniem jest, kto jest ważniejszy, kto ma uzyskać lepszą pozycję, ile dostał głosów, itp.
Na jakim poziomie jest w tej chwili Polski PZTS?
PZTS funkcjonuje dość wyraźnie na poziomach od egocentrycznego do konserwatywnego. Zresztą tak jak większość organizacji sportowych. Gdyby weszły na następny poziom, racjonalny, zaczęłyby myśleć w ten sposób: "Są zrobione badania, takie są wnioski, natychmiast wprowadzamy". Tak decyzje nie są podejmowane. Według
Kena Wilbera, organizacje na poziomie "uczącym się" będą powszechne za około sto lat. Jeden z naszych trenerów zauważył, że FUNdamenty nie mają czasu czekać sto lat, już pracują, myślą, funkcjonują i pączkują.
Dlaczego tak długo będziemy czekać, by takie organizacje stały się codziennością?
To jest zrozumiałe, dlatego że u nas jest system demokratyczny. Do tej pory nie wynaleźliśmy niczego lepszego. Skoro 70% ludzi funkcjonuje na poziomie dogmatycznym, to wybierają ludzi, którzy myślą tak, jak oni. To jest prawo demokracji i to dotyczy również polskiego tenisa stołowego, także polskiego sportu.
Wróćmy do FUNdamentów. To jest program, który zakłada stworzenie tysiąca centrów szkoleniowych w całej Polsce.
Zgadza się. Zakładamy, że w perspektywie kilku, kilkunastu lat program może objąć od stu tysięcy do miliona ludzi.
Szkolisz zarówno dzieci, jak i trenerów.
Program zawiera kilka elementów. Warsztaty dla trenerów odbywają się średnio raz na miesiąc. Są poświęcone głównie technice, bo w tym elemencie istnieje przepaść między Europą a Azją, przede wszystkim Chinami. Trenerzy uczą się krok po kroku jak szkolić w integralny sposób. Chcemy szkolić na poziomie zbliżonym do tego, jak robią to Chińczycy w najlepszych organizacjach szkolących dzieci, tzw. szkołach wolnego czasu. Oprócz warsztatów raz w tygodniu spotykamy się na telekonferencjach. Pełnię funkcję takiego stałego mentora. Jeśli trzeba coś rozważyć, zastanawiamy się wtedy wspólnie, jako cały zespół, co należy zrobić. Stale studiujemy mistrzów tenisa stołowego, systemy szkolenia czołowych krajów, itp. Wykorzystujemy najnowszą technologię. Oprócz tego organizujemy obozy. Jest tam całodniowa, wielogodzinna, intensywna praca.
Czytałem wypowiedzi trenerów i dzieci, którzy uczestniczą w kursach. Są pochłonięci, szczęśliwi i zaskoczeni, że można w taki sposób pracować. W czym tkwi fenomen? Czym FUNdamenty różnią się od innych kursów, również w innych sportach?
Naszym założeniem jest oddziaływać na całego człowieka. Na początku dążymy do opanowania szeregu umiejętności technicznych, taktycznych, rozwinięcia cech motorycznych. Naszym założeniem jest też to, by dzieci opanowały postawę optymizmu, odpowiedzialności za to, co robią, postawę "wojownika", który daje z siebie wszystko i pracuje z pełnym zaangażowaniem. Uczymy skupienia uwagi, dzieci stają się uważne. Głównym narzędziem jest osoba trenera, instruktora. Rozwijamy to w oparciu o marketing szeptany. Szukamy odpowiednich ludzi. Nie chcemy „wszystkich”. Kto jest najbliżej tej filozofii, naszego sposobu myślenia i chce się włączyć, to się włącza. Kto nie, to nie.
W ramach FUNdamentów rozwijacie całe środowisko.
Tak. Nasz trening jest systemowy. Oznacza to, że jest grupa ludzi - trenerzy, rodzice, zawodnicy, władze miejskie, władze szkolne, zarządy klubowe, uczniowskich klubów sportowych, i inni, którzy w jakiś sposób mogą wnieść do systemu istotne wartości. Nie mamy wielkich oczekiwań, które mnóstwo kosztują, jak powiedzmy stadiony piłkarskie, które - wiedzieliśmy to bardzo wcześnie - są ogromną stratą społeczną, marnotrawstwem na ogromną skalę.
Powiedziałeś kiedyś, że dla dzieci nie ma lepszej motywacji, niż to, żeby czuły, że są traktowane profesjonalnie. Jaka jest granica pomiędzy zabawą a profesjonalizmem? Jak to połączyć?
Założeniem każdego treningu jest to, by dzieci wychodziły podekscytowane, by opanowały kolejną ważną umiejętność. Uczą się kolejnych elementów, coraz lepiej grają,
dostają zadania domowe. Widzą u siebie postęp, są poważnie traktowane przez trenera, który tworzy środowisko, współpracuje z rodzicami. Tworzona jest odpowiednia atmosfera, taka otoczka.
W jakim wieku są dzieci?
Tworzymy środowisko począwszy od szkoły podstawowej, ale oczywiście szukamy też dzieci młodszych. W tenisie stołowym należy zacząć od piątego, szóstego roku życia i coraz więcej takich maluszków jest w programie. Dajemy jednak szansę każdemu, uczą się też osoby starsze.
Ile to kosztuje?
Roczny udział w programie dla trenerów kosztuje 2500 zł, ale są różnego rodzaju ulgi. Jeśli ktoś chce stworzyć grupę, wychodzi 50% mniej albo jeszcze mniej. Do tego dochodzą promocje, które sprowadzić mogą do tego, że roczny program może kosztować nieco ponad 100 zł na miesiąc. To sprawia, że może on być dostępny dla nauczycieli wychowania fizycznego, a na tym nam zależy.
A koszt obozu dla dzieci?
Dziesięcio-, jedenastodniowe obozy kosztują od 1100 do 1300 zł, ale są też ulgi dla uczestników FUNdamentów oraz dla tych, którzy uczestniczą w dwóch lub trzech obozach. Do tego dochodzą różne moje wizyty w tych szkółkach. Dzieci, na których w tej chwili oddziałuje program, jest około tysiąca.
Mógłbyś w tym momencie prowadzić kolejną reprezentację albo pracować w klubie, a wróciłeś do korzeni. Nie korci Cię, by prowadzić jakiś zespół, drużynę narodową?
Nie, nie jestem zainteresowany. To, co robimy według mnie jest wartościowe. Myślę, że idea tego, co my robimy w FUNdamentach jest fantastyczna.
Ile medali zdobyli łącznie Twoi podopieczni?
Przestałem liczyć. Na głównych zawodach typu Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Oceanii, Młodzieżowe Mistrzostwa Świata, to jest około kilkadziesiąt. Różne inne zawody, typu międzynarodowe mistrzostwa, to były setki medali. Przestały one jednak mieć dla mnie znaczenie.
To dlatego, że nie sukces jest najważniejszy?
Być może jest trochę inaczej rozumiany. Kiedy jakikolwiek mój zawodnik odnosił sukces, to o wiele większe znacznie miało dla mnie to, żeby przestudiować, co robiliśmy, co z tego wynika - dla mojej pracy, dla danego zawodnika. Pamiętam, że na początku liczyłem medale, a w potem przestałem. To chyba nie ma aż takiego znaczenia. W książce opisałem swoje doświadczenia. Pod tym, co opisuję, kryją się te medale.
Ostatnio byłeś w Belgii.
Wszystko wskazuje na to, że w Belgii powstanie kolejna grupa FUNdamentów. Kilka krajów jest zainteresowanych programem.
Przeczytałem na Twojej stronie internetowej, że na efekty w postaci medali na Igrzyskach Olimpijskich czy Mistrzostwach Świata będziecie liczyć dopiero w latach 2022-2030. Czy nie jest trudno przekonać ludzi do wizji, której efekty będą widoczne za kilkanaście lat?
Namacalne efekty mają być na każdym treningu. Po treningu dzieci mają być zadowolone, podekscytowane, mają się nauczyć kolejnej nowej rzeczy, mają dostać zadanie domowe. Efekty to są kolejne efektywne prezentacje w nowym środowisku, spotkania z rodzicami, z władzami miasta, władzami szkoły, itd. Informacja, o której powiedziałeś, przemawia do osób, które myślą bardziej mitycznie, działają na nie błyskotki typu Mistrzostwo Olimpijskie, medal. W tym sensie dobrze wyszkolone, odpowiednio przygotowane dzieci, cała grupa, cała generacja, może zdominować nasz tenis stołowy za 10-20 lat. Takie jest założenie, by te dzieci były dobrze przygotowane, nie gorzej od Chińczyków, a pod wieloma względami - znacznie lepiej. Chiny mają świetny system szkolenia, ale ten system funkcjonuje na poziomie konserwatywnym. To, co dzieje się w Chinach, to są koszary.
I to jest nasza przewaga.
Wiemy, że zawodnicy wyszkoleni w systemach, które miały więcej wolności, dochodzili do najwyższego poziomu, jak choćby Waldner czy Person. Bardziej dojrzała osoba jest bardziej samodzielna, kreatywna, twórcza, z wyższymi aspiracjami, i taka, która nie jest motywowana do pracy batem. Byłem wielokrotnie na obozach w Chinach. Będąc z grupą z Australii zdarzyła się sytuacja, kiedy trenerzy wyszli na chwilę z sali z jakiegoś powodu. Tylko Australijczycy wtedy trenowali, Chińczycy się obijali. Taki jest uboczny skutek poziomu egocentrycznego. Tam trzeba za mordę trzymać. U nas tradycyjny sport jest dokładnie taki sam. W żadnym elemencie, pod względem chamstwa w sporcie, nie jesteśmy lepsi od tego, co się dzieje w Chinach. W filmie „Marzenia i łzy” można zobaczyć, jak szkolone są dzieci w Chinach. Jesteśmy dumni, że aż takiego chamstwa nie ma u nas. Nie zauważamy, że ono jest, tak samo.
Nie trzeba daleko szukać. Wojciech Szczęsny u Kuby Wojewódzkiego opowiadał, jak piłkarze wyzywają się nawzajem tylko po to, by się zdeprymować. Słyszy się też czasami w transmisji głos tak zwanych ekspertów, którzy mówią, że piłkarz powinien sfaulować.
To jest poziom jaskiniowców. Trudno mieć pretensje do jaskiniowca, że jest jaskiniowcem. Mamy system, który promuje takie postawy. Z drugiej strony każdy z nas ma w sobie także jaskiniowca i cień, ale mądrze byłoby pójść w swojej osobistej ewolucji nieco dalej.
Jak to zmienić? Jak wpłynąć na ludzi, którzy funkcjonują w środowisku sportowym?
Krok po kroku. Pomysł, który realizujemy, zakłada, że jak rozwinie się pewna grupa, pewien procent ludzi przeszkolonych w taki sposób, to już oni nie strawią niczego bardziej chamskiego i prymitywnego. Odrzucą to. Będą przygotowani na coś innego. Oczywiście, na to potrzeba lat, cierpliwości.
Jak tenis stołowy wypada w klasyfikacji popularności wśród kibiców i uczestników?
W krajach azjatyckich stoi bardzo wysoko. W Chinach to jest sport numer jeden, który przebija wszystko. Gdy jedziesz ulicą, widzisz autobus, to Ma Lin reklamuje coś, potem patrzysz w telewizji Zhang Yining reklamuje proszek. To jest norma. Jeśli chcesz nawiązać z Chińczykami kontakty gospodarcze to byłoby błędem nie rozumieć tenisa stołowego. I to jest też pewna szansa dla tego sportu. Jeśli chcesz porozmawiać z Chińczykiem, to dobrym pomysłem jest zacząć od ping ponga.
A jak jest w Europie?
Tenis stołowy z pewnością należy do sportów 5-10 jeśli chodzi o popularność. Na ostatnich igrzyskach zajął piąte miejsce w oglądalności. Oczywiście Azjaci podnoszą tę statystykę.
Co może zdecydować o tym, że rodzice wybiorą tenis stołowy dla swoich dzieci?
Według badań naukowych tenis stołowy jest najlepszym sportem dla mózgu, rozwija go najpełniej.
Żebym mógł w to uwierzyć, muszę mieć jakiś punkt odniesienia. Które sport zajmują kolejne miejsca?
Na drugim miejscu jest taniec, a na trzecim - tenis ziemny. Wynika to z badań największej kliniki neurologicznej w USA i doktora Daniela G. Amena w USA.
Dlatego, że tenisista stołowy przy piłce lecącej 100 km/h ma najmniej czasu, by zareagować?
Ogromna rotacja razem z szybkością sprawiają, że nie da się grać w tenisa stołowego bez antycypacji. Nie da się zareagować na lecącą do mnie piłkę. Już jest za późno. Trzeba przewidywać, czytać bardzo złożoną sytuację. W tenisie ziemnym piłka może się obrócić 30 razy, a w tenisie stołowym - 150, krzywizny są też znacznie większe. Piłka jest lżejsza, a zawodników dzieli mniejszy dystans. Tenis stołowy jest sportem niezwykle psychofizycznym, niezwykle mentalnym, tzn. takim, w którym pomyślenie tylko o czymś innym powoduje, że już nie zauważam tego, co jest ważne w grze. Małe różnice w napięciu mięśni w dużo większym stopniu niż w innych
sportach decydują o tym, jak będzie zagrana piłka. Przeciwnie jest np. w boksie, gdzie siła fizyczna, zwierzęca ma większe znaczenie niż subtelność i dokładność tego, co robi zawodnik.
Chyba to najtrudniej ludziom zrozumieć. Sporty, gdzie przemierza się duże odległości, gdzie jest styczność pomiędzy zawodnikami, walka, uważają za sport w czystej postaci. Jak dużo biega zawodnik, który porusza się przy stole pingpongowym?
Dziennie zawodnik może przebiec 10 kilometrów. Najlepsi na świecie, i na Wschodzie, i na Zachodzie, trenują od 4 do 8 godzin dziennie. Tenis stołowy idzie jednak w kierunku skracania gry na zawodach. Wynika to prawdopodobnie z dążeń telewizji, by mecze były bardziej atrakcyjne dla przeciętnego kibica. Efekt jest taki, że większe znaczenie mają zawodnicy o lepszej zwinności, szybkości, a niekoniecznie wytrzymałości. Ona jest szczególnie potrzebna w siatkówce czy w tenisie ziemnym, gdzie zacięty mecz może trwać nawet 4 godziny.
Przeciętny kibic widząc transmisję meczu tenisa stołowego powie, że dwóch facetów stoi przy stoliku, prawie się tam nie ruszają. Powiedzą, że to nie jest prawdziwy sport.
Rozumiem niewiedzę przeciętnego kibica. Natomiast tenis stołowy jest sportem, który ma trochę większe wymagania psychofizyczne, wymaga ogromnej sprawności fizycznej. Dodatkowo do jego uprawiania potrzeba znacznie większej dojrzałości, myślenia, reagowania, niż do każdego innego sportu. To między innymi wypływa z badań tysięcy skanów mózgu. Drugi czynnik - tenis stołowy jest najlepszym sportem według Pameli Tsang, pod względem koordynowania ciała i umysłu. Wymaga niesamowitego skupienia na tym, co się robi. Według innego naukowca, Wina Wingera, najlepiej hamuje proces starzenia. Może być też świetnym narzędziem do leczenia Alzheimera. Istnieje nawet klinika w Nowym Jorku, która pracuje tenisem stołowym. Jest to też sport stosunkowo mało kontuzjogenny. Jeżeli dodamy jeszcze do tego integralny tenis stołowy, czyli tę całą otoczkę, to jest naprawdę fantastyczna rzecz uprawiać ten sport. Dla rodziców, dla
myślących rodziców może być istotna „integralna” informacja, że praca z ciałem przez 2-3 godziny dziennie to drugi najważniejszy czynnik rozwoju dziecka, człowieka.
Lubisz inne sporty?
Lubię. Sam mnóstwo czasu spędziłem grając w piłkę nożną. Dużo się nauczyłem od bokserów. Ale niesamowitą rzecz odkrył dr Daniel Amen. Jeśli piłkarz uderza piłkę głową, to dochodzi do mikrowstrząsów widocznych na skanach mózgu. W boksie i sportach walki takich mikro- i makrowstrząsów jest bardzo dużo. To nie jest mądra rzecz dostawać ciosy rękawicą. Mój profesor ze studiów, pan Jerzy Popinigis, biochemik, tłumaczył kiedyś, co się dzieje, gdy skoczek narciarski skacze.
Jest źle?
Mózg to jest taka galaretka na podstawie czaszki i obojętne, czy skoczek wyląduje pięknym telemarkiem, czy trochę gorzej - zawsze mózg najpierw "łup" - leci do góry, potem "bum" - uderza o podstawę czaszki, a potem ten proces się powtarza kilka razy, aż mózg się ustabilizuje. To chyba dobrze, że Małysz w miarę szybko skończył ze skakaniem, także ze względu na swoje zdrowie. Dla bardziej dojrzałej społeczności ludzkiej istnieją racjonalne powody, żeby unikać boksu, żeby unikać sportów, które hamują lub niszczą mózg, a za to grać np. w tenisa stołowego.
Gdy weźmiemy historie najlepszych sportowców, np. Tysona. Jak ktoś, kto zarobił takie pieniądze, może spaść do poziomu kloszarda? Trzeba być zupełnie nieprzygotowanym do życia i trzeba być naprawdę głupim. Współczesny sport, nazwijmy go „medialnie sterowanym”, takie postawy rozwija.
Jerzy Grycan
PZTS funkcjonuje dość wyraźnie na poziomach od egocentrycznego do konserwatywnego. Zresztą tak jak większość organizacji sportowych. Gdyby weszły na następny poziom, racjonalny, zaczęłyby myśleć w ten sposób: "Są zrobione badania, takie są wnioski, natychmiast wprowadzamy". Tak decyzje nie są podejmowane.
Jerzy Grycan
Założeniem każdego treningu jest to, by dzieci wychodziły podekscytowane, by opanowały kolejną ważną umiejętność. Uczą się kolejnych elementów, coraz lepiej grają, dostają zadania domowe. Widzą u siebie postęp, są poważnie traktowane przez trenera, który tworzy środowisko, współpracuje z rodzicami. Tworzona jest odpowiednia atmosfera, taka otoczka.
Jerzy Grycan
Ogromna rotacja razem z szybkością sprawiają, że nie da się grać w tenisa stołowego bez antycypacji. Nie da się zareagować na lecącą do mnie piłkę. Już jest za późno. Trzeba przewidywać, czytać bardzo złożoną sytuację.
Jerzy Grycan
Mózg to jest taka galaretka na podstawie czaszki i obojętne, czy skoczek wyląduje pięknym telemarkiem, czy trochę gorzej - zawsze mózg najpierw "łup" - leci do góry, potem "bum" - uderza o podstawę czaszki, a potem ten proces się powtarza kilka razy, aż mózg się ustabilizuje. To chyba dobrze, że Małysz w miarę szybko skończył ze skakaniem, także ze względu na swoje zdrowie.