Słońce zaszło tam przed 23. Przed północą polscy naukowcy ze Stacji Arktycznej im. Henryka Arctowskiego udali się do figurki Matki Boskiej Arktycznej. Na dworze było jeszcze jasno. I chociaż słońce wzeszło parę minut po drugiej, mrok nie ogarnął tego miejsca. Punktualnie o północy w dzień Bożego Narodzenia ktoś zaintonował: "Cicha noc…"
Reklama.
Radosław Łabno, dwudziestokilkuletni naukowiec z Tarnowa, Arktyką interesuje się od dziecka, zresztą gwoli prawdy interesuje go wszystko co z podróżami, geografią, kulturą, fauną i florą jest związane. We wrześniu wypłynął w ramach 37. już ekspedycji naukowej na Antarktydę. W najdalej na południe wysuniętej stacji badawczej Polskiej Akademii Nauk spędzi rok. Tutaj zastanie go "pierwsza gwiazdka", po raz pierwszy Boże Narodzenie będzie obchodził z dala od rodziny.
Stacja Arctowskiego leży 14.500 kilometrów na południe od Warszawy. W linii prostej rzecz jasna, bo podróż statkiem była o kilka tysięcy kilometrów dłuższa i trwała miesiąc. – Szukanie pierwszej gwiazdki nie ma tutaj najmniejszego sensu. Słońce zachodzi kwadrans przed jedenastą, a wschodzi o drugiej w nocy pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia. Na dodatek, na odwrót niż w Polsce jest teraz początek lata, choć w tym roku jest dość śnieżno, około 5 centymetrów śniegu i temperatura waha się nocą -1 do 2 stopni Celsjusza. W tym czasie pojawiają się na niebie nieliczne gwiazdy - większości nie widać, bo jest zbyt jasno, ale północ to zdecydowanie zbyt późna pora na kolację wigilijną, za to w sam raz na pasterkę, na której można czytać Pismo Święte bez sztucznego światła – relacjonuje nam młody naukowiec.
Członkowie ekspedycji rozpoczęli wielkie świętowanie około godziny 18. W tym roku w stacji wieczerzę wigilijną spożyło 28 osób. Dziesięciu z nich to polscy naukowcy, uczestnicy 37. wyprawy naukowej na Antarktydę, dwie osoby to członkowie grupy logistycznej, do tego doszło dwunastu członków polskiego jachtu "Selma", który 23 grudnia dobił do brzegów Antarktydy oraz czterech gości, Amerykanów z pobliskiej stacji naukowej. Wigilię rozpoczyna się tam od zwołania wszystkich mosiężnym dzwoneczkiem, potem najstarsza osoba czyta wybrany fragment z Biblii. Oczywiście wszyscy podzielili się, przywiezionym z Polski, opłatkiem, były życzenia i kolacja. Jak przystało na polską tradycję, złożona z dwunastu dań. – Na stole królowały ryby: karp smażony, w galarecie, śledź w oleju i w śmietanie, śledź po węgiersku, ryba po grecku, była także m.in. sałatka jarzynowa, sałatka z ryżem i rodzynkami, kapusta z grzybami, barszcz z uszkami, paluszki z makiem, które przemyciłem do jadłospisu z rodzinnego domu z Tarnowa, gdzie jadamy je co Wigilię, a to wszystko popijane kompotem z suszu – relacjonuje nam Radosław Łabno.
W tym roku o wigilijne i bożonarodzeniowe menu zadbał pan Piotr, kucharz z Lublina. Przygotowanie tak wystawnej kolacji zajęło mu sporo czasu. Pieczołowicie, w oparciu o stare polskie przepisy, przygotował potrawy. – Po kolacji uczestnicy zaśpiewali kilka kolęd. Był czas na kontakt z rodziną w Polsce. – Różnica czasu wynosi około pięciu godzin. U nas, na Antarktydzie była 19, a w Polsce dzwony wybiły na pasterkę – opowiada nam Radosław Łabno. Każdy z uczestników zadzwonił do Polski. Naukowcy mają do dyspozycji telefon satelitarny i łącze internetowe. Kiedy jednak nad Antarktydą szaleje burza śnieżna, bywa że nawet przez kilka dni mogą nie mieć łączności ze światem. Telefon, Skype, e-maile pozwalają na stały kontakt z rodziną, bliskimi. Za długo porozmawiać się jednak nie da, bo każdy z uczestników wyprawy chce w takim szczególnym dniu zamienić parę słów z bliskimi w Polsce. – O północy poszliśmy około 300 metrów pod pobliską latarnię morską, gdzie do skały przytwierdzona jest drewniana figura "Matki Boskiej Antarktycznej", by wspólnie pomodlić się i pośpiewać kolędy – dodaje Radosław Łabno.
Figurka została zamontowana w 1988 roku. – Gdy statek z Matką Boską na pokładzie wypłynął z Gdyni, morza nie marszczył nawet lekki powiew wiatru, morze Północne - zazwyczaj burzliwe – było gładkie jak stół, Biskaje zwykle niespokojne, gładkie jak stół, Ocean Atlantycki, znany z tak zwanych ryczących czterdziestek i wyjących pięćdziesiątek, gładki jak stół. Poświęcenie figury odbyło się w bardzo znaczących okolicznościach. Nie było to wyłącznie symboliczne spotkanie, a poważna ceremonia przy zachowaniu niezbędnych rytuałów Kościoła. 16 października 1988r. odbyła się msza święta i poświęcenie. Miała miejsce w siedzibie Episkopatu Polski, w prywatnej kaplicy arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego, który poprowadził ceremonię – wspomina Zbigniew Nowak, inicjator postawienia na najbardziej nieludzkim kontynencie, figurki.
Niecałe dwa miesiące po poświęceniu figurka stanęła nieopodal polskiej stacji i Henryka Arctowskiego. Od 24 lat towarzyszy polskim naukowcom. Tutaj, w chwilach trudnych, rozłąki, tęsknoty za Polską, najbliższą rodziną, znajomymi, mogą "wypłakać" swoje żale.