- Brakowało mi w polskiej telewizji programu typu talk-show, który dawałby szansę głębokiej rozmowy z drugim człowiekiem, poznania jego emocji, bez presji czasu. Tymczasem dzisiejsza gwiazdorska telewizja za wszelką cenę kreuje dziennikarzy na celebrytów, którzy stają się ważniejsi od gości – mówi Monika Jaruzelska prowadząca internetowy program „Bez Maski”. Czego dowiadujemy się o celebrytach z popularnych polskich talk-shows?
Wpadki celebrytów zapadają w pamięć. Trudno nie śmiać się z zaręczyn Joli Rutowicz w "Rozmowach w Toku" albo z Dody deklarującej u Kuby Wojewódzkiego bycie najlepszym ciałem w show-businessie. Choć chwila, w której Mariusz Błaszczak trzaska drzwiami w radiowej audycji Moniki Olejnik podnosi nam ciśnienie, jedno jest pewne: zarówno o nim, jak i o pozostałych „znanych i lubianych” nie dowiadujemy się z mediów niczego, czego byśmy dotąd nie wiedzieli. Plotka, sensacja lub wzruszająca historia starannie spreparowana w gabinetach PR-owców to motyw przewodni programów typu talk-show. Wyjątki potwierdzają regułę.
Gra w media
Zdaniem psychologa Jacka Santorskiego sposób traktowania celebryty w takich programach zależy od tego, kim jest sam zainteresowany. Psycholog dzieli celebrytów na trzy grupy. – Pierwsza to rzeczywiste autorytety, takie jak Jan Paweł II, Dalajlama, Władysław Bartoszewski, które nie ignorują mediów i potrafią z nimi rozmawiać. Te rozmowy bronią się same. Druga grupa to tacy, którzy są autorytetami w jakiejś dziedzinie i umacniają swoją pozycję na rynku współpracując z mediami. Tu rozmowa w telewizyjnym talk-show musi być ostrożna, trzeba nią operować tak, by wypowiadający pokazał swoją spójność – mówi Jacek Santorski.
Jednak najtrudniej jest z trzecią grupą celebrytów: ludzi znanych z tego, że są znani. – W ich przypadku bardziej niż treść liczy się opakowanie, i prowadzący rozmowę boryka się z pokusą, czy rezygnować z niego i docierać głębiej, czy jednak skupić się na tym, co powszechnie znane – mówi Santorski.
Dlaczego telewizyjne show idą na łatwiznę i przedstawiają nam celebrytów w sposób dobrze nam znany – tabloidowy i stereotypowy? Zdaniem Jacka Santorskiego to kwestia społecznej umowy. – Jeśli oglądam program lub czytam wiadomości na portalu, o którym wiem, że podaje informacje w sposób tabloidowy, to przygotowuję się na to, że zostanę tam potraktowany w sposób prostacki. Robię to, uruchamiając w sobie prostaka, potrzebę, którą każdy z nas nosi w sobie, tę gombrowiczowską tęsknotę do parobka – tłumaczy Jacek Santorski.
– W telewizji czy innych mediach o szerokim zasięgu chodzi o oglądalność. O dotarcie do mainstreamu, do jak największej liczby osób za jednym zamachem. Spora część tych odbiorów to także osoby proste, niewykształcone. Tych wymagających jest niewielu – uważa medioznawca Tomasz Łysakowski. Dodaje, że wymagającym telewizyjne talk-shows nie są już potrzebne, bo znaleźli swoje źródło informacji – internet. – Tam niszowy program może się utrzymać, nawet jeśli rozmowa prowadzona jest w sposób nieatrakcyjny dla mainstreamu, niepokorny, niestandardowy – mówi Tomasz Łysakowski.
Celebryta bez maski
Wie o tym Monika Jaruzelska, której internetowy talk-show „Bez Maski” właśnie obchodzi swoją pierwszą rocznicę. Jego koncepcja jest prosta: rozmowy z celebrytami i ekspertami w surowych wnętrzach warszawskiej Soho Factory. Tematyka szeroka: od polityki, przez psychologię, antropologię kultury i modę. Niby to, co już od dawna znamy, a jednak – diabeł tkwi w sposobie prowadzenia rozmów.
– Mój program to bardziej "talk" niż "show" – śmieje się Monika Jaruzelska w rozmowie z naTemat.pl. – Wymyślając formułę programu kierowałam się potrzebą widza. Brakowało mi w polskiej telewizji talk-show, który dawałby szansę porozmawiania z drugim człowiekiem, poznania go nie w sposób plotkarski, nie tylko pod kątem poglądów, ale przede wszystkim emocji. I nie pod presją czasu. Dla mnie w rozmowie pauzy są tak samo ważne jak wypowiadane słowa. Milczenie też jest komunikatem – mówi Monika Jaruzelska. Swoją rolę w programie określa bardzo konkretnie. – Jestem tylko łącznikiem między widzem a bohaterem. Dzisiejsza gwiazdorska telewizja, która kreuje dziennikarzy na celebrytów, stających się ważniejszymi od gości, budzi mój sprzeciw. Staram się nawet ubierać neutralnie, żeby nie odwracać uwagi od tematu – mówi prowadząca.
Monika Jaruzelska odcinków programu „Bez Maski” prawie nie montuje. Pozostawia przejęzyczenia, niekontrolowane wybuchy śmiechu, łzy. Także swoje własne. – Moją intencją nie jest kogoś obnażyć, ale pokazać jego prawdziwe uczucia. Po każdym odcinku zdania są podzielone, ale zauważyłam, że te osoby, które bardziej starają się zachować maskę, są gorzej oceniani przez oglądających – mówi Jaruzelska, dodając, że ci, którzy pokazują swoje prawdziwe emocje, nie zawsze pozytywne, przyjmowani są cieplej.
Talk-show jak psychoterapia
Monika Jaruzelska studiowała m.in. psychologię i chodziła na warsztaty dla psychoterapeutów do Laboratorium Psychoedukacji. – Czasami moi goście to osoby, które znalazły się w szczególnym momencie życia – na zakręcie, w pewnym kryzysie. Takie chwile dają nam większy wgląd w siebie, mniej jest wtedy puszenia się w piórka. Zapraszam gości, którzy potrzebują być zrozumiani, wygadać się, otrzymać rodzaj wsparcia – dodaje Monika Jaruzelska.
Psycholog Jacek Santorski dziwi się słowom Jaruzelskiej o potrzebie gości do „wygadania się”. – Używając takiego sformułowania pani Monika chyba nie docenia tego, co robi. Nazwałbym te rozmowy ładniej – „dzieleniem się”. Prowadząca umiejętnie korzysta z wiedzy psychologicznej, a wiem, że miejsce, w którym wiedzę zdobywała, kładzie nacisk na zawodową etykę. Na to, by terapeuta nie nadużywał swojej pozycji – mówi Santorski.
Jego zdaniem dobrze przeprowadzona przez dziennikarza rozmowa ma ważną cechę: pozwala odbiorcy zorientować się, w których momentach mówiący jest spójny, a w których coś ukrywa. – Ludzie posiadają coś takiego jak „detektor ściemy”. Telewidz doskonale wyczuwa, w którym momencie celebryta zaczyna być nieprawdziwy. Dobry dziennikarz to taki, który uwalnia „detektory ściemy” u swojego odbiorcy – uważa Jacek Santorski. Dodaje, że nagrana, dobra rozmowa, służy również celebrycie - jako narzędzie do autorefleksji.