"Dzielni Polacy to hobbici Europy" – ogłosił na okładce tygodnik "wSieci". I choć słowa miały być komplementem, o Polakach nie świadczą jednak najlepiej. Wie o tym każdy, kto twórczość Tolkiena zna z książek, a nie jedynie z ekranizacji przygód niziołków.
Hobbit w biało-czerwonej pelerynie, broniący się przed atakującymi go cieniami potworów, wszystko opatrzone tytułem "Dzielni Polacy to hobbici Europy" – tak wygląda najnowsza okładka tygodnika "wSieci". Jego autorzy dwoma artykułami próbują naginać twórczość Tolkiena do obecnych, polskich realiów. Choć porównania do hobbitów w obu tekstach mają być dla Polaków raczej komplementami, które uzasadniają przyjętą na okładce tezę, brzmią one jak wypowiadane przez osoby nieprzyzwyczajone do używania takich form. Jeśli bowiem Polaków porównamy do prawdziwych hobbitów, a nie tego, co na ich temat wyobrażają sobie autorzy "wSieci", użyta przez nich analogia z komplementem nie będzie miała wiele wspólnego.
Soplicowo i poczciwe ludki
W pierwszym Grzegorz Górny, "dziennikarz i autor książek", przekonuje, że kraj hobbitów jest jak polskie Soplicowo. "Jego mieszkańcy nie wykazują większego zainteresowania tym, co dzieje się poza granicami ich kraju, pochłonięci życiem domowym, rodzinnym, prywatnym. Nie ma w nich pragnienia podbojów, instynktu zdobywców, ducha imperium". Przekonuje, że hobbici są istotami, które wolność cenią sobie ponad wszystko, a do tego są postaciami wielkiego ducha, który decyduje o ich sukcesie w starciu z imperium Mordoru.
W drugim artykule Maciej Pawlicki, "publicysta, producent filmowy", próbuje przypisać różnym Polakom ich tolkienowskie odpowiedniki. I tak Gollum to minister Jacek Rostowski. Sauron to Putin. Saruman, który służy Sauronowi, to premier Tusk. Orkowie to niedawne lemingi – "zbydlęcona, bezwolna masa". Hobbici w tym zestawieniu to "poczciwe ludki", które lubią "fajkowe ziele, grillowanie i 'M jak miłość' […] ale pozory mylą. W potrzebie hobbit jest wytrzymały, ale przede wszystkim wykazuje odwagę, determinację, serce i solidarność. Gdy rozumie, że jego dom jest zagrożony".
Bierni, mierni
Autorzy "wSieci" przedstawiają niestety co najmniej niepełne zestawienie hobbickich cech. Grzegorz Górny, pisząc o Soplicowie i przypominając, że hobbici mobilizują się tylko kiedy ich dom jest zagrożony, zapomniał o tym (a może oglądał tylko film, w którym tych scen nie było), że to nie hobbici jako społeczność, a jedynie czterech wybrańców pojechało walczyć z siłami Mordoru. Przez pozostałych hobbitów byli traktowani jak wariaci, bo przecież żaden porządny hobbit nie jedzie w świat szukać przygód.
Pozostali w tym czasie zachowywali się dokładnie tak, jak polska szlachta nie z sielskich opisów Górnego, ale jak z najgorszych paszkwili. Hobbici biernie poddali się władzy samozwańczego wodza, zamienili Shire w szpetną, wydeptaną krainę i biernie żyli pod zarządem Dużych Ludzi.
Jeśli już szukać porównania Polaków do hobbitów, to w tym kontekście bardziej pasują rodacy, którzy żyli w poprzednim systemie:
Różne rasy
Ale lista hobbickich cech, którymi mogą poczuć się urażeni Polacy, jest jeszcze dłuższa. Hobbici, choć uprawiają pola, skupiają się głównie na jedzeniu i paleniu "fajkowego ziela". Porównanie z tymi istotami urąga więc nieco tym, którzy pracują na wizerunek naszego kraju jako ojczyzny najbardziej przedsiębiorczych ludzi w Europie.
Poszukiwacze drugiego dna w przygodach hobbitów zwracają uwagę na niecodzienną przyjaźń, która łączyła członków Drużyny Pierścienia. Choć na końcu trylogii Tolkiena, Sam zakłada rodzinę, Frodo odpływa ze Śródziemia. A bohaterowie kilka razy w czasie akcji powieści wyznają sobie miłość.
Z resztą problematyczne wydaje się też już samo pochodzenie hobbitów. Każdy fan tolkienowskiej twórczości wie, że wywodzą się one z trzech szczepów – Fallohidów, Stoorów i Harfrootów. Prawdziwi Polacy mają prawo czuć się tym porównaniem dotknięci. Przecież wiadomo, że Polak z obcymi się nie zadawał. Wszak już Wanda nie chciała Niemca.
Podsumowując, analogia Polaka - hobbita może obrazić wszystkich pracowitych, aktywnych, heteroseksualnych i przedsiębiorczych. Czy taki był zamysł autorów "wSieci"?
U końców mostu jeżyły się ostrokołowe bramy, a na drugim brzegu widniały nowo zbudowane domy, piętrowe, z prostokątnymi oknami, nagie, źle oświetlone, ponure i obce. Odźwierny Hobie Hayward i jego towarzysz nie mogli otworzyć im Zielonej Bramy po zmroku, gdyż takie były rozkazy Wodza z Bag End, jak kazał siebie nazywać Lotho Baggins.