Łowcy milionów. Jacy są, ile pracują, na co wydają polscy milionerzy [wywiad]
Tomasz Machała
06 stycznia 2013, 13:56·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 06 stycznia 2013, 13:56
Dziesięciu polskich milionerów i dwóch dziennikarzy Gazety Wyborczej. Piotr Miączyński Leszek Kostrzewski wydali właśnie książkę będącą zapisem rozmów z najbogatszymi Polakami. To fascynujący opis ludzi z różnym wykształceniem, z różnych miejsc w Polsce, z różnym sposobem prowadzenia interesów. Łączy ich to, że osiągnęli sukces, zarobili miliony, poprowadzili swoje firmy do finansowego powodzenia. Jacy są polscy milionerzy - o tym rozmawiamy z autorami książki "Łowcy milionów".
Reklama.
Czy polscy milionerzy chętnie mówią o sobie?
Piotr Miączyński, Leszek Kostrzewski: - Mówić to oni i chętnie mówią, jeśli już dojdzie do spotkania. Ale umówić się z nimi i doprowadzić do tej rozmowy to już całkiem inna para kaloszy. Bogaci ludzie są zajęci, mają też szereg osób, które bronią do nich dostępu. Z wielką chęcią zrobilibyśmy np. dobry wywiad z panem Leszkiem Czarneckim, bo takiego do tej pory nie było. Ale jego PR - jest wobec dziennikarzy niezwykle ostrożny. Część polskich przedsiębiorców, która odniosła sukces po prostu w ogóle nie rozmawia z mediami. Tak jest choćby z panem Markiem Piechockim (LPP), który wykupuje nawet swoje zdjęcia z rynku.
Większość z 10 - tki, która znalazła się w naszej książce jest w normalnych warunkach nieosiągalna. Mocno nam pomógł w ich przekonaniu Ernst and Young, który jest razem z Agorą współwydawcą książki.
Czy polscy milionerzy mają czas by o sobie mówić?
Jeden z naszych rozmówców Dariusz Miłek od sklepów CCC co to ma majątek od 1,5 do 2 mld zł powiedział nam tak: „Mój komfort polega na tym, że robię to, kiedy chcę. Bo kiedy nie chcę, nie tyram. Częściej jednak pracuję, bo chce mi się pracować, chociaż mógłbym już odpocząć”
To dopytaliśmy go co ma na myśli. I okazało się, że w tym roku miał tak jak lubi trzy, cztery dni wakacji. Jak go raz żona zabrała na dwa tygodnie urlopu na Wyspy Kanaryjskie to spędził ten czas w budce telefonicznej, bo było to w czasach kiedy jeszcze nie było komórek. A jak mu jeden facet zaczął narzekać że za długo dzwoni i walić w budkę to Miłek były zawodowy kolarz, kawał chłopa wyszedł z tej budki i...przekonał pana żeby tego więcej nie robił.
Ktoś nam w trakcie tego projektu powiedział, że jedna minuta jego czasu jest warta bodaj 1,3 tys. zł. A oni nam poświęcali tego czasu po kilka godzin. I jeszcze kilka godzin na autoryzację. Mieliśmy kurs biznesu na najwyższym poziomie za darmo.
Czy Wasze wywiady zostały bardzo pocięte przez sztaby PR-owców polskich milionerów? A może byli z wami i czytelnikami szczerzy, bezpośredni i naturalni?
Po zrobieniu razem dziesiątek wywiadów dla GW mamy prosty filtr oceniający czy będą jakiekolwiek problemy z autoryzacją: czy razem z nami siedzi ktoś z PR? Jeśli siedzi to znaczy że będzie klops. W przypadku tej książki było tak trzy razy. I szczeki nam opadły - bo nawet w tych wypadkach rozmowy były odsyłane z kosmetycznymi poprawkami. Po czasie myślimy, że to się wzięło z dwóch przyczyn. Po pierwsze rozmawialiśmy z osobami, które podejmują decyzje. Kto im się sprzeciwi? Po drugie - oni mają świetnych ludzi od kontaktów z mediami. Zwłaszcza Raben, Maspex i Fakro.
A nie zawsze tak fajnie bywa. Pamiętamy jak robiliśmy wywiad do innej książki z Tomaszem Czechowiczem znanemu choćby jako jeden ze współzałożycieli JTT, teraz w funduszu MCI. Wywiad był, nasz rozmówca po wielkich bólach go nawet autoryzował a kilka dni przed wysłaniem książki do druku zadzwoniła jego asystentka,, że się nie zgadza. Chyba po prostu przestraszył się swojej szczerości.
Osoby z którymi rozmawiacie zaczęły robić majątki na początku lat 90-tych, albo w PRL. Wybraliście takich milionerów, czy wciąż najłatwiejszym sposobem żeby zostać w Polsce milionerem było zaczynać w okresie transformacji
Koncepcja tej książki polega na tym, że rozmawiamy z osobami, które wygrały konkurs Przedsiębiorca Roku robiony przez Ernst and Young, czyli jest to dziesięciu facetów, którzy pokonali 700 czy więcej swoich kolegów po fachu. Wizją, skalą działalności, pomysłami, charyzmą etc.
Rozmawialiśmy na przykład z Tadeuszem Winkowskim twórcą gigantycznej firmy drukarskiej, teraz udziałowcem światowego koncernu z tej branży o przychodach liczonych w miliardach dolarów.
Wyrzucili go z ośmiu czy dziesięciu podstawówek, później czterech liceów i czterech uczelni. Filozofię studiował bodaj 10 lat. Zorganizował na gigantyczną skalę druk opozycyjnych gazet za socjalizmu. Jak przyjechał tir z nielegalnym papierem to mimo, że nigdy nie jeździł ciężarówką go porwał i zawiózł w wyznaczone miejsce. A w międzyczasie jego urokliwa koleżanka bajerowała kierowcę. Dla żartu z kolegami założył spółkę Kant, po to aby dać ogłoszenie w prasie że wesołego nowego roku życzy wierzycielom spółka Kant. A później ten Kant uczestniczył w zakładaniu GPW. Przecież to się na film nadaje.
Czy po rozmowie z 10 osobami zrozumieliście jakim trzeba być, albo co robić, żeby zrobić miliony?
Po takich rozmowach można zrozumieć jedno dlaczego przeciętny człowiek nie dojdzie do dużych pieniędzy. Miłek nam powiedział: „Kiedy byłem kolarzem, potrafiłem wycofać się z wyścigu, żeby sprzedawać we Francji garnki.” A był w pierwszej 10 - tce wyścigu! Strasznie się zdziwiliśmy. Odpowiedział: „Ale ktoś musiał za wszystkich kolarzy z naszej grupy sprzedać towar. Wziąłem torby i poszedłem w ogródki. To był maj, więc wszyscy byli w ogródkach. A ja: „Bonjour madame, bonjour monsieur – foto, cristal”! Dla niego to było naturalne, jak oddychanie. Albo inny przykład z tym samym bohaterem. Chciał mieć magnetowid. To sobie na niego zarobił. Ale jak już go miał, to w domu robił nocne seanse oglądania. Zapraszał po kilkanaście osób do siebie, płacili po 100 zł i siedzieli całą noc. „Rambo”, „Rocky”, „Lody na patyku” i „Akademia policyjna”…Miłek szedł spać, bo rano miał przecież trening. Ale jak się budził to miał tysiąc zł. Wpadłby pan na coś takiego?
Czy są jakieś wspólne dla tak różnych osób cechy charakteru, pochodzenie...
Są kompletnie różni. Mają inne wykształcenie - Krzysztof Pawiński z Maspexu gdyby się nie wziął za branżę spożywczą byłby pewnie naukowcem światowej klasy - wiek, podejście do życia etc. Łączy ich za to pasja. Potworna pasja do tego co robią.
Czy Wasi rozmówcy cieszą się swoimi pieniędzmi? Jak mieszka/pracuje polski milioner?
Zbigniew Sosnowski od firmy Kross powtarza: swoim synom: moje i wasze pokolenie nie powinno wydawać zarobionych pieniędzy. Pieniądze są potrzebne do tego, żeby zrobić coś większego. Jego marzeniem od wielu lat jest kupno sobie Porsche.
Stać go na to od dawna. I mówi nam, że był blisku zakupu w tym roku. „Poszedłem do dealera, wybrałem model za ponad pół miliona złotych. Ale po rozmowie z synami zrezygnowałem.” Dlaczego? „To taka granica konsumpcji, której nie chciałem pokonać. Młodym ludziom, którzy przejmą biznesy, potrzebna jest nie tylko rada i rozmowa, ale także wzór do naśladowania. Trzeba przyhamować i powiedzieć sobie: OK, mogę kupić ten samochód, stać mnie, ale za te pół miliona ile rzeczy można kupić do firmy! Kupić działkę, zbudować coś nowego.”
Widać, że ci którzy są na topie podchodzą zazwyczaj do pieniędzy bardzo racjonalnie. Nawet samochody nie były jakoś szczególnie drogie. Kiedyś, przy okazji innej książki rozmawialiśmy z prezesem Wojciechowskim od JW Construction. On ma dwa bentleye: służbowy i prywatny.
A tu? Zazwyczaj Audi A6. Miłek ma dwa samoloty ale jak twierdzi to tylko narzędzia pracy. Zresztą widać że podchodzi bardzo racjonalnie do tego - stać go na odrzutowce po 45 milionów euro sztuka a kupił dwa turbośmigłowce, które daje swoim ludziom do dyspozycji. - Jakbym wysłał człowieka lotem rejsowym, dajmy na to, na Litwę czy Łotwę, to by dzień leciał, dzień wracał i dzień prowadził rozmowy. I jeszcze wrócił zmęczony i narzekał. Tak wszystko załatwi jednego dnia i następnego jest w pracy. A przelot kosztuje tysiąc euro za godzinę - mówi.
Ile dziennie/tygodniowo godzin pracuje polski milioner?
- W pewnym momencie wszyscy pracują bardzo mocno. Sosnowski miał etap, że kończył pracę o 4 nad ranem. Zapytaliśmy czy dalej tak robi. Odpowiedź? „W życiu. 16.30 jestem w domu. Owszem, kiedyś spędzałem tu mnóstwo czasu. Musiałem wiedzieć wszystko. Ale nie da się tak długo pociągnąć. Mam menedżerów i od nich wymagam. Dzielę się odpowiedzialnością.”
Ewald Raben od firmy logistycznej Raben, który do Polski przyjechał z Holandii mając 22 lata i znając cztery słowa na krzyż po polsku zarejestrował firmę w ZUS i urzędzie skarbowym - większość tygodnia podróżuje po krajach gdzie jego firma ma oddziały. Tłumaczy to tak: „Jestem szefem i muszę jej dostarczyć wszystko, co umiem. 24 godziny na dobę. Jeżeli myślę, że w piątki już nie muszę pracować albo w poniedziałki wychodzę o 15, to znaczy, że źle pracuję.” On czuje się odpowiedzialny za byt 30 tys. osób. Za to aby one miały co do garnka włożyć. Miłek budzi się o 8 kończy pracę o północy. Autoryzował nam wywiad o w pół do pierwszej w nocy. W dniu kiedy się spotkaliśmy odwiedził 18 swoich sklepów.
W jaki sposób zarządzają firmami? Ręcznie sterują każdym, nawet drobnym procesem, czy są to już mechanizmy zarządzania korporacyjnego.
Na pewnym etapie nie da się już kontrolować wszystkiego. Piotr Mikrut prezes firmy Śnieżka opowiadał nam jak centralizowana była firma, bo jego stryj chciał kontrolować wszystko i na każdym etapie. Kiedy Mikrut przejął władzę musiał to zmienić jeśli firma miała dalej się rozwijać. „Dyrektorzy mieli ograniczone możliwości decyzyjne i wiele decyzji operacyjnych uzgadniali na najwyższym szczeblu. To w konsekwencji paraliżowało system decyzyjny i ograniczało możliwości rozwoju. Nawet najbardziej wszechstronny menedżer nie jest wstanie dotknąć wszystkiego swoją ręką i podejmować wszystkich decyzji.” - opowiadał.
Czy chętnie przyznawali się do błędów?
Mieliśmy kilku rozmówców, którzy dokładanie nam opisywali jak łatwo można stracić wszystko. Zapytaliśmy na przykład twórcę Krzysztofa Pawłowskiego, twórcę Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu dlaczego poległ i musiał sprzedać swoją uczelnię? Odpowiedział tak: „Próbowałem przez kilka lat nie zauważać pogarszającej się sytuacji finansowej uczelni i wciąż inwestowałem w ludzi i w programy. Nie mogłem w takiej sytuacji tak nagle powiedzieć: koniec, zaczynam myśleć po gospodarsku. Zwalniam 30 proc. załogi, bo brakuje mi studentów na taką obsadę, zrównoważę budżet i jakoś tę „szkółkę” poprowadzę. Ja dalej usiłowałem zrobić uczelnię klasy światowej.”
Sztuką wielką jest zamrożenie w pewnym momencie emocji i powiedzenie: zamykamy ten projekt, nie wyszło. Iwiński z CD Projekt miał taki moment kiedy zainwestowali w kilka spółek i mało co się przez to nie przekręcili. Stracili ponad 20 mln. zł. - W pewnym momencie człowiek zadaje sobie pytanie: czy to, co robimy, ma sens? Jeśli jest nowy plan, są fajni ludzie, wszyscy się bardzo starają i nic nie wychodzi, to może ten biznes jest po pro stu bez sensu? I umiejętność zareagowania na taką sytuację sprawia że jedna firma jest wielka a druga mała albo po prostu pada.
Czy ich pieniądze i sukces to talent, czy szczęście, czy ciężka praca?
To talent, pasja, dużo pracy ale i masa szczęścia. Po tych rozmowach jasne dla nas jest jedno: możesz mieć super pomysł, harować od rana do nocy i polec. Bo nie masz szczęścia. Łowcy milionów mają szczęście.