Policja wciąż stara się ustalić okoliczności dramatu, jaki rozegrał się 19 grudnia w Siecieborzycach pod Żaganiem, gdy 31-letnia kobieta i dwójka jej dzieci zostały ranne w wybuchu tajemniczej paczki, która trafiła do ich domu. Najbardziej poszkodowaną matkę udało się wybudzić ze śpiączki, jednak jej stan wciąż nie pozwala na przesłuchanie jej przez policję. Teraz nieco więcej światła na sprawę, a przede wszystkim na sytuację 31-latki, rzucił jej szwagier.
31-letnia pani Urszula oraz jej 7-letnia córka Ola i 2-letni syn Bartek zostali poszkodowani i natychmiast trafili do szpitala w Zielonej Górze. Matka, która była najbliżej źródła wybuchu, znajdowała się w stanie krytycznym. Córka była w stanie ciężkim. Najmniejsze obrażenia miał syn. Cała trójka musiała przejść operacje i została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej.
Na temat stanu 31-latki wypowiedział się w rozmowie z PAP mąż jej siostry, Marcin Banaszkiewicz. Zdradził, że pierwsza operacja rannej kobiety, zaraz po przetransportowaniu jej do szpitala, trwała 10 godzin. – Amputowano jej prawą dłoń, łatano lewą rękę i ratowano rozerwane narządy brzucha, bo paczka wybuchła na tej wysokości. Kolejne dwie operacje oczu i miednicy polegały na wyjęciu kilkudziesięciu odłamków, które przekazano policji – tłumaczył.
Dodał, że pani Urszula przeszła łącznie trzy zabiegi. Podobnie jak wcześniej dzieci, udało się ją wybudzić ze śpiączki (28 grudnia). – Widzi, ale czeka ją jeszcze wiele badań. Stan zdrowia dzieci się poprawił. Matka nie przebywa już na oddziale intensywnej terapii. Najgorszy kryzys minął – powiedziała PAP rzecznik prasowa Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze Sylwia Malcher-Nowak. Dodała, że na razie stan zdrowia poszkodowanej się nie zmienia.
Teraz 31-latka przebywa w szpitalu ze swoją córką, a jest przy nich rodzeństwo pani Urszuli. –Odcięliśmy się od myśli, kto mógł być sprawcą. Zostawiliśmy to policji, choć mamy swoje podejrzenia. Moja żona, z którą przyjechaliśmy z Warszawy, zamieszkała w szpitalu przy siostrze – powiedział szwagier poszkodowanej.
Tłumaczył, że jeden z braci 31-latki pomaga załatwić wszystkie dokumenty potrzebne do wykonania za nią niezbędnych czynności prawnych, a reszta rodzeństwa remontuje jej dom.
Tajemnicze okoliczności wybuchu paczki w Siecieborzycach
Jak zdradził pan Marcin, jego szwagierka (mieszkająca ze swoimi dziećmi i rodzicami) szykowała się do pracy (jest nauczycielką najmłodszych dzieci ze spektrum autyzmu), kiedy zauważyła przed domem niewielką paczkę wyglądającą jak kuferek na kosmetyki. Zawartość paczki eksplodowała, gdy kobieta próbowała otworzyć ją w swojej kuchni. W tym samym pomieszczeniu były jej dzieci.
Mężczyzna rozmawiał też z "Gazetą Lubuską". Ocenił wówczas, że według niego sprawca "natrudził się, by dostarczyć paczkę" i musiał podjechać pod dom pani Urszuli od strony lasu, bo dzięki temu mógłby zostać niezauważony. Śledczy wciąż jednak nie wykluczają, że paczka trafiła do 31-latki przez pomyłkę.
Nie można przesłuchać kobiety
Obecnie trwa analizowanie śladów zebranych na miejscu zdarzenia. Swoją opinię mają teraz wydać biegli z zakresu kryminalistyki. Przesłuchiwani są także świadkowie, przy czym, jak przyznała rzeczniczka zielonogórskiej prokuratury, obecnie "stan zdrowia nie pozwala na przesłuchanie poszkodowanej kobiety". Śledczy czekają na to, aż lekarz wyda na to zgodę.
Od 2021 roku dziennikarka w naTemat. Wcześniej związana byłam z mediami lokalnymi na Pomorzu: w tym z "Głosem Koszalińskim". Lubię obserwować i analizować – z otwartością, empatią i bez uprzedzeń. Poza ekologią, szczególnie bliskie memu sercu są tematy podróżnicze, społeczne (związane przy tym z kulturą i psychologią) oraz społeczno-polityczne. Jeżeli mam możliwość, chętnie nawiązuję również do muzyki i piłki nożnej, bo to moje dwie największe pasje".