"Idea elitarnego klubu euro należy z pewnością do jednego z najciekawszych eksperymentów gospodarczych świata, ale dziś ten system się wali" -pisze we wstępniaku do dzisiejszego wydania "Rzeczpospolitej" Paweł Jabłoński. Publicysta nie komentuje wczorajszych ustaleń szczytu Unii Europejskiej, ale zwraca uwagę na to, dlaczego nie powinniśmy przystępować do strefy euro. "Nikt przy zdrowych zmysłach nie wstępuje do klubu, o którym niewiele wie – ani jakie zasady w nim rządzą, ani kto do niego należy. Po wczorajszym szczycie trochę tej wiedzy przybyło, ale wielkim optymizmem nie powiało" - czytamy.
Jabłoński odnosi się do tego, że na wczorajszej konferencji prasowej niemiecki szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz powiedział, że Polska wejdzie do eurolandu w 2015 roku. Potem tą informację zdementował minister finansów Jacek Rostowski.
"Problem w tym, że w sprawie euro premier już mówił różne rzeczy. Warto pamiętać, że w 2008 roku obiecywał jego przyjęcie w 2011 roku, czyli jeszcze w krótszym czasie, niż gdyby słowa niemieckiego przewodniczącego PE miały być prawdziwe. Wtedy też minister Rostowski starał się wyjaśnić nieporozumienie, ale trudno było powiedzieć wszystkim, którzy słuchali premiera w Krynicy, że się przesłyszeli" - pisze.
"Nadęty balon wielkiej pozycji Tuska, specjalnych relacji polsko-niemieckich, przewodzenia Unii itp. pękł z hukiem. Znaczymy mało" - komentuje dla portalu wpolityce.pl Michał Karnowski.
Według niego Polska została "odesłana do kąta wraz z innymi biedniejszymi państwami", a na naszych oczach konstytuuje się Europa dwóch prędkości. "Wystarczy poczekać a pojawią się też instytucje tej struktury - jakiś sekretariat, zarząd itp. A potem konsekwencje - osłabienie polityki spójności, przeniesienie części funduszy unijnych na rozwój przedsiębiorczości w państwach bogatych, kosztem polityki wyrównywania rozwoju (m.in. u nas). Może nawet, zabójcze dla polskiej gospodarki, ujednolicone podatki narzucone całej Unii" - wieszczy Karnowski.
Karnowski twierdzi, że katastrofą jest "koszt polityki europejskich złudzeń jakimi karmił nas premier Tusk". - Postawiliśmy wszystko na Berlin. Rozbiliśmy wszelkie regionalne i poziome koalicje, zgodnie zresztą z życzeniem Angeli Merkel. Polska jest traktowana w regionie jako kraj zależny do Niemiec, niezdolny za Tuska do samodzielnej akcji. Efekt? Berlin wziął sobie władzę, my zostaliśmy samotni - czytamy w jego tekście.