Dawno nie miałem podczas testu samochodu tak, że musiałem się długo zastanawiać nad jego zaletami. Takie "wrażenie" wywarła na mnie Dacia Jogger. I nie to, że jest to zły samochód. Nie. Po prostu sporo w nim mankamentów. Ale nie martwcie się, Jogger ma też kilka mocnych pozytywów, które przemawiają za jego kupnem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dacia Jogger już na pierwszy rzut oka powoduje niemały zamęt. Nie jest bowiem ani crossoverem, ani kombi. Jest długa jak minivan, ale szerokością nadal zostaje w segmencie B. W porównaniu do poprzedników to Dacia Sandero na sterydach (przynajmniej do słupka B) z dobudowaną przestrzenią bagażową.
Jogger w ofercie Dacii zastąpił minivana Lodgy i kombi Logan MCV. Na rynku można go kupić w dwóch wersjach silnikowych – z trzycylindrową, litrową, uturbioną jednostką benzynową o mocy 110 KM i trzycylindrową, litrową, uturbioną, 100-konną jednostką zintegrowaną z instalacją gazową.
Przyszło mi testować tę drugą wersję w opcji dla 5 osób (za kilka tysięcy można dokupić trzeci rząd siedzeń). I powiem szczerze, że było to spore wyzwanie. Poza jazdami po mieście Joggerem przejechałem się nim także po trasie Warszawa - Nowy Sącz - Warszawa.
Mogłem więc zobaczyć, jak radzi sobie nie tylko na zakorkowanych ulicach, ale także drogach gminnych, wojewódzkich oraz na trasie szybkiego ruchu. Jak Jogger poradził sobie na poszczególnych odcinkach? O tym później. Najpierw pomówmy o jego wyglądzie.
Wygląd z zewnątrz
Zacznijmy trochę na opak, bo od tyłu auta. Od razu w oko wpadają tylne lampy Joggera. Znajome prawda? Trochę przypominają lampy montowane w Volvo, ale z tą różnicą, że te w Dacii nie wchodzą na klapę bagażnika.
Kiedy zaś podniesiemy klapę znajdziemy, w zależności od wersji, 708-litrowy (w układzie 5-osobowym) lub 565-litrowy kufer (w układzie 7-osobowym ze złożonym trzecim rzędem siedzeń.
Mimo że miejsca mamy sporo, to Dacia bardzo oszczędnie podeszła do zagospodarowania przestrzeni bagażowej. Dlatego też nie zdziwcie się, że na wierzchu znajdziecie przymocowany lewarek i nie uświadczycie tam żadnych schowków. Jedyne, co dostaje właściciel tego auta, to dwa uchwyty na siatkę. Trochę licho.
Przechodząc w stronę maski nie da się ukryć, że jest to bardzo długie auto i parkowanie nim w mieście to jest wyzwanie. Zwłaszcza kiedy polegamy na kamerze cofania, która w przypadku tego samochodu jest wyjątkowo fatalnej jakości.
Mimo wszystko Jogger jest ładnym autem – nowy face lift od Dacii naprawdę daje radę na tle konkurencji. Problemem jest za to wykonanie niektórych elementów. Na przykład przednie lampy. Tak wyglądały po tym, jak wróciłem do garażu po przejażdżce w śnieżny dzień – po prostu nie są szczelne i zaparowały. I tak, być może to kwestia tylko tego modelu, ale nadal nie był to dobry prognostyk.
Ale żeby nie było, że tylko narzekam, to na duży plus zasługuje zawieszenie, które dobrze tłumiło nierówności i koleiny zwłaszcza na dziurawych, gminnych drogach Małopolski i południowego Mazowsza. Dodatkowym atutem okazał się również spory, bo 20-centymetrowy prześwit nowej Dacii – nie trzeba było się kulić przy wsiadaniu do niej.
Na uwagę zasługują także relingi dachowe, z których można odkręcić poprzeczki i wpiąć je w poprzek dachu. Dzięki temu na pojeździe możemy przewozić cięższe i wielkogabarytowe bagaże.
Środek, czyli kto to składał?
Co znajdziemy w środku? Testowany przez nas model był bardzo bogato wyposażony, bo posiadał bezkluczykowy dostęp, kontrolę martwego pola (która reagowała nawet na gałęzie i samochody "widmo" – minus) nawigację, elektryczny hamulec postojowy, podgrzewane siedzenia, automatyczną klimatyzację, czujniki parkowania i jak już wspomniałem koszmarnej jakości kamerę cofania.
Siedzenia w Joggerze są całkiem wygodne, ale tylko na krótkiej trasie. Przy dłuższych wyjazdach dobrze byłoby móc wyregulować choćby część lędźwiową fotela.
Po zamknięciu drzwi zobaczycie z grubsza to, co w nowej Dacii Sandero – podobne, klasyczne zegary, a pomiędzy nimi mały ekran komputera pokładowego z kluczowymi odczytami i parametrami auta.
Wyświetlacz centralny nie jest co prawda powalający, ale ma parę zalet – nie odbija promieni słonecznych oraz wyposażono go w Apple Play Car i Android Auto. Do tego system multimediów nie jest zbyt skomplikowany i opanowanie jego obsługi nie powinno być dla nikogo problemem.
Co jest jednak odpychające, to masa plastiku w środku i to niezbyt dobrze spasowanego plastiku. Designerzy tego auta próbowali trochę przyszaleć montując wzdłuż deski rozdzielczej i na bocznych panelach na drzwiach pas materiału, ale jego faktura jest nieprzyjemna i ogólnie nie wygląda to dobrze.
Do tego podłokietnik i schowek pod nim to jakiś żart, podobnie jak umieszczenie przycisku start-stop głęboko pod kierownicą. Poza tym fatalnie zaprojektowana została półka na telefon pod centralnym wyświetlaczem, która jest za wąska na większość współczesnych smartfonów i nie została niczym wyłożona, przez co wszystko, co się tam położy, miotane jest z trzaskiem na wszystkie strony.
Doceniam za to dwa gniazda USB, z czego jedno na wysokości kierownicy, przyciski regulacji multimediów przy kierownicy oraz fakt, że konstruktorzy nie zrezygnowali z fizycznych przycisków mimo zamontowania dotykowego ekranu.
Dodatkową zaletą jest także sporo miejsca w drugim rzędzie siedzeń – i na nogi i nad głową. Jednak nie można oczekiwać tam też zbyt wiele, bo dostajemy tam jedynie gniazdo 12V oraz dość płytkie kieszenie w fotelach oraz w drzwiach.
Jak się prowadzi?
I tu miałem kolejną zagwozdkę, bo przez dziwaczną skrzynię biegów, która miała bardzo krótką jedynkę oraz dwójkę, najlepiej jechało się powyżej 40 km/h do jakichś 80 km/h. Powyżej górnej granicy w środku robiło się głośno jak w wirującej pralce do prania.
Na trasie szybkiego ruchu czuć było też brak mocy. Litrowa, 100-konna jednostka wymagała czasu, żeby rozpędzić się do 100 km/h. Jeśli osiągnęło się ten pułap, to trzeba było bardzo uważać, żeby nie wytracić tak ciężko wypracowanej prędkości.
Z kolei w mieście koszmarem (poza jazdą w korkach przez skrzynię biegów) była słaba widoczność przez grube słupki A oraz parkowanie. Wyobrażam sobie, że przy tak dużym aucie brak kamery z przodu i tak słaba kamera cofania może być sporym wyzwaniem dla początkujących kierowców.
Ale żeby nie było tak gorzko, to dzięki temu, że testowany przeze mnie model miał zintegrowaną instalację gazową, udało mi się tym autem pokonać w sumie na obu bakach prawie 1200 km!
Do tego kluczową zaletą Dacii Jogger jest jej cena. Rodzinne, pakowne auto, którym zdecydowanie jest ten model, można kupić już za 70 tysięcy złotych z instalacją LPG. To naprawdę niewiele, jeśli spojrzy się na inne auta tego typu.
Jeśli ktoś chce pokusić się o więcej udoskonaleń, to 110-konny silnik jest o 2 tysiące droższy, dodatkowy trzeci rząd siedzeń to plus kolejne 4 tysiące. Testowana przez nas wersja kosztowała natomiast około 90 tysięcy i nadal jak na takie wyposażenie wychodzi tanio.
Jestem pewien, że Dacia Jogger znajdzie swoich odbiorców. Mnie osobiście nie przypadł zbytnio do gustu. Może gdyby miał automat, to byłoby inaczej. Na ten trzeba niestety poczekać do I lub II kwartału 2023 roku.