
Ewa Gawryluk dobrze znana widzom TVN z serialu "Na wspólnej" opowiedziała ostatnio o swoich traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa i okresu szkolnego. Doświadczyła przemocy ze strony rówieśników, a w domu nigdy nie usłyszała "kocham cię". Później jako aktorka też nie miała łatwego życia.
Gawryluk ma dziś na swoim koncie kilkanaście ról filmowych. Wystąpiła m.in. w produkcjach pt. "Dziecko szczęścia" i "Operacja koza". Jednak największą popularność przyniosły jej postacie serialowe.
Grała Lidkę Szulc w "Klanie" czy Ewę Nowak w "Pierwszej miłości". Szczególnie zapadła jednak w pamięć widzom jako Ewa Hoffer z "Na wspólnej", w końcu wciela się z nią już od 20 lat.
Rodzice Gawryluk byli zdystansowani emocjonalnie, a w szkole doświadczyła odrzucenia
Przy okazji tej okrągłej rocznicy aktorka wystąpiła w programie "Kulisy sław". Tam mogliśmy się dowiedzieć sporo o całym jej życiu: od trudnych chwil w dzieciństwie po aktualną aktywność zawodową i społeczną.
Choć dziś jest podziwiana za talent i urodę, to w domu rodzinnym nie czuła się doceniana i kochana. – Deficyty wynosimy z domu rodzinnego. Poczucie niższej wartości też wynika z braku opieki rodziców. Słowa "kocham cię" nie usłyszałam nigdy – wspominała Gawryluk.
Jej codzienność w szkole też nie była usłana różami. Jej koleżankom i kolegom przeszkadzało to, że była szczuplejsza, niższa, w dodatku pisała lewą ręką i nie chodziła na lekcje religii. – O tym się kiedyś głośno nie mówiło. Nie nazywało się tego. Była przemoc, miało to miejsce – wyznała.
Mimo przykrych doświadczeń w dzieciństwie parła do przodu i spełniała swoje marzenia. Na antenie TVN zdradziła, czemu wybrała akurat ten zawód. – Wybrałam aktorstwo, bo z natury jestem nieśmiała. Występy przed kamerą czy na scenie dają mi jakieś pozwolenie na to, żeby być inną i schować się za rolą – wyjaśniła.
Gawryluk o początkach kariery. "Kobieta była ozdobnikiem"
W latach 90. jej kariera rozkwitła. Piękna uroda i szczupła sylwetka były niekiedy jej zmorą. Gawryluk zwróciła uwagę, że dawniej kobiety były swoistą wizytówką produkcji – musiały świetnie się prezentować i najlepiej nie mieć nic przeciwko rozbieraniu na planie. Mimo poświęcenia często żyły w cieniu aktorów.
– Lata 90. to były czasy, kiedy kobieta była ozdobnikiem. Krystyna Janda nazwała to "materacem dla męskich ról". To prawda – cycek, czy goły pośladek lepiej się sprzedawał – powiedziała.
– Wiem, że wzbudzam zainteresowanie, ale nigdy się do tego nie przywiązywałam i nie nadawałam temu wartości. Jestem aktorką i ciało jest moim narzędziem pracy – podkreśliła aktorka.
Dziś Gawryluk oprócz aktywności w zawodzie, chętnie bierze udział w kampaniach społecznych. Ostatnio została twarzą projektu "Dobra dla ciebie, idealna dla siebie", który ma podkreślić, że "wszystkie kobiety, bez względu na kolor skóry, wiek czy rozmiar ubrania, są tak samo wartościowe". – Kobiety są silne. Smutne jest tylko to, że cały czas musimy to powtarzać i to udowadniać – podsumowała gwiazda.
Zobacz także
