Informacja o śmierci Jadwigi Kaczyńskiej, którą w czwartek popołudniu podało Radio Maryja zdominowała czołówki mediów. Bo zmarła osoba tak popularna, jak i tajemnicza. Matka, która wychowała zarówno prezydenta, jak i premiera naszego kraju. - To była osoba imponująca, mimo wieku i wszelkich kolei życiowych. W rozmowie ze mną powiedziała: "Ja muszę żyć dla Jarosława, choćby jeszcze parę lat" - wspomina Krystyna Pytlakowska z magazynu "Viva", której Jadwiga Kaczyńska udzieliła ostatniego obszernego wywiadu.
Niektórzy twierdzili zresztą, że o ile braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich nikt nie jest wstanie do niczego zmusić, ich matka w najważniejszych sprawach często ma decydujące zdanie. Także w tych wagi państwowej. W jednym z ostatnich i nielicznych udzielonych wywiadów Jadwiga Kaczyńska przyznała jednak, że bracia nie zawsze byli jej we wszystkim posłuszni. Gdy w 1968 roku na ulicach Warszawy robiło się naprawdę gorąco, ona nie chciała, by jej synowie się narażali. Nie słuchali tłumaczeń, więc podstępem wyciągnęła im z butów sznurowadła. Lech i Jarosław i tak poszli demonstrować, w spadających butach.
Mimo wszystko udało się jej jednak okiełznać trudnych bliźniaków i wychować braci na mężczyzn, którzy - w zasadzie jednocześnie - sięgnęli po najwyższą władzę w kraju. To, że Lech Kaczyński został prezydentem, a Jarosław Kaczyński zasiadł w fotelu premiera, oni sami uznawali nie tylko jako sukces osobisty, ale i ukoronowanie starań ich matki, która nauczyła ich uparcie dążyć do obranego celu i spełniać marzenia.
Życie ciekawe, ale niełatwe
Zapewne dlatego, że sama w życiu musiała nauczyć się walczyć z wieloma przeciwnościami losu. Przyszła na świat w Starachowicach w mającej szlacheckie korzenie rodzinie Jasiewiczów herbu Rawicz jako córką cenionego inżyniera budownictwa Aleksandra Jasiewicza i Stefanii z Szydłowskich. - Przyznaję, że wychowywałam się wśród gosposi i niań. Okropnie lubiłam Marynię, Kasię, Zosię. Kochałam je. Najwięcej chyba Zosię - wspominała w wywiadzie dla "Wprost".
Los sprawił jednak, że już jako nastolatka znalazła się w środku wojennego piekła. - My, dziewczyny, miałyśmy za zadanie ratować chłopców z lasu. Do dziś pamiętam robactwo, jakie wyciągałyśmy z ich ran. Straszne - wspominała w ostatnim wywiadzie, którego udzieliła magazynowi "Viva". Jeszcze w czasie wojny pracowała na oddziale chirurgii starachowickiego szpitala, a liceum ogólnokształcące mogła skończyć dopiero w 1946 roku.
Dwa lata później wyszła za mąż za Rajmunda Kaczyńskiego. Porucznika AK i zasłużonego w walce powstańca warszawskiego, który po wojnie inaczej, niż koledzy z powstania łatwo porozumiał się z nową władzą i szybko stał się jednym z twórców Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, którą powoływali do życia działacze Polskiej Partii Socjalistycznej. Jej przedwojenne ideały, które wpoiła potem synom, w małżeństwie z pewnością zmuszały ją często do robienia dobrej miny do złej gry.
Pytana przez Krystynę Pytlakowską z magazynu "Viva", przyznała też, że nie była to jej pierwsza miłość. - Przed nim miałam narzeczonego Leszka Jastrzębskiego – on jeszcze żyje i nie chciałabym, żeby myślał, że go pomijam. To było tak, że zostałam zaproszona jeszcze przez innego kolegę na bal studencki. Tam poznałam Rajmunda. Bardzo szybko, bo po sześciu miesiącach oświadczył mi się. Leszek podobno nie zniósł tego najlepiej. Mój drugi syn dostał imię Lech właśnie z powodu sentymentów. Mąż zgodził się na to, ponieważ uważał, że to taki wspaniałomyślny gest - tłumaczyła.
Imponująca
- Bardzo trudno było mi się z nią umówić na ten wywiad, gdyż nie udzielała ich zbyt chętnie. Zajęło mi to prawie dwa lata, bo zaczęłam dzwonić do niej już wkrótce po katastrofie smoleńskiej. Udzieliła mi go dopiero w drugą rocznicę katastrofy - wspomina w rozmowie z naTemat Krystyna Pytlakowska. - Nasze pierwsze spotkanie nastąpiło jednak siedem lat temu. I już wtedy wywarła na mnie ogromne wrażenie. To była osoba imponująca, mimo wieku i wszelkich kolei życiowych. Była kobietą z ogromną klasą, niezwykle spokojną. Nie dziwiło ją żadne pytanie i na każde odpowiadała niezwykle szczerze - dodaje.
Dziennikarka przypomina, że Jadwidze Kaczyńskiej do tego stopnia zależało na szczerości, że gdy w ostatnim wywiadzie w czasie redagowania usunięty został fragment o tym, iż jej mąż zmarł na raka płuc, ponieważ był nałogowym palaczem, ona sama przywróciła to w czasie autoryzacji. Upierała się przy tym, bo kogoś ta historia mogła skłonić do rzucenia palenia.
Jadwiga Kaczyńska o katastrofie smoleńskiej
w rozmowie z "Gazetą Polską"
W rok po tragedii pod Smoleńskiem Kaczyńska w pierwszej od tego czasu rozmowie z prasą jak rzadko powiedziała Anicie Gargas z "Gazety Polskiej", co sądzi na temat bieżącej polityki i stosunku państwa do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. - Zginęli ludzie, którzy byli na czele państwa, i państwo się o nich nie upomina. To znaczy, że tego państwa właściwie nie ma, to znaczy nie ma rządu - stwierdziła. I dodała: - Wydaje mi się, że oni się bardzo boją poznania tej prawdy. Albo ją znają i też się boją.
"Bała się tylko o Jarosława"
Dziennikarka "Vivy", która przeprowadziła z nią kilka wielogodzinnych rozmów zaprzecza jednak, by Jadwiga Kaczyńska miała kiedykolwiek polityczne aspiracje. Polityki trochę się wręcz bała. - Ona była absolutnie przeciwna temu, żeby Lech i Jarosław zajmowali się polityką. I powiedziała mi, że nie chce, by Jarosław zajmował się tym nadal, ale nie ma na niego żadnego wpływu - twierdzi Pytlakowska.
Matka braci Kaczyńskich zdradziła wówczas także, jak podchodzi do nieuchronnie zbliżającej się śmierci. - Pani Jadwiga nie obawiała się śmierci jako takiej, ponieważ była przekonana, że po tamtej stronie spotka się z bliskimi, z których większość już nie żyje. Z synem Lechem, synową, mężem, czy swoją siostrą. Chciała natomiast żyć, bo bała się, jak jej śmierć zniesie Jarosław. W ostatniej rozmowie ze mną powiedziała: "Ja muszę żyć dla Jarosława, choćby jeszcze parę lat" - podsumowuje dziennikarka.