Podczas spotkania w Częstochowie, licealista powiedział o dylemacie dotyczącym wyboru uczelni. Jak wyjaśnił, w tym momencie jest bardziej przekonany, by studia podjąć za granicą. Wyraził przy tej okazji swoje zaniepokojenie sondażami i poprosił Donald Tuska, by ten zwrócił się do niezdecydowanego elektoratu.
Reklama.
Reklama.
Podczas spotkania w Częstochowie jeden z widzów powiedział, że skłania się ku wyjazdowi za granicę na studia
Uczeń liceum wyjaśnił, że nie czuje pewności, że PO wygra wybory, ponieważ nie przekonują go sondaże polityczne oraz nastroje społeczne
Podczas tego samego spotkania Donald Tusk powiedział o programie, który skierowany ma być do matek małych dzieci
Podczas serii pytań od widzów, które towarzyszą politycznym wiecom, głos zabrał młody chłopak, który przedstawił się jako maturzysta. Jak powiedział, stoi przed dylematem gdzie pójść na studia. Waha się on bowiem między Polską a zagranicą i na razie bardziej skłania się ku wyjazdowi.
– Nie jestem pewien ani rządów, ani tego, że pan wygra te wybory. Że Platforma wygra te wybory. Bo widzę po sondażach, że nie jest dobrze. Potrzebuję, żeby pan przekonał nie te osoby, które są tutaj, bo my pójdziemy i zagłosujemy na pana, oddamy swój głos na pana, bo panu ufamy, że pan da radę, naprawi i rozliczy (PiS - red.). Ale są ludzie, którzy siedzą w domach i myślą "co mi po tym". Tak nie może być – powiedział podczas spotkania nastolatek.
W odpowiedzi na to pytanie Donald Tusk powiedział, że apeluje do wszystkich, którzy mają wpływ na swoje środowiska polityczne, by wsłuchali się w emocje. Jak dodał, nie ma już czasu i miejsca na kalkulacje, co się komu bardziej opłaca.
Lider największego opozycyjnego ugrupowania odniósł się także do poruszonej przez licealistę kwestii sondaży. Jak wyjaśnił, polityczna granica przebiega mniej więcej na pułapie 50-ciu procent.
– Jeśli liczymy PiS i Konfederację jako sojuszników i z drugiej strony te główne partie demokratyczne, to jest mniej więcej 50:50 (proc. - red.). W tym sensie każdy błąd może kosztować nas przegraną, a każdy człowiek, który coś dołoży, może się okazać, że przechyli się na naszą korzyść – odpowiedział Tusk i dodał, że jednak "gdyby nie wierzył w zwycięstwo, to by się za to nie zabrał".
"Babciowe" od Tuska
Podczas spotkania w Częstochowie padła z ust lidera PO medialna obietnica wyborcza. Tusk zaproponował, że po wygranych wyborach opozycja wprowadzi tzw. "babciowe", czyli 1500 złotych dla każdej matki, która zdecyduje się na powrót dopracy. Mają to być, pieniądze, które matki będą mogły wykorzystać na żłobek lub przekazać "symbolicznej babci", która w czasie ich powrotu do pracy będzie opiekowała się maluchem.
Pomysł spotkał się z szybką reakcją i idącą za nią krytyką szefowej ministerstwa rodziny Marleny Maląg, która napisała na Twitterze:
"Donald Tusk potrafi dużo obiecywać. W kampanii wyborczej obieca "babciowe", nie podwyższy wieku emerytalnego. A każdy wie, jak rządziła PO w latach 2007-15. Rząd PiS realnie wspiera polskie rodziny m. in. poprzez 500 plus, Rodzinny Kapitał Opiekuńczy i program Mama 4 plus – wskazała szefowa resortu.