Nigdy nie przepadałem za bezdomnymi. Nie chodzi o to, że brzydko pachną czy zaczepiają na ulicy. Zawsze postrzegałem ich jako ludzi, którym nie chce się wziąć za siebie i zmienić swojego życia. Ale gdzieś z tyłu głowy miałem świadomość, że za każdym z nich stoi długa historia, która zaprowadziła ich na ulicę. Postanowiłem poszukać bezdomnych i wysłuchać ich opowieści. Tak poznałem Rafała A i Rafała B, którzy od wielu lat mieszkają na ulicy.
Rafał A: Przepraszam pana. Mam taką prośbę. Nie będę panu kłamał. Po prostu męczy mnie kac morderca moralny i fizyczny. Poratowałby pan pieniążkiem na piwko dla mnie i dla kolegi?
Okej. Mam dla was siatkę jedzenia, ale chciałbym, żebyście opowiedzieli mi swoją historię. Jestem reporterem serwisu internetowego, chciałbym opublikować z wami wywiad.
Rafał A: Jasne. Ja już nawet udzielałem kilka razy wywiadów. To może wejdziemy do metra, trochę się ugrzejmy z kolegą bo zimno.
Dobrze. Jak ma pan na imię?
Rafał A: Ja jestem Rafał (A). To też jest Rafał (B). Rafał, chodź tu. (Woła kolegę, który podchodzi do nas, wyraźnie utykając)
Długo tu mieszkacie?
Rafał A: Na ulicy? Od dawna. Ja się tu znalazłem przez ludzi, którzy mnie oszukali.
Rafał B: Ja od 2005 z przerwami. A tak ciągiem to teraz dwa lata.
Rafał A: Najpierw straciłem rodzinę, a później straciłem mieszkanie. Zmarła moja matka, którą bardzo kochałem. Deweloper oszukał mnie przy umowie i w lutym trafiłem na bruk w samym swetrze. To było w 2000 roku. Miałem jeszcze trochę pieniędzy, więc na początku było nawet fajnie. Ja jestem starym punkowcem, więc pojechałem szukać jakiegoś squatu. Przez kilka miesięcy mieszkałem w Dąbrowie Górniczej, Katowicach, później pojechałem do Łodzi, Gdańska, Poznania. W końcu wylądowałem w Warszawie.
Trafiłem w złe środowisko. Brałem narkotyki, ale nie w żyłę, tylko tabletki, do nosa. Ecstasy, amfetamina, kokaina. Nie pamiętam z tego czasu za wiele. Trafiłem na pół roku do więzienia i to mnie uratowało. Tam na początku nie miałem dostępu do narkotyków, więc się z tego wyciągnąłem. Później możliwości się pojawiły, ale jak wyszedłem z więzienia, to już nie wróciłem do narkotyków. Został tylko alkohol. Niestety.
A przez niego jesteście skazani na mieszkanie na ulicy, nie wpuszczają was do noclegowni.
Rafał A: A idź w cholerę z noclegowniami. Rafał (B) ostatnio był. Pokaż mu.
Rafał B: (Zdejmuje czapkę, pokazując ogoloną niemal do łysa głowę) Musiałem się ogolić na łyso, bo pełno tam nurków.
Czyli?
Rafał B: My tak mówimy na tych starych żuli, którzy mieszkają w śmietnikach, noszą ze sobą ten cały syf. Później jak przychodzą do noclegowni, to te wszystkie wszy, świerzb przywlekają ze sobą. Już nigdy do noclegowni nie pójdę.
Co robicie w dzień? Przez te kilkanaście godzin na mrozie?
Rafał A: No różnie. Chodzimy tu, po centrum, zbieramy pieniądze. Jak chcemy się ogrzać, to idziemy do sklepu, do Carrefoura, do Tesco. Dziś na przykład trzy godziny siedzieliśmy w Empiku.
Nie wyganiają was?
Rafał A: Nie, ci ochroniarze już nas znają. My jesteśmy porządni, nie robimy żadnego syfu, to nas nie przeganiają.
To jak sobie poradzicie zimą? Gdzie nocujecie?
Rafał A: Ciężko jest. Mamy taką klatkę przy Czerniakowskiej, widać z niej stadion Legii. Tam już, mówiąc brzydko cieć, nas zna. Wiadomo, że nie można tam narobić żadnego syfu. Ale przed 6.00, jak ludzie idą do pracy to jest ciężko. Teraz jeszcze nie mamy koca, bo wziął kolega. Idziemy tam do tej klatki tak o 23, jak już nikt nie chodzi i możemy te kilka godzin się przespać. Generalnie klatki schodowe nam ratują życie.
Kiedyś byliśmy na takiej klatce. Starsza pani nas zobaczyła, spytała czy się czegoś napijemy, zjemy. Przyniosła nam na srebrnej tacy herbatę i tylko poprosiła, żebyśmy oddali. Zjedliśmy, wypiliśmy, odniosłem jej tacę. Po kilu minutach drzwi się znowu otworzyły i ta pani przyniosła nam 10 złotych, powiedziała, że mąż nie widział, ale już musimy iść. Siedzieliśmy tam jeszcze trochę i inne drzwi się otworzyły. Wyszła młoda kobieta, spytała, czy jesteśmy głodni. Kolega głupio powiedział, że nie. Ja zaraz się wtrąciłem i powiedziałem, że jesteśmy głodni i zjemy wszystko, co nam da. Za chwilę przyniosła dwa talerze zupy, świeży chlebek. To było szczęście.
Ale takie szczęście się za często nie zdarza, żyjecie z dnia na dzień.
Rafał A: No tak. Trzeba się starać, kombinować. Kiedyś na przykład taki chłopak, którego poznałem tutaj, koło metra, wziął nas do domu, do Ożarowa. Widać chłopak też słuchał punka, zabrał sześć osób. Mogliśmy się umyć, najeść, później jeszcze przez kilka godzin siedziałem i pokazywałem mu na YouTube różne kawałki. I pytam go: "Ty się nie boisz, że my ci coś ukradniemy? Pobijemy cię?". On mi mówi: "Nie. Widzę, że jesteście porządni".
Jesteście?
Rafał A: Tak. My się nie bawimy w jakieś kradzieże, napaści. Dlatego nas wkurza to, że te stare wałki – ci, co kradną i napadają – tak nam psują opinię. Bo my chcemy po prostu się wyspać, zjeść coś, napić.
I już? Takie życie z dnia na dzień? To wam odpowiada?
Rafał B: Nie, no ile można. Ja mam od tego mrozu odmrożoną nogę (podciąga nogawkę i pokazuje), kolega też zaczyna odczuwać ból. Trzeba będzie jechać do sióstr kalkutek, one pomogą. Ale nie chcę tak żyć, spać ciągle w zimnym, na twardym.
Rafał A: Wiesz co, może za kilka dni będziemy już mieli chawirę, a może i pracę. Poznaliśmy takiego chłopaka, który przez dwa lata mieszkał na ulicy i się z tego wyciągnął. Teraz pracuje przy ulotkach i od lutego wynajmuje mieszkanie. Mówił, że będziemy mogli tam mieszkać i postara się nas wciągnąć w ulotki. Może się uda stąd uciec.
A nie przyzwyczailiście się już zbytnio do tego życia z dnia na dzień? Do braku zobowiązań?
Rafał A: Na początku było nawet fajnie. Jakieś imprezy, picie na squacie, były pieniądze. Ale na dłużej tak się nie da. Są tacy, co już żyją na ulicy 30 lat, ale to są ludzie zniszczeni psychicznie. Oni już nie mają szans wrócić. A my tak. Ja w każdej chwili mogę rzucić alkohol, ale nie chcę, bo wtedy przypomina mi się to wszystko, co straciłem. Przez te lata pochowałem rodzinę, znajomych. Jestem sam na świecie.
Myślisz czasem, że lepiej byłoby zasnąć raz na mrozie i się nie obudzić?
Rafał B: Czasem sobie myślę, czy nie napić się wódy i nie pieprznąć w śnieg. Czasem chce mi się żyć, czasem nie chce. Ale ja ciągle wierzę, że to tylko tymczasowe, że uda mi się wyrwać z ulicy. Dlatego chce się budzić każdego dnia.