"Farby to nasze życie". Good Looking Studio - kreatywne połączenie street artu i reklamy [wywiad]
Aleksandra Stępień
25 stycznia 2013, 15:59·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 25 stycznia 2013, 15:59
Good Looking Studio to jeden z najbardziej znanych i docenianych w Polsce kolektywów, łączących w sobie świat sztuki i działania komercyjne. Ich znakiem rozpoznawczym są murale, kipiące kolorem i uderzające precyzją wykonania. Z Bartkiem Leśniewskim, jednym ze współzałożycieli firmy, rozmawiam o reklamach, street arcie i filozofii działania studia.
Reklama.
Na stronie internetowej Good Looking Studio można wyczytać, że ukształtowała Was kultura graffiti lat dziewięćdziesiątych. Jakie ma to znaczenie dla charakteru studia, metod działania i inspiracji?
Good Looking Studio powstało w 2008 roku. Założyli je Bartek Leśniewski i Karol Szufladowicz. Zaczynaliśmy we dwóch. Teraz zespół to 10 osób na co dzień w biurze i drugie tyle pracujących z nami na stałe, ale przy konkretnych projektach. Wyrośliśmy z graffiti i znaliśmy się z większością z pracowników na długo przed rozpoczęciem działalności studia. Są z nami zarówno ludzie ze świata graffiti jak i absolwenci ASP. Dlatego potrafimy godzić narzędzia, które poznaliśmy podczas malowania graffiti, jak i warsztat ludzi z ASP. To daje nam duże możliwości. Łączymy techniki i doświadczenia.
Jak wygląda praca "na styku agencji reklamowej i studia artystycznego", jak sami ją nazywacie? Jakie kompromisy się z tym wiążą - jeśli jakieś? Może już sam wybór takiego sposobu zarabiania pieniędzy jest pewnym kompromisem, bo nadal jesteście częścią "ulicy", widocznym znakiem w przestrzeni, a jednak wykorzystujecie tę przestrzeń komercyjnie?
Good Looking Powstało z myślą o tym, że ma służyć do projektów komercyjnych. Nie szukamy kompromisów. Każdy z nas, kto aktywnie tworzy scenę sztuki ulicy realizuje swoje cele z powodzeniem po godzinach pod innymi pseudonimami. Zdarzają się nam zlecenia których się nie podejmujemy, ale to jest rzadkość. Jeśli nie zgadzamy się z daną formą promocji – rekomendujemy klientom inne rozwiązania z pozycji ekspertów. Ostateczny wybór stylistyki kampanii wciąż jednak zostaje po ich stronie. O czym warto pamiętać – dla Good Looking nie malujemy po elewacjach i chodnikach nielegalnie. Wszystko robimy z zezwoleniami i staramy się nie zawłaszczać bezprawnie powierzchni pod reklamy. Mamy duży know-how i go wykorzystujemy, żeby nie wstydzić się potem za swoje działania. Dorośliśmy do pewnych standardów i się ich trzymamy.
A może jest coś "niemoralnego" w połączeniu grafitti i reklamy?
Być może. Każdy ma własne sumienie i jest wiele różnych opinii. Niemoralne jest, moim zdaniem, zdobywanie sławy jako artysta ulicy a później handel własnym imieniem. My stworzyliśmy Good Looking po to, by uchronić własne imiona przed sprzedażą. Dziś studio samo w sobie ma renomę i o to nam chodziło. Oddzielamy działania uliczne od reklamy grubą kreską. Łączy je tylko narzędzie pracy.
No, właśnie – działacie także na własny rachunek, ale już trochę mniej jawnie i chyba bardziej dla sztuki czy zajawki niż rzeczywistego zarobku. Jak ma się ma wobec tego Wasza indywidualność artystyczna do zleceń, które wykonuje Good Looking? Piszecie o sobie "kreatywni", ale czy zawsze macie możliwość się nią wykazać, poszaleć przy projekcie?
Jesteśmy kreatywni, ale umiemy posługiwać się brand bookami. Nie zawsze mamy możliwość się wykazać, choć nie w każdym przypadku przecież o to chodzi. Dla nas najważniejszy jest klient. To on decyduje finalnie, a my tylko doradzamy. Pracujemy dla różnych korporacji i mamy świadomość, że za konkretną marką idę pewne standardy i wymagania. Szanujemy to. A jeśli chodzi o działania poza Good Looking – faktycznie, każdy po pracy realizuje swoje cele i malujemy prywatnie bardzo różne rzeczy: od graffiti do galerii. W stosunku do ulicy czujemy się fair. Farby to nasze życie.
To jak wygląda praca nad projektem - jakich narzędzi używacie? Ile przeciętnie trwa powstanie muralu?
Powstawanie muralu trwa od 2 do 6 dni w zależności od poziomu skomplikowania. Praca zawsze zaczyna się na komputerze. Tam powstaje projekt do szkicowania. Później przenosimy go na ścianę za pomocą rzutnika i wypełniamy kolorami. Następnie wykonujemy przejścia kolorów oraz typografię oraz ewentualnie szablony. Brzmi banalnie, ale dopracowywanie tego procesu nadal ciągle trwa, mimo blisko 100 murali, które mamy już za sobą.
Na pewno zainteresowanie muralami – ich historią, estetyką – przeżywa swoisty renesans, ale czy przekłada się on na ilość zamówień dla studia? Jak oceniacie ten fragment rynku reklamy?
Myślimy, że ten rynek będzie się rozwijał. Trudno jeszcze mówić o renesansie – nowych realizacji nie jest wcale tak dużo. Niemniej, to co przyciąga branżę, to fakt, że nasza praca ma w sobie pierwiastek sztuki, czego nie można powiedzieć o wydrukach na siatkach wielkoformatowych. Ludziom to imponuje – patrzą jak pracujemy i odbierają nas pozytywnie. Jesteśmy ciekawą alternatywą, dlatego nie narzekamy na brak zleceń.
Czy z któregoś wykonania jesteście szczególnie dumni?
Mural dla H&M z Laną Del Rey - nieskromnie mówiąc to bardzo zaawansowana praca, którą widziała sama gwiazda i za którą dostaliśmy od niej osobiście podziękowania.
Będę jednak drążyć temat murali jako takich. Czy odczuwacie jakieś szczególne powiązanie pomiędzy tym, co robicie dziś a np. tradycją murali czasów PRL-u, kiedy gry kolorów i kształtów prowadzone były często na inspirująco wysokim poziomie?
Oczywiście, że tak. Metody pracy są bardzo podobne. Często podziwiamy jakość starych murali i bardzo szanujemy to prace. Rzecz w tym, że niezależnie od epoki, powstanie obrazu w takim rozmiarze to kawałek ciężkiej i solidnej pracy ręcznej. Dlatego ostatni mural reklamujący naszą firmę jest w stylistyce z tamtych lat. To hołd Good Looking dla tamtej twórczości.
Rzeczywiście, moje skojarzenie z tą pracą było właśnie takie – te monochromatyczne, szare pasy od razu odniosły mnie do tamtego okresu. Wracając jednak do teraźniejszości, polskiej przestrzeni miejskiej zdecydowanie potrzeba kreatywności, ożywczego powiewu - tyczy się to zarówno działań władz, sztuki, jak i pewnie reklamy. Ale czy są jakieś granice, których byście nie przekroczyli, np. w Waszych działaniach ambientowych?
Bardzo szeroki temat, ale chyba nie nam o tym decydować – od tego są odpowiednie władze miejskie. My zawsze występujemy o zgody na nasze działania i się do nich stosujemy. Tak jak wspominałem, w przypadku Good Looking nie ma mowy o nielegalności. Doceniamy powagę instytucji – często naszego zleceniodawcy – a przestrzeń publiczną traktujemy trochę jako wspólne dobro. Uważam, że jeśli ktoś jest urzędnikiem, zajmuje się tą dziedziną, czy inaczej – miastem – o 20 lat dłużej niż my, to musimy uszanować jego opinie, choć nie jest też tak, że trzeba się z nimi zgadzać. Bywa, że po dłuższym czasie dociera do nas ich sens i to również jest cenna lekcja.
Wspominałam o kampaniach ambientowych, wykonaliście ich trochę - bardzo różnorodnych. Mimo że wydaje mi się, że to murale są Waszym znakiem rozpoznawczym, to jednak poza ścianami widziałam na facebook’u jakieś mniejsze projekty – nadruki na bluzach, kartki pocztowe…
Kompetencje mamy bardzo szerokie i po prostu potrafimy robić wiele rzeczy. Idziemy jednak w stronę profesjonalizacji. Good Looking Studio ma kojarzyć się z szeroko pojętym malowaniem: murale, wnętrza, warsztaty.
A co z kampaniami społecznymi, które również współtworzycie? Street art jest dobrą metodą dotarcia do przechodnia, przypomnienia o jakimś wydarzeniu lub idei? W związku z Waszą pracą na budynku warszawskiego Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie, w ramach obchodów roku noblistki, nie obyło się bez kontrowersji.
Street art to dobra i chwytliwa promocja. Pamiętajmy, że czasem kierujemy nasz przekaz do ludzi młodych. Jeśli chodzi o pracę dla Muzeum, to najkrócej rzecz ujmują, dostaliśmy zgody na malowanie kamienicy przy ul. Freta i to zrobiliśmy. A odbiór? Ilu ludzi, tyle opinii. Nie tyczy się to tylko jednej, konkretnej realizacji. Im więcej robimy, tym częściej ludzie to komentują, ale takie też jest sedno działań w przestrzeni miejskiej. Wystawianie się na różne, często krytyczne opinie to część naszej pracy. Tyle że nikt nie wspomina już o tym, że walczyliśmy o środki na remont tej kamienicy i w 2013 roku będzie ona faktycznie odnowiona. Paradoksalnie więc, jeśli nasza realizacja przyczynia się do przyśpieszenia takich prac, zwraca uwagę na stan zastany architektury, na której tworzymy, to uznaję to osobiście za sukces.
Jak oceniacie współpracę z władzami miast? Czy renoma Good Looking Studia sprawia, że łatwiej Wam jest dostać ściany pod działania artystyczne? Wiem, że nie w każdym przypadku jest to takie proste.
Współpracę z miastami oceniamy bardzo dobrze. I to prawda - z naszym dorobkiem jest nam łatwiej przekonywać urzędników do swoich racji czy artystycznych wymagań. Bodajże jeden raz nie dostaliśmy zgody na malowanie wiaduktów we Wrocławiu, ale argumentacja otrzymana od Miejskiego Konserwatora Zabytków nas przekonała i nie czuliśmy w niej niechęci do naszych działań. Nie wszędzie architektura musi być gotowa na tak radykalne interwencje.