Nie od dzisiaj wiadomo, że naglącym problemem jest powiększający się od lat stopień skażenia Bałtyku. Dlatego fakt ten chce wykorzystać propaganda Kremla, żeby móc przemycać na forum naukowym swoje racje i manipulować zachodnią opinią publiczną – ustaliły niemieckie media.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przez inwazję militarną na pełną skalę na Ukrainę Rosja stała się pariasem Europy i nikt nie bierze na poważnie żadnych inicjatyw kreowanych przez Kreml. Dlatego też propagandyści Władimira Putina stracili kanały oddziaływania na zachodnią opinię publiczną. To jednak miałoby się zmienić
Niemieckie media: WDR, RND i "Sueddeutsche Zeitung" donoszą, że Rosja chce manipulować zachodnimi ekspertami przy użyciu fikcyjnej organizacji, która miałaby zajmować się walką ze skażeniem Bałtyku.
"Aby móc lepiej realizować swoje cele polityczne, Rosja planuje międzynarodową inicjatywę naukową"– czytamy w niemieckich mediach, które powołują się na źródła pisemne pochodzące najprawdopodobniej z biura prezydenta Rosji.
"Zgodnie z tym dokumentem, Rosja planuje powołanie nowego forum naukowego, które oficjalnie zajmie się – istotnie stanowiącym problem – zanieczyszczeniem Bałtyku" – opisuje portal RND.
Dokument, który powstał w styczniu tego roku opisuje powstanie naukowej "Platformy Bałtyckiej", która miałaby pomóc Rosji wznowić dialog z krajami bałtyckimi, Niemcami oraz Skandynawią.
Niemieckie media pokazały dokument służbom specjalnym, a te stwierdziły, że jest on autentyczny i wygląda na "klasyczną operację wywiadowczą poprzez wywieranie wpływu".
"Taka strategia ma na celu powrót do rozmów z poszczególnymi krajami europejskimi pod pozorem dyskusji o ochronie morza. (…) Harmonogram zakładał pierwsze spotkania na jesień 2023 r." – podaje RND.
Od tematów przyrodniczych do polityki
Początkowo Platforma Bałtycka miałaby pełnić swoją rolę naukową, żeby po jakimś czasie z treści niepolitycznych podejmować sprawy typowo aktualne politycznie.
Ale dla zachodnich służb takie działanie Rosji nie jest nowością. – Rosja próbuje podjąć sprawy, które interesują "zwykłych" ludzi. Kwestie klimatu i środowiska są tego dobrym przykładem – mówi niemieckim mediom Aleksander Toots, szef służb bezpieczeństwa wewnętrznego Estonii, który zna takie strategie Rosji.
Podobne działania miały być użyte podczas budowy gazociągów Nord Stream 1 i 2.
Sabotaż gazociągów Nord Stream
Przypomnijmy, że w marcu amerykański dziennik "New York Times" powołując się na amerykańskich urzędników, którzy mieli mieć dostęp do nowo pozyskanych informacji wywiadu USA, przekazał informacje o nowych faktach w sprawie ataku na gazociągi Nord Stream 1 i Nord Stream 2.
Z danych wywiadowczych wynika, że choć niewiele wiadomo na temat sprawców, to mogła to być"proukraińska grupa". Amerykańscy urzędnicy powiedzieli wówczas, że ich zdaniem sabotażyści byli najprawdopodobniej obywatelami Ukrainy lub Rosji (albo obu tych krajów). Przekazali, że w sprawę nie byli zamieszani obywatele amerykańscy ani brytyjscy.
"Der Spiegel" donosił, że w sabotaż gazociągów Nord Stream mogła być zaangażowana załoga jachtu Andromeda, który został wynajęty na niemieckiej wyspie Rugia.
Teraz niemieckie organy ścigania mają podejrzenia, że najprawdopodobniej wymieniony jacht nie był jedynym statkiem, który został użyty do sabotażu. Stwierdzono bowiem, że mógł być to celowy zabieg, w celu odwrócenia uwagi od prawdziwych sprawców.
Zarówno europejscy, jak i amerykańscy urzędnicy wciąż nie mają konkretnych informacji, co do tego, kto jest sprawcą sabotażu. Jednak niemieckim śledczym udało się ustalić, że w kabinie jachtu znaleziono ślady materiałów wybuchowych.
Spowodowało to kolejne niepewności, dlatego że urzędnicy zwątpili, czy sabotażyści mogliby pozostawić po sobie dowody winy. "Washington Post" podaje, że urzędnicy mają podejrzewać, że pozostawienie śladów miało fałszywie doprowadzić śledczych do jachtu Andromeda.