Słowacja zrobiła ostry zwrot w lewo pozwalając wrócić do władzy w glorii chwały socjalistom z byłym (i przyszłym) premierem Robertem Fico na czele. Przysięgający stworzyć w Karpatach socjalny raj odporny na ekonomiczne zawirowania w Europie lewicowiec zdołał przekonać do siebie znacznie więcej wyborców, niż rządząca dotąd chadecja premier Ivety Radičovej. Dodatkowo targana oskarżeniami o korupcję.
Jak wynika z najnowszych informacji napływających ze Słowacji, lewicowy Smer zdobył tyle głosów, że będzie w nowej kadencji zdolny do stworzenia samodzielnego rządu. Lewica otrzymała aż 83 miejsca w 150-osobowym parlamencie. Co od rozpadu Czechosłowacji i proklamowania niepodległości nie udało się żadnej innej partii. Oznacza to, że po dwóch latach Fico powróci na fotel szefa rządu.
I będzie mógł bez ograniczeń wprowadzić swoją wizję zupełnie nowego państwa słowackiego. Całkowicie odrzucającego dorobek liberalnej gospodarki. Bowiem powracający do władzy Fico przekonał do siebie Słowaków obiecują rezygnację z podatku liniowego, wstrzymanie prywatyzacji państwowych spółek i pro socjalną reformę systemu emerytalnego. Zapowiedział też powrót Słowacji do wielkiej polityki międzynarodowej i odrzucenie izolacjonizmu, który cechował rządy Ivety Radičovej w kryzysie gospodarczym. Robert Fico gwarantuje też, że Bratysława przestanie prowadzić otwartą wojną z Kremlem.
Tak, jak lider socjalistów jest największym wygranym w historii nowoczesnej Słowacji, tak Radičová może uchodzić za największą przegraną. Wczorajsze przedterminowe wybory parlamentarne zostały rozpisane w efekcie rozpadu kierowanej przez nią szerokiej koalicji chadeków, liberałów i mniejszości węgierskiej, do której doszło jesienią.
Już niestabilność koalicji dość mocno zniechęcała Słowaków do centroprawicy. Wszelkie szanse na utrzymanie się jej przy władzy pogrzebał jednak skandal korupcyjny, którego bohaterami jest mnóstwo polityków z pierwszych stron gazet. Pochodzących raczej z prawej strony sceny politycznej. Z opublikowanych w grudniu nagrań rozmów telefonicznych prominentnych polityków wynika, że brali oni wielomilionowe łapówki za prywatyzację państwowych przedsiębiorstw.