Duchowny oskarżony o molestowanie. Wierni: Szatan opętał ludzi, to świnie są. Księdza Jacusia żal
Mikołaj Podolski
15 maja 2023, 05:47·15 minut czytania
Publikacja artykułu: 15 maja 2023, 05:47
Toruńska kuria utrzymuje, że nic nie wiedziała o wykorzystywaniu chłopca przez księdza w Unisławiu i nie ma podstaw, by wątpić w jej prawdomówność. Ale część mieszkańców przekonuje, że kapłan niespecjalnie krył się ze swoją wyjątkową przyjaźnią z nastolatkiem. Co więcej, były duchowny z okolic, który również był oskarżany o pedofilię, zdradza nam, że ksiądz Jacek nie był jedynym nieujawnionym kapłanem w tych stronach ze słabością do dzieci.
Reklama.
Reklama.
Była duża zażyłość między nim a jednym z ministrantów, ale nie wiem, czy to koleżeństwo, czy coś więcej – mówi nam jedna z parafianek
Zdaniem śledczych rolę w przekonywaniu chłopca do siebie odegrać mógł fakt, że ksiądz był jego spowiednikiem i zaprzyjaźnił się z jego bliskimi
Jacek W. przewijał się w rozmowach między księżmi – nie ukrywa były ksiądz Andrzej S.
- Znałam go. Nie wypowiadam się! - szczupła kobieta chce jak najszybciej przejść na drugą stronę mało ruchliwej jezdni. Czuć od niej alkohol.
- Czemu nie? W porządku był?
- Nie wypowiadam się!
- Robił tu coś złego?
Rozmówczyni stoi jeszcze chwilę, myśli, macha ręką, odwraca wzrok i odchodzi.
Jesteśmy w Ryńsku, który znajduje się w połowie drogi między Toruniem a Grudziądzem. Liczy ledwie 700 mieszkańców, ale ma aż dwa całkiem spore kościoły. W annałach wieś zapisała się ze względu na postać Mikołaja z Ryńska, który – będąc chorążym ziemi chełmińskiej - podczas bitwy pod Grunwaldem zdradził Krzyżaków, a oni później demonstracyjnie ścięli go na rynku w Grudziądzu i zamordowali jego synów. Obie świątynie mieszczą się przy ulicy noszącej współcześnie nazwę Mikołaja Ryńskiego.
Teraz, za sprawą księdza Jacka, nie wszystkim Ryńsk kojarzy się już tak szlachetnie. Mimo że nikt nie mówi głośno, żeby przejawiał tu jakiekolwiek negatywne skłonności.
- To był mój kolega. Kiedy był młody, nie miał żadnych złych zapędów – waha się przez chwilę miejscowa w średnim wieku. - Nawet bym go nie podejrzewała. A co potem się działo, to my już nie wiemy.
Młody mężczyzna po usłyszeniu pytania o Jacka W. wyjmuje papierosa z ust i uśmiecha się bardzo szeroko: - Ja byłem małym dzieckiem, kiedy on tu mieszkał, także nic mi nie wiadomo, żeby tu coś złego robił. Ale tu każdy wie o co jest teraz podejrzewany.
Kapłan wychowywał się niedaleko jednej ze świątyń. Jego rodzina cieszy się dobrą opinią. Jej członkowie odmawiają komentarza.
Nigdy nie pojawiały się takie zarzuty
Wieść o duszpasterzu spadła jak grom z jasnego nieba w lutym. Wcześniej do mediów nie docierały żadne sygnały o sprawie ani o postępowaniu śledczych. Od razu był areszt, więc prokuratura miała wystarczające dowody, by przekonać sąd, że mogło dojść do zarzucanego zgwałcenia.
W mediach pojawiły się zdjęcia kapłana z zakutymi w kajdanki rękoma, którego z samochodu wyprowadzał dwumetrowy policyjny tajniak. Od początku więc cała historia nie pasowała do wielu innych, w których przenoszono księdza do innej parafii, sprawę zamiatano pod dywan, a śledztwo wszczynano dopiero po rabanie podniesionym przez media.
Krótko po decyzji o areszcie rzecznik Kurii Diecezjalnej Toruńskiej Paweł Borowski wydał specjalny komunikat, z którego wynikało, że pokrzywdzony zgłosił się wraz z matką trzy miesiące wcześniej do kurii, a ta poinformowała prokuraturę oraz Watykan. Napisał także, że biskup toruński wyraża smutek, a zarzucane przestępstwo jest wielką krzywdą wyrządzoną ofierze i raną zadaną wspólnocie Kościoła, dlatego diecezja zaproponowała wsparcie terapeutyczne oraz finansowe na leczenie.
"Oskarżony niezwłocznie przestał pełnić funkcję proboszcza. Nie zostały mu także powierzone jakiekolwiek funkcje duszpasterskie w żadnej parafii. Otrzymał zakaz pracy duszpasterskiej z dziećmi i młodzieżą. Informuję także, że wobec oskarżonego nigdy wcześniej nie pojawiały się takie zarzuty" - dodał ksiądz Borowski.
Na nasze pytania rzecznik nie odpowiedział, wysłał nam tylko ten sam, powyższy komunikat, który wysyła wszystkim mediom pytającym o Jacka W.
O kulisach sprawy wiadomo było wtedy niewiele: że ksiądz ma obecnie 45 lat, jego ofiara 23, ale proceder seksualnego wykorzystania miał rozpocząć się dekadę wcześniej, w 2013 r., i trwać przez cztery lata. Chłopiec był ministrantem. Według ustaleń śledczych kapłan nie tylko wykorzystywał go seksualnie, ale też bił. Dlatego ochrzczono go w prasie mianem "potwora w sutannie".
Na przesłuchaniu nie składał wyjaśnień, bo jako podejrzany nie musiał. Do niczego się nie przyznał. Odpowiadał tylko na pytania swojego adwokata, które w znacznym stopniu dotyczyły jego zdrowia.
Tyle porobił, biedak. A ludzie świnie są
- On jest bardzo dobrym człowiekiem – przerywa na chwilę robotę młody mężczyzna wymieniający z kolegami okno, z którego będzie widać świątynię na pagórku w Dąbrówce. - Nikt nic złego tutaj o nim nie mówi. To wszystko jest niemożliwe. Kościół bardzo ładnie wyremontował. Organizował ogniska i spotkania dla dzieci.
Dąbrówka Królewska, gdzie ksiądz Jacek dostał swoje pierwsze i jedyne probostwo, leży tuż pod Grudziądzem. Do tablicy z nazwą miasta można dojść stąd pieszo w godzinę, a dojechać samochodem w 10 minut. Wokół znajdują się pola i lasy.
Kościół jest otoczony starymi drzewami. Historycy datują go na rok 1300. Częściowo zbudowano go z cegły, częściowo z kamienia. Widać, że w ostatnich latach wydano sporo pieniędzy, by prezentował się w pełnej krasie. Miejsce ma też dodatkową, szczególną wartość historyczną, ponieważ przy świątyni pochowano 80 polskich żołnierzy, którzy polegli drugiego dnia II wojny światowej.
Jacek W. objął tę parafię w lipcu 2019 r. Powierzył mu ją biskup toruński Wiesław Śmigiel podczas kameralnej uroczystości w Toruniu, podczas której przekazywał probostwo ośmiu kapłanom. Pochodzący z Ryńska duchowny wyglądał wtedy na zadowolonego, pokłonił się lekko przed hierarchą, odbierając dokument.
Na krótko przed przyjazdem tutaj zagrał w filmie. Dostał rolę księdza zamordowanego podczas II wojny światowej. Wszystko sklejało się w całość, jakby ktoś na górze to zaplanował.
Naprzeciwko kościoła mieści się dom Haliny Wojciechowskiej, która wciąż ma nadzieję, że kapłan okaże się niewinny i wróci do parafii.
- Czuję żal. Ja się naryczałam – nie kryje emerytka. - Ja nie chcę wierzyć w to. Ale ludzie to diabła mają w sobie. Szatan opętał tych ludzi. Jacusia żal. Tyle porobił, biedak. A ludzie świnie są.
83-latka z Dąbrówki wspomina, jak sama otoczyła księdza Jacka opieką, a on później zdobył niemałą popularność w tych stronach. Był wyjątkowo otwarty na ludzi, szczególnie młodych.
- Wobec mnie zawsze w porządku był. Udzielał się sporo – chwali byłego duchownego pani Halina. - Organizował koncerty dla młodzieży i występy w kościele, wystroje różne. W plebanii powstawiał nowe okna, plastiki. W ogrodzie wszystko pięknie urządził. Szkoda tego proboszcza, on był taki do ludzi, swojski. I do młodzieży. Na młodzież był otwarty. Organizował pielgrzymki do Częstochowy. Gdzie on z nimi nie chodził? Pierwszą wigilię, panie, jaką on zrobił! Na plebanii. Stół zastawiony! I co miesiąc spotkania na plebanii były. Na osiemdziesiątkę jaki prezent od niego dostałam!
Słowa pani Haliny znajdują potwierdzenie w sieci. Proboszcz był wyjątkowo aktywny. Również w internecie. Parafia miała swoją stronę w Wikipedii i na Facebooku.
Na oficjalnej stronie gminy Gruta można znaleźć artykuł traktujący o tym, że tuż po jego przyjściu na parafię ruszyły remonty. Cytujemy w oryginalne urzędowy wpis z lipca 2019 r.: "Rozpoczęła się kontynuacja remontu wierzy kościoła oraz kolejny etap renowacji elewacji nawy bocznej kościoła św. Jakuba w Dąbrówce Królewskiej. Prace posuwają się dość szybko. Środki finansowe na dzieło wspólnoty pozyskiwane są od parafian, przyjaciół, ludzi dobrej woli oraz Urzędów Państwowych. Wspierajmy remont modlitwą i pomocą materialną".
Za czasów księdza Jacka przed kościołem stanął też nowy pomnik na cześć bohaterów z 1939 r. Kosztował 40 tys. zł. Został sfinansowany ze środków państwowych przez wojewodę kujawsko-pomorskiego. Na uroczystość odsłonięcia przybył wójt gminy oraz biskup toruński.
Przewodnik duchowy
Pod koniec kwietnia zadaliśmy prokuraturze kilka pytań o sprawę. Ta zmieniała termin odpowiedzi, aż w końcu zdecydowała się na oficjalny komunikat na swojej stronie.
Wynika z niego, że śledztwo już zakończyła i skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko przebywającemu w areszcie księdzu. Zarzuca mu bardzo poważne przestępstwa, m.in.: zgwałcenie małoletniego poniżej 15. roku życia, wykonywanie i poddawanie się innej czynności seksualnej, a także znęcanie się nad swoją ofiarą. Najsurowiej karane jest to pierwsze, księdzu grozi do 12 lat więzienia (w październiku granica za to przestępstwo zwiększy się do dożywocia, ale prawo nie działa wstecz), a w przypadku uznania go winnym nie może zostać skazany na mniej niż trzy lata.
Przepisy karne szczególnie traktują w takich sytuacjach stosunek zależności między ofiarą a oprawcą. W tym przypadku śledczy uznali, że takowy istniał, albowiem chłopiec uznawał Jacka W. za swojego przewodnika duchowego. W praktyce oznacza to, że wyrok może być surowszy.
Gdzie on by miał w głowie, jako chory człowiek
Do czynów, które zarzucono księdzu Jackowi, miało dojść w Unisławiu, z którego roztaczają się bajkowe widoki na pobliską dolinę, kilka kilometrów od Wisły. Kapłan był tu wikarym przez kilka lat i uczył religii w miejscowej szkole.
Unisław to formalnie wieś, ale duża, prawie czterotysięczna. I przy okazji jedno z najlepiej położonych miejsc w regionie, bo w pół godziny można stąd dojechać do centrów obu stolic województwa kujawsko-pomorskiego: Torunia i Bydgoszczy. Pod względem geograficznym to niemalże serce województwa, którego patronem jest Jan Paweł II, a najbardziej znanym mieszkańcem ojciec Tadeusz Rydzyk.
Miejscowi już załamują ręce z bezradności, bo nazwa wsi w ostatnich miesiącach często trafia na pierwsze strony gazet, ale tylko jako miejsce złych zdarzeń; jak nie strzelanina z historią miłosną w tle, to tajemnicza śmierć trzech osób w mieszkaniu. A teraz ten ksiądz.
Przepiękną panoramę można podziwiać m.in. ze wzgórza, na którym wzniesiono Kościół pod wezwaniem św. Bartłomieja. To zabytek, najstarsze jego fragmenty prawdopodobnie pochodzą z XII wieku, kiedy w Polsce nie było jeszcze Krzyżaków. I choć widok świątyni cieszy oczy i odwołuje się do dawnych czasów, to nie brak mu też motywów współczesnych.
W przeszklonej gablocie można znaleźć chociażby ulotkę z napisem "Słucham, wspieram Tv Trwam" oraz informację z numerem telefonu dla ludzi, którzy myślą o rozwodzie, z widocznym logo ministerstwa rodziny. Znajdują się tam także trzy duże plakaty: jeden promuje Radio Maryja, drugi Siódme Narodowe Czytanie Pisma Świętego (z widoczną nazwą honorowego patrona – premiera Mateusza Morawieckiego) oraz trzeci, reklamujący film fabularny o kradzieży figury Świętego Wojciecha, który dostał dofinansowanie ministerstwa kultury.
Obok stoi słup, na którym umieszczono sześć informacji o dofinansowaniach remontów obiektu przez instytucje publiczne. Dowiadujemy się z nich np., że pokrycie dachu zostało dofinansowane z budżetu ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji, a zadanie o nazwie "remont dachu i wymiana ceramicznego pokrycia na kościele", którego beneficjentem jest województwo, dostało aż trzy osobne tabliczki, bo realizowano je etapami, więc na każdej tabliczce osobno oddano cześć władzom regionu.
Niedaleko wejścia do świątyni znajduje się myjnia, której płot jest jednym z najlepszych miejsc reklamowych we wsi. Wisi tam sześć banerów, z czego pięć firmuje miejscowe firmy, a jeden prezentuje twarz Mariusza Kałużnego, posła Zjednoczonej Prawicy z okolic, nieraz cytowanego przez Radio Maryja.
Ciężko prorokować, czy za kilka miesięcy będzie musiał się tu promować podczas kolejnych wyborów, bo cztery lata temu Zjednoczona Prawica zlała konkurencję w Unisławiu, zgarniając tu 44 proc. w głosowaniu do Sejmu, podczas gdy Koalicja Obywatelska dostała 27 proc., PSL 12 proc., a SLD 10 proc.
Wychodząca z kościoła kobieta patrzy w kierunku myjni, zakłada okulary słoneczne i chwyta rower.
- Przepraszam, czy ksiądz Jacek pełnił posługę tutaj?
- Tak. Ale ja nie jestem z tej parafii, tylko z sąsiedniej. Tutaj tylko czasem przebywam i uczestniczę w mszach. Znam jednak parafiankę stąd i ona bardzo dobre słowo o nim miała. Ona chora, a on do niej przyjeżdżał z ciałem Pana Jezusa. A wie pan, że są wyroki, gdzie ludzie siedzą niesprawiedliwie? Zastanawiam się, czy te zdarzenia rzeczywiście miały miejsce. Jeżeli ten ksiądz rzekomo robił krzywdę temu ministrantowi, to czemu on nie powiedział "Mamo, tato, ja już nie chcę służyć do mszy"? Przecież nawet małe dzieci protestują, że nie chcą chodzić do przedszkola.
Podczas rozmowy unisławianka wspomina o dawnej chorobie kapłana, która nie była tajemnicą w żadnej miejscowości, w której mieszkał. Jej zdaniem to może być dowód na jego niewinność. Ze względów prawnych nie możemy napisać, na co cierpiał, ale jego życie było zagrożone.
- Gdzie on by miał w głowie, jako chory człowiek, gdzie ma cierpienie obok... To już by był naprawdę potwór, nie? - pyta kobieta zza ciemnych okularów. - Znajoma robiła mu wtedy posiłki, bo źle znosił leczenie. Dlatego nie chce mi się wierzyć, że mógłby się dopuścić takich czynów. Grubo mi się wydaje, że to pomówienie.
- A pani coś by chciała powiedzieć o księdzu? - Ze świątyni wychodzi kolejna osoba.
- Ten pokrzywdzony nie ma teraz piętnastu lat. A on siedział tutaj wiecznie! – w głosie chrześcijanki słychać złość na młodego mężczyznę, który zgłosił sprawę śledczym.
- Ten ministrant siedział tutaj wiecznie?
- Nie wiem, czy to ten, ale jeden siedział. Ja się nie wypowiadam, bo jak się dowiedziałam, to nie wierzyłam.
Uderzał go, wyzywał, popychał, rozdarł ubranie
Według Prokuratury Rejonowej w Chełmnie, zanim doszło do wykorzystywania seksualnego, ksiądz Jacek został spowiednikiem chłopca, co mogło mieć znaczenie dla dalszego obrotu spraw. Tak samo jak to, że kapłan zaprzyjaźnił się z rodziną nastolatka.
Śledczy ze względów prawnych musieli oddzielić czyny, które zostały popełnione przed ukończeniem przez niego 15. roku życia od tych, które zostały popełnione później, gdy wciąż był niepełnoletni, ale miał ukończone 15. lat.
O pierwszej grupie Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku mówi tak: - Jacek W. doprowadzał małoletniego do obcowania płciowego oraz do wykonywania i poddawania się innej czynności seksualnej w krótkich odstępach czasu, przy użyciu podstępu polegającego na dostarczaniu mu napojów alkoholowych, wina oraz piwa, i nakłanianiu go do spożywania alkoholu oraz zainscenizowaniu mszy świętej, podczas której poświęcił i podarował mu różaniec zakładany na palec oraz wypowiadając słowa, że od tej chwili są mężem i żoną.
Natomiast po 15. roku życia relacje chłopca z księdzem miały ulec zmianie i przypominać nieco te, które znane są z niektórych nagłośnionych w Polsce przypadków kościelnej pedofilii. Duszpasterz miał stwarzać namiastkę przyjaźni, być może nawet związku, zdaniem prokuratury wykorzystując stosunek zależności i jednocześnie faworyzować nastolatka. Zabierał go na wycieczki, do fryzjera, kupował mu okulary, ubrania, buty oraz telefony komórkowe. Ustalenia śledztwa wskazują, że nie robił tego bezinteresowne.
- Doprowadzał go do obcowania płciowego oraz do wykonywania i poddawania się innej czynności seksualnej - wyjaśnia kulisy tej relacji prokurator Kukawski. - Dodatkowo znęcał się nad nim psychicznie i fizycznie. Uderzał go, wyzywał, popychał, rozdarł całe ubranie oraz w jednym przypadku zmusił go do spania nago w zamkniętym pomieszczeniu, do którego ten nie miał kluczy.
Kapłan nie był wcześniej karany. Wciąż nie przyznaje się do winy. Mimo że zasłaniał się swoim stanem zdrowia w inkryminowanym okresie, zdaniem prokuratury nie ma mowy o wyłączeniu odpowiedzialności karnej.
- Nie miał zniesionej ani ograniczonej w stopniu znacznym zdolności do rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem - ucina spekulacje rzecznik toruńskiej prokuratury okręgowej.
Jacuna to ja znam
Ministrant, który według parafianki "siedział wiecznie" na parafii to faktycznie pokrzywdzony. I o jego wyjątkowej zażyłości z księdzem wiedziało niemało mieszkańców Unisławia. Jedna z dobrze poinformowanych o sprawie osób twierdzi nawet, że kapłan nie tylko uwiódł chłopca, ale też w pewien sposób, psychologiczny, zrobił to również z jego bliskimi.
- To było wyrafinowane. Ale też podstępne – uważa.
Rodzina pokrzywdzonego początkowo zgodziła się na rozmowę z nami, ale po konsultacji z prawnikiem się wycofała. Mecenas, który ją reprezentuje, przebywał na urlopie, kiedy zbieraliśmy materiał, więc nie chciał komentować sprawy.
- Tego księdza tu wszyscy znali. Moim zdaniem jest prawdopodobne, że mógł skrzywdzić to dziecko. Na pewno była duża zażyłość między nim a jednym z ministrantów, ale nie wiem, czy to koleżeństwo, czy coś więcej – sięga do pamięci brunetka, która wyszła na spacer z pociechą, by podziwiać zachwycający widok na dolinę. - Ale z naszej perspektywy to był super ksiądz. Przychodził na kolędę, z każdym porozmawiał. A na kolędach dzieciakom oprócz obrazków dawał też lizaki. On się bardzo angażował; czy to w przygotowanie dzieci do komunii, czy inne kursy.
Sprzedawczyni z jednego z miejscowych sklepów też ma dobre zdanie o księdzu Jacku: - Ludzie tu nie bardzo w to wszystko wierzą. On był taki otwarty dla młodzieży. Wydaje mi się, że ściągnął jej trochę do kościoła. Miał na przykład inne podejście do bierzmowania niż inni księża. To taki młodzieżowy ksiądz.
Informacje o otwartości kapłana na młodzież można znaleźć nawet w archiwalnych zapisach na stronie unisławskiej parafii: "W dzień św. Szczepana podczas Mszy św. dziewczęta i chłopcy z klas szóstych w barwnych, misyjnych strojach uczestniczyli w Mszy św., włączyli się w czytania, śpiew psalmu oraz modlitwę powszechną. Ksiądz Jacek pobłogosławił i rozesłał kolędników do rodzin naszej parafii".
Na tyłach kościoła pw. św. Bartłomieja nie ma żadnych informacji ani tabliczek związanych z władzami. Ktoś za to namalował obok bramy, na murze czarną farbą napis "In nomine De inostri Satanas Luciferi excelsi", dodając obrazek z pentagramem. To zwrot, napisany tutaj z błędem, używany czasem przez fanów okultyzmu, który można przetłumaczyć "W imię naszego boga Szatana, wspaniałego Lucyfera".
Za tą bramą Tomek, ubrany na czarno mężczyzna koło sześćdziesiątki, porządkuje grób swojej partnerki na cmentarzu roztaczającym się wokół świątyni. Przychodzi tu co kilka dni i często rozmawia z parafianami. Tłumaczy, że księdza nie da się zapomnieć.
- To Jacek. Jacuna to ja znam. Był u mnie na kolędzie. Wikarym był jeszcze. Normalnie się zachowywał. Był uczynny. Powiedziałem, że nie mam na chleb. Wyciągnął pieniądze, chyba dychę, i dał mi. I se poszłem do sklepu i se kupiłem. Ciężko chorował. A potem wyjechał pod Grudziądz – mieszkaniec chwali się swoją wiedzą o kapłanie.
- Ale tego, co on robił z chłopakiem, to nikt nie wyłapał?
- Tu w Unisławiu trąbili o tym. I to fest trąbili.
- Co trąbili?
- Że zabierał się za młodego.
- Ale za jednego tylko?
- Ja wiem tylko o jednym.
- I trąbili, jak to się działo?
- Jo. Ale go już nie ma tu ze cztery lata. Jak to zaczynało się dziać, to trąbili już. Ludzie tu pier*****i, bo nie mogli zdzierżyć, że on się zabrał za młodego.
Czy to na pewno była tajemnica?
W ubiegłym roku ciągnięty za język były ksiądz Andrzej S. twierdził, że na terenie toruńskiej kurii są jeszcze kapłani o skłonnościach pedofilskich, którzy nie zostali ujawnieni. Nazwisk nie chciał zdradzić.
Jego historia jest zupełnie inna od tej, którą nakreślił ksiądz Jacek, albowiem Andrzej S. nigdy nie trafił do aresztu, a tym bardziej nie siedział w więzieniu za zarzucane mu wykorzystanie seksualne dziecka. Przegrał jednak proces cywilny (pozwanym była także diecezja pelplińska i parafia kartuska, gdzie wszystko miało się dziać) z Markiem Mielewczykiem, który zarzucił mu, że był jako chłopiec jego ofiarą. Wydalono go ze stanu duchownego w 2016 r., ale wciąż ma kontakt z niektórymi duchownymi. Wrócił w swoje rodzinne strony, niecałe 30 km od Unisławia.
- Czy mówiąc mi kilka miesięcy temu o księżach, którzy mieli wykorzystywać dzieci, miał ksiądz na myśli również księdza Jacka?
- Między innymi jego. Ale o nim wiem niewiele. Jest wiekowo młodszy ode mnie. Nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu, tyle tylko, co przewijał się w rozmowach między księżmi.