Ujawniono listę księży pedofilów. Terlikowski: Wstrząsające. Kościół dawno powinien przeprosić
Redakcja naTemat.pl
19 maja 2023, 17:06·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 maja 2023, 17:06
"Wstrząsająca lektura" – tak Tomasz Terlikowski, katolicki dziennikarz i publicysta skomentował listę księży podejrzewanych i skazanych za przestępstwa seksualne opublikowaną w czwartek przez "Rzeczpospolitą". "Jeśli po tym wstrząsającym dokumencie znowu zapadnie cisza, to niestety trzeba będzie uznać, że nadal w polskim Kościele nie ma zrozumienia dla zbrodni, jaka się wydarzyła" – napisał.
Reklama.
Reklama.
"Wstrząsająca lektura raportu Tomasz Pająk Krzyżak i Piotr Litka. Kolejne nazwiska, historie i powtarzający się (nie zawsze, ale zazwyczaj) schemat: ksiądz nawet po wyroku wraca i pełni ważne funkcje duszpasterskie, a obecnie uchodzi za prześladowanego przez reżim komunistyczny. Tak jakby nic się nie stało. Tak wówczas było, w diecezjach, zakonach i zgromadzeniach, skrzywdzeni nie mieli znaczenia, liczyło się kapłaństwo" - napisał na swoim profilu na Facebooku Tomasz Terlikowski, katolicki dziennikarz, publicysta, pisarz.
Tymi słowami Terlikowski nawiązał do opublikowanej w czwartek przez "Rzeczpospolitą" listy księży podejrzewanych i skazanych za przestępstwa seksualne w czasach PRL. Z dokumentu wynika, że między 1944 a 1989 roku władze PRL zajmowały się 121 przypadkami, w których doszło lub mogło dojść do wykorzystywania nieletnich przez osoby duchowne lub w inny sposób związane z kościołem.
"Rzeczpospolita" wskazuje, że pokrzywdzonych w tych sprawach mogło być nawet 1100 dzieci. Według "Rz" sprawcami oraz osobami podejrzewanymi o molestowanie dzieci byli m.in. prowadzący rekolekcje, katecheci, tłumacze i badacze Pisma Świętego, przewodnicy pielgrzymek, autorzy śpiewników. Pełna lista dostępna jest na stronie internetowej gazety. Terlikowski wyjawił, że lektura wiele go kosztowała.
"Nie umiałem czytać tej listy spokojnie, bo za każdym z tych nazwisk (a czasem inicjałów księdza) stoi dramat, złamane życie, odebrane dzieciństwo, straszliwy ból konkretnych osób - dziewcząt i chłopców, a później mężczyzn i kobiet, ich bliskich, często także ich dzieci. Nie znamy imion i nazwisk tych dzieci, i dobrze, ale znając innych skrzywdzonych, wiemy, co czuli, jakie z dużą dozą prawdopodobieństwa mogły być ich losy. Teraz trzeba się skupić na nich" - napisał na swoim Facebooku.
Terlikowski stwierdził, że władze Kościoła Katolickiego w Polsce, aby zachować swoją wiarygodność i "być świadkiem Ewangelii" powinny spróbować dotrzeć do pokrzywdzonych z przekazem prośby o przebaczenie, zapewnieniem o zadośćuczynieniu, z jasnym komunikatem, kto był wówczas sprawcą, a kto ofiarą, a także z jasnym odrzuceniem zachowań ówczesnych przełożonych tamtych biskupów i prowincjałów". "To powinno stać się już dawno" – napisał.
"Dostęp do akt IPN kościelni badacze mają od dawna. I co? I nic! Jak zwykle (tak, właśnie jak zwykle) pracę za nich odwalili dziennikarze. Ani diecezje, ani zakony, ani zgromadzenia nie sprawdziły tych danych. Nie słychać o próbie dotarcia do osób skrzywdzonych, zadośćuczynienia, zwykłego przepraszam - jeśli nie od ówczesnych przełożonych (ci już zazwyczaj nie żyją), to od obecnych. A to jest absolutna podstawa. Głośne (niekoniecznie osobiste, bo nie ma pewnością, że osoby te chcą się spotkać z przedstawicielami instytucji) przepraszam, pokuta, jasna deklaracja zadośćuczynienia (także finansowego), zaproszenie do kontaktu. I jasna ocena tamtego modelu działania biskupów i przełożonych" – zwrócił uwagę Terlikowski.
"Jeśli dalej jej nie będzie, jeśli po tym wstrząsającym dokumencie znowu zapadnie cisza, znowu nie będzie ani słowa od biskupów archidiecezji przemyskiej, częstochowskiej, wrocławskiej, diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, zgromadzeń salezjanów, werbistów, franciszkanów konwentualnych (to tylko wybrane diecezje i zakony, bo jest ich na tej liście o wiele więcej) to niestety trzeba będzie uznać, że nadal w polskim Kościele nie ma zrozumienia dla zbrodni, jaka się wydarzyła. Owszem są procedury (to prawda są), owszem są delegaci, ale powodem (poza autentyczną empatią kilkudziesięciu osób zaangażowanych w te sprawy) nie jest empatia, świadomość zbrodni, ale obawy przez karami watykańskimi. Czas biegnie" – podkreślił na koniec.